Reklama

Mój dzień zaczyna się wcześnie, jeszcze zanim miasto obudzi się na dobre. Czasem, kiedy wsiadam do tramwaju o świcie, widzę ludzi zmęczonych, z kubkami kawy w rękach, z nosem w telefonie. Ja nie mam takiego luksusu – moją kawę piję w biegu, zarzucając na ramię torbę z detergentami. Bo ja sprzątam. Nie „pomagam w domu” ani „doglądam mieszkań”. Sprzątam cudze domy za pieniądze, i nie mam z tym problemu. To uczciwa praca, która pozwala mi żyć na własnych zasadach.

Reklama

Miał się za lepszego

Mój mąż Czarek widzi to inaczej.

– Czemu się nie weźmiesz za coś normalnego? – marudzi, kiedy wracam do domu zmęczona, ale zadowolona, bo udało mi się doczyścić jakiś absurdalnie drogi, biały dywan, który ktoś idiotycznie położył w kuchni.

– Co to znaczy „normalnego”? – pytam, wiedząc, co zaraz powie.

– No wiesz… coś w biurze, z ludźmi, gdzie nie musisz się babrać w cudzym brudzie…

Bo według Czarka sprzątanie to obciach. „Ola zajmuje się domem” – tak mówi znajomym i rodzinie, jakbym była bezrobotna. A ja nie tylko mam pracę, ale jestem w niej dobra. Klienci polecają mnie sobie nawzajem, cenią mnie, zostawiają klucze do mieszkań bez wahania. Nie mam zamiaru się tego wstydzić.

On widzi to inaczej, a siebie jako wielkiego biznesmena, który w garniturze chodzi na spotkania, zarządza, robi „ważne rzeczy”. Jest dumny z własnej pozycji, ale wstydzi się tego, kim jestem ja. I choć kocham go, coraz częściej zastanawiam się, czy to wystarczy, bym nadal godziła się na bycie tą, o której się nie mówi.

Było nudno

Był podekscytowany, gdy jego szef zaprosił nas na przyjęcie. Tydzień chodził napięty, dobierał krawat, prasował koszulę trzy razy, a mnie instruował, jak mam się zachowywać.

– Nie mów za dużo, nie opowiadaj o pracy, jak ktoś zapyta, to powiedz, że zajmujesz się domem.

Pokiwałam głową, choć wewnętrznie aż się we mnie gotowało. Nie miałam ochoty iść, ale wiedziałam, że to dla niego ważne. Więc poszłam.

Przyjęcie odbywało się w ogromnym domu, takim, jakie sprzątam na co dzień. Kryształowe żyrandole, porcelanowa zastawa, wszystko błyszczące i sterylne. Było tak czysto, że niemal czułam zapach środków, których sama używałam.

– No i jak? Podoba ci się? – Czarek uśmiechnął się dumnie, jakby to on był właścicielem tego domu.

– Ładnie – odpowiedziałam krótko, rozglądając się po twarzach gości.

Byli tu wszyscy: współpracownicy Czarka, ich żony, ważni klienci. Czułam się trochę jak intruz, ale robiłam dobrą minę do złej gry. Przez pierwszą godzinę rozmowy krążyły wokół tematów, na które nie miałam ochoty się odzywać: kto kupił nowy samochód, kto zmienia mieszkanie na większe, kto wyjeżdża na narty do Austrii. Uśmiechałam się, sączyłam wino i starałam się nie myśleć o tym, jak bardzo różnię się od tych ludzi.

Kpił ze mnie

W końcu ktoś zapytał Czarka o mnie.

– A ty, Olu, czym się zajmujesz?

Mój mąż się zawahał na moment. Uśmiechnął się krzywo, jakby zaraz miał powiedzieć coś zabawnego.

– Moja żona zna ten dom lepiej niż gospodyni. W końcu tu sprząta.

Chwila ciszy, a potem śmiech. Nie głośny, ale taki cichy, uprzejmy, pełen rozbawienia. Zrobiło mi się gorąco. Serce zaczęło mi walić, ale nie pozwoliłam sobie na żadną reakcję. Uśmiechnęłam się, choć czułam, jak coś we mnie pęka.

