„Ludzie ze wsi psioczą na mnie, że rzuciłem seminarium dla pięknego ciała Mariki. Przecież miałem być księdzem, a nie świętym”

młody zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Miesiąc później zrzuciłem sutannę i nie pojawiłem się już w seminarium. W T-shircie i jeansach pierwszy raz złapałem ją za dłoń, budując relację powoli, tak, by pożądanie nie stało się jego główną częścią”.
/ 29.08.2023 21:30
młody zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Nic nie ujdzie uszom osób ze wsi. Szkoda, że nie usłyszeli tylko, że seminarium było wyborem mamy, a nie moim.

Dzięki Marice upewniłem się tylko, że kapłaństwo nie było moim powołaniem. Czy to czyni mnie grzesznikiem?

Miałem być święty, bo mój ojciec nie był

Z racji mojego pochodzenia, nauczyłem się, że w małych społecznościach każdy wie o każdym, a plotki są zwykłą codziennością. Z perspektywy niedoszłego księdza wydaje mi się, że najwięcej do powiedzenia mają przy tym ci, którzy najmniej wierzą, ale chcą wyjść na najbardziej wierzących.

Wydaje mi się, że do osób najbardziej obawiających się plotek zaliczała się moja mama. Od najmłodszych lat wiedziałem, że ojciec ją zdradza – choć jako dziecko nie rozumiałem znaczenia flirtu czy zalotów, dostrzegałem, że nawet na spacerach ze mną ojciec otaczał się dużą liczbą kobiet.

W późniejszym wieku podsłuchiwałem zaś rozmowy i kłótnie. Mama wypominała mu w nich kochanki, ale nie chciała rozwodu. Rozwód, a w szczególności kościelny, który tak trudno dostać, to najgorętszy temat plotek.

Dobra reputacja ogółu rodziny była chyba deską ratunku. Moja siostra, Ania, miała być przykładem idealnej, czystej i niewinnej dziewczyny, która szybko wyjdzie za mąż za przykładnego katolika. Ja, urodzony 8 lat później, miałem stać się z kolei ideałem faceta. Myślę, że dla mojej matki ideałem był właśnie ksiądz – nie zdradzał tak, jak robił to ojciec, bo miłością darzyć mógł w końcu wyłącznie Boga.

Matka obrzydzała mi kobiety

Wydaje mi się, że matka nienawidziła zarówno mężczyzn, jak i kobiety, które zwykła obwiniać za kuszenie ojca. We wsi bywa właśnie tak, że winny jest każdy, tylko nie zdradzający mężczyzna, co w dzisiejszych realiach wydaje się dość dziwną i staroświecką wizją. Matka więc nie tylko wychowywała mnie niezwykle religijnie, ale też starała się obrzydzić mi wizję pożądania.

– Widziałeś, jak M. ubrała się do Kościoła? Jakby uciekła spod latarni!
 
Nie wiedziałem, czym są w tym kontekście latarnie, ale posłuchałem matki i skojarzyłem krótką spódnicę i neonowo czerwoną szminkę z czymś złym i grzesznym.
 
– Ta twoja ruda koleżanka ze szkoły to ladacznica. Widziałam, jak całuje się pod sklepem ze starszym chłopakiem.  nawijała o koleżankach, które nawet za bardzo mnie nie obchodziły, bo miałem akurat w głowie elektronikę czy samochody.
 
Mirka? W szkole jest normalna…
 
 Bo poluje na facetów, zgrywając niewiniątko.  tłumaczyła.
 
Zakodowałem. Musiałem unikać zarówno tych dziewczyn, które pokazują swoją kobiecość, jak i te, które bywają bardziej skryte i skromne: w końcu cicha woda brzegi rwie. Rozwiązaniem było wyłącznie nienawidzenie wszystkich kobiet. Tylko tym sposobem mogłem stać się dobrym synem w oczach matki.
 

