Moje małżeństwo z Olafem było szczęśliwe zaledwie przez pierwsze kilka miesięcy. Po tym czasie mąż zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze zakompleksionego faceta, który czerpie przyjemność z poczucia wyższości nad żoną.
Stale mnie upokarzał
Zaczęło się od mało kulturalnych i nieprzyjemnych sugestii, że powinnam zmienić styl ubierania, fryzurę, częściej się malować. Powtarzane przed ślubem „dla mnie zawsze jesteś piękna” zmieniło się nagle w „zrób coś ze sobą, Milena”. Mąż, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczął się zachowywać, jakbym tak naprawdę nigdy mu się nie podobała, a wręcz tak, jakby ktoś go zmusił do małżeństwa ze mną.
– Zamierzasz tak wyjść do sklepu? – skomentował któregoś razu, gdy zbierałam się na zakupy.
– No tak, przecież idę tylko po mleko i jajka, tu zaraz koło bloku – odparłam zdziwiona jego pytaniem.
– A nie uważasz, że kobieta powinna zawsze wyglądać dobrze, nawet jak wychodzi po mleko i jajka? – zapytał oschłym tonem.
Pamiętam, że wtedy bardzo mnie to zabolało. Przepłakałam cały wieczór. „Jak mogę być żoną człowieka, który ma takie poglądy? Co się z nim stało?”, myślałam. Niestety, z czasem sytuacja ulegała tylko pogorszeniu. Od nieprzyjemnych sugestii na temat wyglądu Olaf płynnie przeszedł do podważania mojej inteligencji. Przy znajomych lubił brać mnie w ogień pytań i udowadniać wszystkim, że nie znam odpowiedzi, jednocześnie patrząc na mnie kpiącym wzrokiem.
Zniszczył moją wiarę w siebie
W tamtym momencie nadal kochałam Olafa, więc jego słowa raniły mnie do żywego. „Przecież wcześniej był taki cudowny. Może naprawdę coś się we mnie zmieniło? Może faktycznie zaniedbałam się po ślubie? Może jestem zbyt mało ciekawa świata?”, głowiłam się. Pamiętam, że stale towarzyszyła mi myśl, że jeszcze nigdy nie czułam się ze sobą tak źle jak w tamtym okresie życia. Olaf tak często podważał moją wiarę w siebie, że w końcu zupełnie ją zburzył. Uwierzyłam, że jestem brzydka i mało warta.
Gdy mąż syczał: „Ogarnij się, bo w końcu znajdę sobie jakąś porządną, ciekawą kobietę, na widok której cieknie ślinka”, łzy napływały mi do oczu i... jeszcze go przepraszałam!
– Poprawię się, Olaf... Nie wiem, co się ze mną dzieje... – mamrotałam przez łzy.
Tak bardzo mnie zmanipulował, że z przebojowej, pewnej swojej wartości kobiety zamieniłam się w cichą, uległą szarą mysz, która ciągle popłakuje w kącie.
– Zabrałabyś się w końcu do roboty, bo te marne grosze, które przynosisz to ledwo na waciki wystarczają. Ty myślisz, że będę całe życie utrzymywał obiboka bez ambicji? Kiedyś taka nie byłaś! Chciałaś robić karierę – wytykał mi innym razem mąż.
Faktycznie, zarabiał dużo więcej ode mnie, ale był też kilka lat starszy i pracował w zupełnie innej branży niż ja. Gdy planowaliśmy ślub, mówił, że zadba o nas, żebym nigdy nie martwiła się o pieniądze. Nie czułam więc presji, żeby walczyć o kolejne szczeble na korporacyjnej drabinie. Dobrze mi było na moim stanowisku. Nie zarabiałam może kokosów, ale mogłam wychodzić z pracy codziennie po 16 i mieć święty spokój, nie zabierać do domu pracy i wielkiej odpowiedzialności.
Nie korzystałam z pieniędzy męża
Pomimo obietnic, że Olaf zadba o nas, byłam tak stłamszona, że bałam się korzystać z jego pieniędzy. Mąż opłacał rachunki, codzienne wydatki takie jak jedzenie czy paliwo, ale nie brałam od niego pieniędzy na nic więcej. Wszystkie ubrania, prezenty dla moich krewnych, wyjścia z koleżankami opłacałam sama ze swojej pensji. Zachowywał się jednak, jakbym bezczelnie doiła z niego każdy ostatni grosz.
Olał zarabiał bardzo dobrze. Był na wysokim stanowisku w firmie paliwowej, więc jeszcze przed naszym ślubem dorobił się nie tylko domu, ale też dwóch samochodów i mieszkania we Włoszech, do którego jeździliśmy na wakacje. Czasem więc ciężko było mi zrozumieć, jak mój lakier do paznokci za dwanaście złotych na rachunku z drogerii może być dla niego argumentem w kłótni o „nadużywanie jego hojności”.