– No cóż, ktoś musi to wszystko ogarniać – powiedziałam spokojnie i napiłam się wina, jakby nie stało się nic wielkiego.

Nikt już nie drążył tematu, rozmowy wróciły do luksusowych wakacji i mieszkań, ale ja czułam się, jakby ktoś postawił mnie na środku pokoju i kazał wszystkim oceniać. W końcu przeprosiłam i wyszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam na siebie w lustrze.

Było mi przykro

„Czemu on to zrobił?” – pomyślałam. Mógł powiedzieć: „Ola prowadzi własny biznes sprzątający”, albo: „Moja żona dba o domy innych ludzi i robi to świetnie”. Ale wolał mnie upokorzyć, by zyskać w oczach tych ludzi, pokazać, że on jest kimś, a ja tylko sprzątaczką.

Wiedziałam już jedno: Czarek nigdy nie przestanie się mnie wstydzić.

Wracaliśmy samochodem w milczeniu. Czarek prowadził, co jakiś czas zerkając na mnie, ale nie powiedział ani słowa. Wpatrywałam się w ciemność za oknem, próbując zebrać myśli.

– Dobra, nie obrażaj się – odezwał się w końcu. – To był tylko żart.

Nie odpowiedziałam.

– No co? Ludzie się śmiali, było miło, a ty robisz z tego dramat.

– Dramat? – odwróciłam się do niego. – Naprawdę tak to widzisz?

– Ola, błagam. Wyluzuj.

– Wyluzuj?! Czarek, ty mnie upokorzyłeś. Przy wszystkich.

Westchnął głośno i potrząsnął głową.

– Nie przesadzaj.

– Nie przesadzam. Miałeś do wyboru milion różnych sposobów, żeby powiedzieć, czym się zajmuję. Mogłeś to powiedzieć normalnie, ale wolałeś mnie ośmieszyć.

Miałam tego dosyć

Przyspieszył, jak zawsze, kiedy się denerwował.

– Daj spokój. Ludzie mają gorsze prace i nie robią scen.

– A może problem nie leży w mojej pracy, tylko w tobie? To ty masz problem z tym, kim jesteś.

Milczał.

– Bo widzisz, ja się nie wstydzę. Lubię swoją pracę, jestem w niej dobra. I nie zamierzam się ukrywać, żebyś ty mógł budować sobie wizerunek kogoś lepszego.

– Czy ty właśnie sugerujesz, że nie jestem lepszy? – prychnął.

– Dokładnie to sugeruję.

Zapadła cisza. Czułam, że to koniec tej rozmowy. I może czegoś jeszcze.

Przez następne dni Czarek próbował wrócić do normalności. Zachowywał się, jakby nic się nie stało, jakby tamtej rozmowy nie było. A ja obserwowałam go uważnie i widziałam, że on naprawdę nie rozumie, co zrobił.

Cisza między nami zaczęła być nieznośna. W końcu pewnego wieczoru po prostu to powiedziałam:

– Odchodzę.

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie dosłyszał.

– Co?

– Odchodzę – powtórzyłam spokojnie.

Był zszokowany

– Nie wygłupiaj się.

– Nie wygłupiam się. To nie była jedna sytuacja. Ty mnie nie szanujesz. I nie szanowałeś nigdy.

– Przestań dramatyzować – powiedział, ale w jego głosie nie było już pewności.

– Myślałeś kiedyś, jak to jest być w związku z kimś, kto się ciebie wstydzi?

Nie odpowiedział.

– Ja już nie muszę się nad tym zastanawiać. Już wiem. I nie zamierzam dłużej w tym tkwić.

Patrzył na mnie w szoku, jakby pierwszy raz dostrzegł, że naprawdę mogę go zostawić.

– Ola, nie przesadzaj.

– Nie, Czarek. Tym razem nie przesadzam.

Pakowałam walizkę bez pośpiechu. Wzięłam tylko swoje rzeczy, nic więcej. Nie czułam smutku ani wątpliwości, nie było łez ani sentymentów. Kiedy wrócił do domu i zobaczył mnie w przedpokoju z torbą, przez chwilę stał w drzwiach bez ruchu.