Seminarium miało być moją drogą

Matka „uczyniła” mnie ministrantem, a potem wysłała do katolickiego liceum męskiego, gdzie obcowałem wyłącznie z kadrą nauczycielską i kolegami z internatu. Pomyślałem wtedy pierwszy raz o powołaniu: najwyraźniej Bóg ukształtował moje życie właśnie tak, bym stał się jego sługą. Nie wziąłem wtedy pod uwagi tego, że taką, a nie inną ścieżkę mogła stworzyć dla mnie równie dobrze toksyczna społeczność i sama rodzina. Potrafiłem jedynie ocenić pobieżnie swoją sytuację i wysunąć z niej najprostsze wnioski.

 

W samym seminarium poczułem się wybrany: wielokrotnie słyszałem w końcu, że sakrament kapłański stoi wyżej od małżeńskiego. Z drugiej strony, czar prysł, kiedy zauważyłem, że koledzy z wyższych roczników przeklinają, piją i kłamią. Wydaje mi się, że szukali w tym odskoczni od izolacji czy wyciszenia, sugerowanego w codziennym, wieczornym silentium, zwanym również świętą ciszą.

Wielu z moich kolegów było też swoistymi wyrzutkami, którzy poczuli, że seminarium pomoże im stać się kimś zauważonym, ważnym, istotnym. Czy jednak faktycznie czuli powołanie?

Na trzecim roku, z okazji ceremonii obłóczyn, założyłem pierwszy raz sutannę. Choć nie byłem jeszcze księdzem (święcenia następują dopiero po szóstym roku), zobowiązany zostałem do wyzbycia się świeckich zwyczajów i porzucenia ukochanych jeansów. Ubrany w nowe szaty wyruszyłem na spotkanie z rodziną. Marikę zauważyłem pierwszy raz na dworcu… a raczej, to ona zauważyła pierwsza mnie.

– Chodzisz tak codziennie? Jesteś księdzem? – usłyszałem miły, dźwięczny głos.

Zupełnie nie pasował mi do sylwetki, która w oczach mojej matki byłaby zapewne uosobieniem diabła. Kobieco krągła, ale z zarysowaną talią, ubrana w obcisłą sukienkę. Z rozpuszczonymi, słomianymi włosami i ciekawymi świata oczami. Po prostu piękna.
– Jeszcze nie… – odpowiedziałem speszony.

– A to wino, które pijecie, to ma procenty?

– Ma. Księża wypijają codziennie nawet 450 ml wina.

Spodziewałem się śmiechu, sprośnego komentarza czy jakiejś sugestii.

– Ciekawe. Tak dużo rzeczy mnie ciekawi. Tych nowszych tradycji wprawdzie nie znam, ale wiem sporo o historii Kościoła. Potężny temat na studiach.

– Historyczka?

– Zgadza się. Historia uczy myśleć krytycznie i wyciągać wnioski. Uczy wiedzieć. A ja chcę jak najwięcej wiedzieć. O księżach, o buddystach, o Muzułmanach... Czy wiesz, że pierwsze teksty biblijne wywodzą się z legend mezopotamskich? To wszystko ma ze sobą tak wiele wspólnego, cały świat jest połączony niewidzialną nicią. Biblia nie jest książką historyczną i nie można jej tak traktować. A jednak, ma dużo wspólnego z historią, ze zwyczajami innych ludów…

Straciłem dla niej głowę

Nie pamiętam, co było dalej. Po prostu się zatraciłem. Piękna, ponętna kobieta, która jest jednocześnie inteligentna, otwarta, ale też krytyczna? Kiedy zestawiłem to z obłudą największych dewotek, trafił mnie grom z jasnego nieba.

– Ja nie wiem o tym aż tak wiele. Nikt nie nauczył mnie pytać. – odburknąłem, nieco zawstydzony swoją własną niewiedzą.

– To pytaj.

– Skąd jesteś?

To najgłupsze pytanie, jakie mogłem zadać. Rozmowa pociągnęła się jednak dalej. Z pociągu wyskoczyłem jak proca, prawie przegapiwszy swój przystanek. Miałem jednak karteczkę z numerem swojej nowej przyjaciółki. To wystarczyło, bym nie słuchał, co mówią do mnie rodzice i nie pamiętał swojej trasy do domu.

