To, co nosisz, ma znaczenie. Jak ubrania z sieciówek stały się pętlą na szyi

Modopolis fot. Adobe Stock, THINK b
Autorka książki „Modopolis. Dlaczego to, co nosimy, ma znaczenie” jest wziętą reporterką modową z zacięciem śledczym. Dana Thomas demaskuje branżę mody, rozlicza z grzechów wielkie marki, jak Zara, Gucci, H&M. Bazuje na rozmowach, danych, faktach - nie jest to pozycja do poduszki, ale solidne kompendium wiedzy o branży modowej i jej przyszłości.
Edyta Liebert / 21.09.2021 07:19
Modopolis fot. Adobe Stock, THINK b

Dana Thomas, autorka książki „Modopolis. Dlaczego to, co nosimy, ma znaczenie”, na samym wstępie nadmienia, że pisząc książkę o przemyśle modowym i jego praktykach miała na sobie czarną sukienkę z białym kołnierzykiem uszytą w Bangladeszu. Ja, chcąc podzielić się wrażeniami z lektury, siedzę w golfie i dresowych spodniach, pochodzących z jednego z największych koncernów modowych. Na metkach mam wzmiankę o Turcji.

O czym jest ta książka

Dana Thomas skupia się na tym, co jest ważne tu i teraz, na zjawiskach w branży modowej (głównie fast fashion). To obszerna ilość faktów, skondensowana wiedza w pigułce, której nie czyta się szybko ani łatwo. Książka Dany Thomas to ponad 400-stronicowe kompendium o modzie causualowej, o ciuchach, które kupujemy i nosimy na co dzień. Bezrefleksyjnie i nałogowo.

Dlaczego marki zdecydowały się na offshoring, czyli przenoszenie produkcji do Azji i omawia cały proces, który nigdy dotąd nie został opisany tak obszernie w żadnej publikacji o branży modowej. Thomas podkreśla, że przenoszenie produkcji do Azji Wschodniej w celu obniżenia kosztów produkcji stało się sednem problemu wyzysku i bez zbędnych zakrętów prowadzi prosto do katastrofy ekologicznej.

Staje też po drugiej stronie barykady opisując problem plagiatów i notorycznego kopiowania pomysłów kreatorów mody. Thomas podróżuje na Wschód, po Europie i po Stanach Zjednoczonych i stawia nie tylko tezy, lecz szuka też ich potwierdzeń: w rozmowach z wielkimi nazwiskami, projektantami i designerami. Przedstawia sylwetki pracowitych ludzi, których sukces jest grabiony, gdy projekty trafiają do social mediów.

 Jest taka scena w filmie „Diabeł ubiera się u Prady”, w którym postać grana przez Meryl Streep wygłasza monolog na temat odcienia paska tłumacząc, że coś, co może wydawać się trywialne, jest w naszych rękach, bo ktoś wcześniej to stworzył. Moda nie jest dziełem przypadku, a wielkich, kreatywnych umysłów. Okradanych. To dotyczy nas wszystkich, bo nosimy ubrania, printy, kolorystyczne połączenia które są odbiciem wielkich projektów.

Autorka wylicza grzechy i błędy branży modowej. Stawia pytania co nosimy, dlaczego ubrań jest za dużo i dlaczego konieczna jest zmiana podejścia do konsumowania mody. Thomas zaprasza do podjęcia wysiłku razem z nią. Omawia początki modowego kapitalizmu i (XVIII-XIX w.) produkcji odzieży; dowiadujemy się, jak wyglądał ten przemysł 200 lat temu i co zmieniło się w przeciągu kilku dekad. Paradoksalnie, nie zmieniło się tak wiele...

Zmień swoje nawyki

Autorka pokazuje, co możemy zrobić, czyli kupować mniej i rozsądniej. Książka została wydana przed pandemią, ale de facto pandemia pewne procesy przyspieszyła. Moda stała się bardziej bliska ciału, a my zaczęliśmy zadawać pytania czy naprawdę potrzebujemy tych ubrań, co możemy zrobić ze stertą ciuchów, które leżą latami w szafie. Zaczęliśmy dążyć do świadomych zakupów, zwracać uwagi na skład produktu pod kątem recyclingu, ale też na pochodzenie ubrania czy sposób produkcji odzieży.

Książka Modopolis - Dana Thomasfot. Książka „Modopolis. Dlaczego to, co nosimy, ma znaczenie”/Archiwum prywatne

Thomas zwraca też uwagę na zjawisko greenshoringu. Znane marki maskują lub ukrywają przed opinią publiczną prawdziwe dane na temat kulis produkcji, źródeł pozyskiwania materiałów, mydląc oczy proekologicznymi działaniami np. zbiórkami używanych ubrań, jednocześnie przyczyniając się w znacznym stopniu do nadprodukcji odzieży i konsumpcjonizmu.