– Ty naprawdę to robisz… – powiedział cicho.

– Tak.

Byłam nieugięta

– I co teraz? Dokąd pójdziesz?

– Na razie do siostry. Potem zobaczymy.

– Ola, no błagam. Jesteśmy małżeństwem.

– Byliśmy.

Patrzył na mnie, jakby liczył, że się rozmyślę. Ale ja byłam pewna.

– To dlatego, że cię upokorzyłem na tym przyjęciu? – próbował zrozumieć.

– To dlatego, że nie szanujesz mnie od lat – powiedziałam. – I nawet teraz nie widzisz w tym problemu.

Nie próbował mnie zatrzymywać. Może myślał, że wrócę. Nie miałam zamiaru wracać.

Przez pierwsze tygodnie czułam się dziwnie. Nie dlatego, że tęskniłam za Czarkiem – raczej dlatego, że po raz pierwszy od dawna nikt nie umniejszał mojej wartości. Mogłam mówić, co robię, bez udawania, że to nic ważnego. Mogłam wreszcie czuć dumę z tego, co osiągnęłam. A potem przyszła decyzja, która zmieniła wszystko.

Podczas jednej z wizyt u klientki, starszej pani, która ceniła mnie od lat, usłyszałam coś, co mnie zastanowiło.

– Olu, pani to by mogła mieć swoją firmę. Zdolna, uczciwa, profesjonalna. Aż dziw, że jeszcze pani sama tego nie prowadzi.

Miałam plan

Wróciłam do domu i nie mogłam przestać o tym myśleć. Przez lata pracowałam u kogoś, ale przecież znałam ten rynek jak własną kieszeń. Wiedziałam, czego klienci oczekują, umiałam to robić lepiej niż większość.

Niecałe trzy miesiące później zarejestrowałam działalność. Mała firma sprzątająca, ale z profesjonalnym podejściem. Nie byłam już sprzątaczką. Byłam właścicielką. Pierwsze miesiące były trudne, ale pracowałam ciężko i uczciwie. Klienci mnie polecali, miałam coraz więcej zleceń. Zatrudniłam pierwszą osobę, potem drugą. A potem zaczęłam zarabiać więcej niż Czarek.

Pewnego dnia spotkałam wspólną znajomą.

– Słyszałam, że świetnie ci idzie – powiedziała z uśmiechem. – Czarek chyba nie jest zachwycony… Zawsze chciał być tym, kto zarabia więcej.

Nie skomentowałam. Ale w środku poczułam coś dziwnego. Nie satysfakcję, nie radość z zemsty. Po prostu ulgę. Bo teraz to on musiał zmierzyć się ze swoim wstydem.

Byłam z siebie dumna

Spotkałam Czarka przypadkiem w centrum handlowym. Stał w kolejce do kasy, zobaczył mnie i na moment zamarł.

– Ola… – powiedział cicho, podchodząc. – Nie sądziłem, że tak ci się uda.

– Czego się nie spodziewałeś? Że będę sobie radzić bez ciebie? – zapytałam spokojnie.

Patrzył na mnie uważnie, jakby szukał w mojej twarzy dawnej Oli, tej, która milczała, kiedy ją zawstydzał.

– Nigdy nie chciałem cię zranić – westchnął.

– Ale mnie zraniłeś – powiedziałam. – I dobrze, bo to mi pokazało, że nie chcę być z kimś, kto mnie nie szanuje.

Nie miał już nic do powiedzenia. Po raz pierwszy to on czuł się mały.

Ola, 39 lat

Reklama

Czytaj także:
„Mąż spędzał czas w delegacjach, a ja w łóżku szwagra. Gdy miłość w małżeństwie się wypala, trzeba szukać gdzie indziej”
„Mąż zamiast różanych perfum dał mi na walentynki krem na zmarszczki. Czy można być bardziej bezczelnym?”
„Wysłałem syna na prawo, choć sam ledwo skończyłem zawodówkę. Byłem czerwony ze wstydu, gdy usłyszałem, co o mnie myśli”

Reklama
Reklama
Reklama