Znalazł sobie kochankę
W końcu Olaf naprawdę zrobił to, czym wielokrotnie mi groził: znalazł sobie lepszą ode mnie. Młodszą i piękniejszą, choć tutaj kończyła się lista zalet panny Dagmary. U nowej partnerki jakoś nie przeszkadzał mu brak ambicji czy niedostateczne zainteresowanie światem. Oczywiście, wtedy bardzo cierpiałam z tego powodu. Jako zakompleksiona, pozbawiona wiary w siebie kobieta, którą zrobił ze mnie Olaf, czułam jeszcze gorzej, widząc, jak mąż odchodzi do 20-letniej blondyneczki z nogami do nieba, ubranej w obcisłe, skąpe sukienki. Szybko zostawił mnie dla niej całkowicie.
Chociaż to mąż był winien naszego rozwodu, zrzekłam się pieniędzy, które mogłam od niego dostać. Niczego nie chciałam. Wyprowadziłam się z naszego domu ze złamanym sercem i dziwnym poczuciem ulgi. Tak, rezygnowałam z dość wygodnego życia w pięknej wilii na rzecz wynajmowanej klitki, ale przecież to nie na pieniądzach mi zależało. Nie czułam się więc, jakbym traciła coś wartościowego. Traciłam Olafa, ale już dwa miesiące po rozwodzie dotarło do mnie, że życie bez niego jest lepsze i spokojniejsze. Nie musiałam już na każdym kroku obawiać się, że ktoś mnie skrytykuje, upokorzy albo oceni. Niech sobie żyje z tą Dagmarą.
Znowu żyłam tak, jak chciałam
Odbudowanie poczucia własnej wartości zajęło mi kolejne kilka miesięcy i to przy wielkiej pomocy terapeuty. Stopniowo wracałam do dawnej siebie i czułam się z tym wspaniale. Znowu zaczęłam się uśmiechać, ubierać w eleganckie ciuchy, częściej wychodzić na miasto. Odkryłam też, że szczęśliwa jestem w swojej pracy znacznie bardziej skuteczna i doceniana. Szybko awansowałam i moje, początkowo dość ubogie, życie znowu stało się komfortowe. Może nie tak, jak przed rozwodem, ale zdecydowanie wolałam je w takiej formie.
Po około roku od rozstania z mężem byłam już stuprocentowo pewna, że Olaf był najgorszym, co mogło mnie w życiu spotkać, a ta cała Dagmara okazała się być moim wybawieniem. Niestety, wtedy do moich drzwi zapukała przeszłość.
Była teściowa miała propozycję
Pewnego dnia odebrałam telefon od mojej byłej teściowej. Była przyzwoitą kobietą, nigdy nie zachowała się wobec mnie nie w porządku, więc nie było między nami wrogości. Nadal wysyłałam jej życzenia na święta czy urodziny, więc i tym razem spodziewałam się jakiejś kurtuazyjnej wymiany zdań.
– Milenka, cześć... Przepraszam, że cię niepokoję. Wiem, że to, co powiem pewnie będzie nie na miejscu i w ogóle nie powinnam się wtrącać... – zaczęła nieśmiało.
– Co takiego się stało? – zaniepokoiłam się.
– Ona jest straszna! Dagmara! – wybuchła nagle. – Nie pracuje, nie robi nic w domu, całymi dniami snuje się po galeriach i wydaje ciężko zarobione pieniądze Olafa. On też ma już tego dość, widzę to po nim, ale chyba nie potrafi jej odmówić. A jaka opryskliwa jest, gdy ktoś jej na coś zwróci uwagę!
– Grażyna, przepraszam, ale dlaczego mi to wszystko mówisz? – zapytałam w końcu lekko zniecierpliwiona.
– Milenko, czy ty myślisz, że między wami już na pewno jest wszystko skończone? On za tobą tęskni, ja to wiem. Byłaś taką dobrą żoną. Olaf wie, że popełnił błąd, żałuje. Sam mi to powiedział. Wróć do nas, proszę cię. Obiecaj, że przynajmniej to rozważysz... – głos teściowej zaczynał się łamać.
„Po moim trupie!”, pomyślałam, choć było mi trochę żal Grażyny. Chyba nie miała pojęcia, jakim mężem i człowiekiem jest naprawdę jej syn, a ja nie zamierzałam jej tego uświadamiać.
– Grażynko, dziękuję, że myślisz o mnie tak ciepło, ale to jest zamknięty rozdział. Olaf podjął decyzję, a teraz niech się liczy z konsekwencjami. Ułożyłam sobie już życie bez niego i jestem bardzo szczęśliwa. A teraz przepraszam, ale jestem umówiona – oznajmiłam uprzejmym tonem i rozłączyłam się.
I dopiero w tym momencie poczułam prawdziwą wolność, z której już nigdy nie mam zamiaru rezygnować dla żadnego mężczyzny. A Olaf niech sobie teraz radzi z sytuacją, w którą sam się wpakował.
Czytaj także: „Okłamałam 16-letnią córkę, że jej dziecko zmarło przy porodzie. Musiałam ją ratować, nawet wbrew jej woli”
„Urodziłam dziecko w pracowniczej kafejce. Od szefowej spodziewałam się wyprawki, a nie rachunku za czyszczenie kanapy”
„Wiedziałam, że dni mojej matki są policzone. Cieszę się, że trzymałam ją za rękę, gdy zjawił się anioł śmierci”