Żwawym krokiem w słoneczny poranek opuszczasz swoje świeżo wyremontowane mieszkanie i podążasz do pracy, którą lubisz. Wsiadasz do może nie najnowszej klasy, ale całkiem przyzwoitego samochodu, a pod drodze myślisz o tym, dokąd tej zimy pojechać na narty. Docierasz do biura. Włączasz komputer i robisz sobie kawę. Zanim jednak zabierzesz się do wykonywaniu obowiązków, zerkasz jeszcze na kilka minut na Facebooka. Mina momentalnie ci rzednie, a po dobrym nastroju nie zostaje nawet ślad. Brzmi znajomo?
Nagle wystrój twojego mieszkania, tak pieczołowicie planowany i dopieszczany miesiącami, wydaje się banalny i nijaki. Samochód za mało luksusowy, a praca – nieciekawa. Nawet ulubiona kawa jakoś gorzej smakuje. A słońce za oknem twojego biura nie świeci tak pięknie, jak na fotografiach koleżanki z wakacji na Malediwach. Wszystko za sprawą tego delikatnego ukłucia zazdrości, które pojawia się, kiedy przeglądasz profile swoich znajomych na najpopularniejszym obecnie portalu społecznościowym. Okazuje się, że amerykańscy naukowcy ze Stanford University, udowodnili, że codzienne podglądanie za pośrednictwem Facebooka życia znajomych, może być przyczyną pogorszonego samopoczucia, a nawet pogłębiać lub powodować depresję.
Najbardziej zgubny wpływ portale społecznościowe mogą mieć na dzieci i nastolatków. Pediatrzy z American Academy of Pediatrics zaobserwowali, że nastolatki, obsesyjnie korzystający z Facebooka, miewają obniżone poczucie własnej wartości i częściej popadają w depresję. Wielu z wychodzi z założenia, że ilość posiadanych znajomych oraz pochlebne informacje o sobie publikowane w sieci są wyznacznikiem atrakcyjności danej osoby w pozawirtualnej rzeczywistości. U osób szczególnie wrażliwych może to powodować uczucie bycia gorszym, wyalienowanym, odrzuconym przez grupę etc.
Zobacz też: Cichy wielbiciel z Internetu
Nic dziwnego. Zaraz po zalogowaniu się na swój profil, bombardowani jesteśmy informacjami o tym, co słychać u naszych bliższych i dalszych znajomych. A to koleżanka ze studiów wyszła za mąż, inna – urodziła śliczną córkę, a kolega – właśnie dostał awans. Może się wydawać, że dla wszystkich kilkuset naszych znajomych, życie jest znacznie bardziej łaskawe niż dla nas samych. Czyżby? Wirtualne złudzenie kreowane na portalu społecznościowym, które wiele osób wykorzystuje jako narzędzie do autopromocji. W ludzkiej naturze leży przecież chęć pochwalenie się światu pozytywnymi wydarzeniami, które nam się przytrafiają. Jednak w tej przysłowiowej beczce miodu brakuje łyżki dziegciu, bo o potknięciach i niepowodzeniach nikt z takimi impetem nie ma ochoty informować swoich znajomych. Zatem obraz świata w rzeczywistości portalu społecznościowego jest niepełny. Kreowanie siebie na portalach społecznościowych przypomina pracę wydawcy, który decyduje, co danego dnia „idzie na antenę”. Różnica jest tylko jedna. Podczas kiedy w mediach, bardziej pożądane i chwytliwe są informacje o dramatach i skandalach, facebook'owi wydawcy stawiają na newsy o wydźwięku zdecydowanie pozytywnym.
Wbrew pozorom to odkrycia amerykańskich naukowców o depresjach, które swoje źródło mają w użytkowaniu Facebooka wcale nie są zaskakujące. Nowością jest jedynie fakt, że to, co niegdyś obywało się przez woalkę okiennej firanki lub przez dziurkę od klucza plotek znajomych, dziś przeniosło się do Internetu. Bo czy jest coś oszałamiająco odkrywczego w stwierdzeniu, że ludzie są zazdrośni i że to kłujące w sam środek ludzkiego ego uczucie, jest jednym z największych wrogów naszego dobrego samopoczucia?
A teraz spróbuj na chwilę odwrócić role. Jak myślisz, co czuje koleżanka, która tak rozkosznie uśmiecha się do ciebie z Malediwów, przeglądając twój profil? Być może żałuje, że wydała majątek na ten wyjazd, podczas kiedy jej mieszkanie aż prosi się o remont? Albo wolałaby twój samochód, mieszkanie, pracę, narzeczonego? Jaki z tego wniosek? Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. I wszystko lepsze, co cudze.
Czytaj też: Seksting - niewinna zabawa czy pornografia?