Spotkałem się z Mariką, bo właśnie tak się nazywała, dwa dni później. Po prostu chodziliśmy bez skrępowania po parku, przeplatając głupotki z filozofią, historią i wszystkimi innymi dziedzinami nauki. Wydawała się słuchać, do niczego nie zachęcała. To ja zachęciłem ją do czegoś więcej, nawet nic nie mówiąc i nie robiąc.

– Maciek, widzę, że Ci się podobam. Po prostu to widzę. Ale ja tego nie chcę. – wypaliła tak nagle.

Czyli to nie tak, że kobiety uwodzą przykładem facetów niczym nimfy wodne, żeby potem całować ich pod sklepem?
– Absolutnie rozumiem. Nigdy bym do niczego Cię na siłę nie przekonał.

– A ja Ciebie. Widzę w Tobie przede wszystkim człowieka i nie zamierzam wystawiać na próbę Twojego powołania.
– Ja sam wystawiam je na próbę.

Opowiedziałem jej swoją historię. Potem, próbowałem pocałować w zacisznym kącie parku. Tak, czułem pożądanie. Czułem wszystko, co tłumiłem przez lata. Chciałem dotknąć jej ciała, posmakować jej ust, poczuć zakazaną przyjemność, prowadząc ją do łóżka.

– Nie tu, nie teraz. Przemyśl to wszystko i odezwij się za miesiąc. To nie może być pochopna decyzja. Też chcę być kimś więcej, niż tylko pięknym obrazem w czyichś oczach. – mówiąc to, po prostu odeszła.

Nie chciałem być księdzem

Miesiąc później zrzuciłem sutannę i nie pojawiłem się już w seminarium. W T-shircie i jeansach pierwszy raz złapałem ją za dłoń, budując relację powoli, tak, by pożądanie nie stało się jego główną częścią. Zatraciłem się w jej oczach, w jej cieple, choć zaczęło się od ciała. Doskonałego ciała. Skoro mógł stworzyć je Bóg, jak mogłem być grzesznikiem?

A jednak plotka rozrosła się szybko, a ja straciłem wszystko w oczach lokalnej społeczności i własnej rodziny.

– To wstyd dla rodziny, jak mogłeś ich tak upokorzyć? – powiedziała kiedyś dawna sąsiadka, mówiąc mi „na Ty”, choć wcześniej byłem dla niej „panem”.

Raz, jedyny raz, zaprosiłem Marikę do swojej rodziny. Żałuję tego do dziś.

– Jak mogłeś przyprowadzić tu tę ladacznicę? – syknęła matka, wcześniej zmuszając się na miłe słówka przy rodzinnej kolacji.

– Ma na imię Marika. Odnalazłem dzięki niej siebie.

– Tak. Chyba dzięki jej tyłkowi.

– Nie, mamo. Przestań porównywać mnie z ojcem. – wypaliłem coś, co chciałem wyrzucić z siebie już od dawna.

– Jak śmiesz!

– Świat nie ogranicza się do księży i klonów moich ojców. Jestem sobą. Facetem, który musiał przekonać się, czy ma powołanie. Właśnie temu służy seminarium.

Wyszedłem i więcej nie wróciłem. Wyprowadziłem się do Mariki, gdzie zaczynam nowe życie, które nie jest najprostsze – muszę na nowo odnaleźć się w prawdziwym świecie. Kocham jej piękne ciało, ale kocham też jej piękną duszę. Duszę, w której odnalazłem swoje powołanie. Nie jestem święty, ale najważniejsze, że czuję się wreszcie prawdziwy.

Czytaj także:
„Pękałam z dumy, że będę mieć syna księdza, a on się zakochał i rzucił seminarium. Upokorzył mnie przed sąsiadami"
„Nie przyjęli mnie do seminarium, ale udawałem że jestem księdzem, żeby nie robić przykrości mojej mamie”
„Uciekłam ze wsi do miasta i udawałam wielką warszawiankę. Rodziny się wstydziłam i zerwałam z nią kontakt”

Redakcja poleca

REKLAMA