Thomas rzuca światło na zagadnienia, które przeciętnego konsumenta nie zastanawiają, gdy widzi rozwieszone na wieszakach tysiące sukienek, spodni czy bluzek. Co dzieje się z niesprzedanymi ubraniami? Jak wygląda produkcja odzieży ze sztucznych materiałów (poliester, nylon), jaka jest szkodliwość zawartych w odzieży barwników (dżins)? Jakie konsekwencje niesie za sobą uprawa bawełny? Ile wody zostaje zużyta do produkcji klasycznych dżinsów?

Bawełna nieekologiczna — zwana w branży „konwencjonalną” — to jedna z najbardziej szkodliwych upraw rolniczych. Na jej ochronę idzie jedna piąta środków owadobójczych — oraz ponad 10 procent pestycydów — choć zajmuje zaledwie 2,5 procent gruntów ornych świata. (...) Konwencjonalna bawełna ma też niebywałe pragnienie: wyhodowanie jednego kilograma pochłania przeciętnie 10 tysięcy litrów wody. Do jej przetworzenia potrzeba jeszcze więcej: około 19 tysięcy litrów na wytworzenie jednego T-shirtu i pary dżinsów. Jeśli produkcja odzieży utrzyma obecne tempo, w roku 2030 zapotrzebowanie na wodę o 40 procent przewyższy światowe zasoby.

Opisuje ciemną stronę biznesu, ale pozostawia też miejsce na opisywanie pozytywnych zmian; część firm zdecydowała na onshoring, czyli sprowadzanie produkcji do rodzimych krajów. Opisuje też zjawisko rightshoringu - stare, porzucone fabryki są adaptowane przez marki, bo coraz więcej marek chce produkować ubrania na przejrzystych zasadach.

Wiele firm etykietuje, opisuje i informuje konsumentów o certyfikatach materiałów i miejscu ich produkcji zgodnie z ekologicznymi standardami i z zachowaniem poszanowania praw człowieka. Co więcej, marki (nawet polskie, np. Le Collet) tak organizują produkcje i dostawy tak, by neutralizować ślad węglowy.

Drugą część książki zajmują opisy praktyk, które można wdrożyć, aby odwrócić sytuację, która aktualnie jest naszą pętlą na szyi. Thomas podsuwa pomysły tworzenie wypożyczalni ubrań, traktowanie drugiego obiegu, recyclingu i upcyclingu jako normę. Wspomina o pierwszym ekologicznym domu handlowym w Londynie („Selfridges”). Prosty konsumpcjonizm odchodzi do lamusa.

Autorka nie tylko rzuca hasła, ona podaje rozwiązania, również sięgając po te, które mają za chwilę się pojawić na globalną skalę, a dopiero raczkują.

Nowoczesne technologie pukają do drzwi

Niesamowity rozdział o nowych technologiach traktuje o alternatywach dla syntetyków czy bawełny uprawianej w tradycyjny sposób. Mamy już szeroka paletę ekomateriałów. Jedwab tkany z pajęczej nici (microsilk), dżins barwiony przy użyciu nieszkodliwych dla środowiska i człowieka technologii, produkcja z zastosowaniem metod redukującej wykorzystanie wody o 90%, nowoczesna ekoskóra - to dzieję się już.

Na rynku pojawiają się dżinsy, które są piaskowane i wypierane w sposób niezagrażający zdrowiu pracownika oraz są neutralne dla środowiska. Absolutnym zaskoczeniem jest zoya - sztuczna skóra stworzona z drożdżowego kolagenu, ekoskóra z grzybni (nylo), nylon z sieci rybackich czy dywanów (econyl wykorzystują marki takie, jak Intimissimi czy Bodymaps).

Modopolis - okładka

Ale moda to nie tworzenie od nowa, ale szukanie też rozwiązań: opracowana metoda oddzielania włókien bawełnianych od poliestrowych w ubraniach z mieszanek daje nadzieję na skuteczny recycling. Dzięki tej technologii będzie możliwe, by wykorzystać góry ubrań.

Nam, konsumentom, przypada kluczowa rola. Pora porzucić bezmyślne zakupy i zastanowić się nad tym, co robimy — w sensie kulturowym i duchowym. Chcąc przyspieszyć zmianę, musimy sobie uświadomić, w jaki sposób znaleźliśmy się w obecnym punkcie. Musimy przyjrzeć się branży o nazwie Modopolis. Tylko wtedy zdołamy coś zmienić na lepsze. Na pytanie: >>Co mam dzisiaj na siebie włożyć<<, powinniśmy umieć odpowiedzieć kompetentnie i z nutką dumy. Nie przywiązywaliśmy wagi do tego, co nosimy, lecz możemy ubierać się świadomie. Pora, by w końcu zaczęło nas to obchodzić.

Redakcja poleca

REKLAMA