Oddanie dziecka do okna życia – na czym to polega?

Oddanie dziecka do okna życia – na czym to polega? fot. Fotolia
Dla wielu rodziców taka decyzja to ostateczność i wielka życiowa tragedia.
Marta Słupska / 17.10.2017 12:44
Oddanie dziecka do okna życia – na czym to polega? fot. Fotolia

 „Ja bym nie mogła”, „Oddanie dziecka to grzech i najgorsza rzecz, jaką można zrobić”, „To egoistyczne, trzeba było nie zachodzić”… to tylko niektóre z negatywnych opinii, jakie w internecie można przeczytać na temat okien życia – miejsc, gdzie można anonimowo pozostawić dziecko. Są one jednak w mniejszości i giną pomiędzy pozytywnymi komentarzami, zwracającymi uwagę na zalety „okienek”. Czym są okna życia i jak funkcjonują? Dlaczego matki decydują się z nich korzystać? I przede wszystkim: czy oddanie dziecka jest tożsame z jego wyrzuceniem?

Oddaję, bo muszę

W Polsce istnieje ich kilkadziesiąt – zazwyczaj tworzy się je przy domach dziecka, klinikach i budynkach związanych z Kościołem: zgromadzeniach sióstr, Caritasie, opactwach, wspólnotach. Wyglądają podobnie: nieduże okienko zwieszone najczęściej tuż nad ziemią. W środku parapet, a na nim łóżeczko przygotowane dla niemowlaka. Ogrzewane, wentylowane. To tutaj rodzice mogą przyjść i anonimowo pozostawić dziecko. W teorii nikt nie ma prawa ich ścigać ani sprawdzać, dochodzić ich tożsamości czy pociągać do odpowiedzialności. Mogą oddać malucha i odejść. W teorii.

 Jak wiemy jednak teoria sobie, a praktyka sobie, co pokazuje sprawa sprzed kilku dni. W niedzielę 15 października ktoś zostawił w oknie życia dwójkę dzieci: dwumiesięczną dziewczynkę i półtorarocznego chłopca. To właśnie wiek drugiego dziecka wzbudził powszechne zdziwienie – do okien życia trafiają bowiem zazwyczaj noworodki. Przy okienku ktoś pozostawił dziecięcy wózek. Olsztyńska policja próbuje teraz ustalić, kto zostawił dzieci. Po co, skoro okna życia z założenia mają być anonimowe? Policja tłumaczy, że chce sprawdzić, czy rodzic oddał maluchy z własnej, nieprzymuszonej woli.

To jednak znacząco narusza postulat anonimowości, który przy oknach życia jest najważniejszy. Oddanie dziecka to w naszej kulturze sprawa drażliwa, społecznie napiętnowana, kojarząca się powszechnie z czymś egoistycznym, a nawet bezmyślnym. Dlatego dochodzi do niego najczęściej pod osłoną nocy, bez świadków – tak, by nikt nie wiedział. „Lepiej oddać niż zabić lub wyrzucić na śmietnik” – piszą internauci i warto tu podkreślić dwa słowa: „oddać” i „wyrzucić”. Oddanie dziecka do okna życia to bowiem nie to samo, co je wyrzucić – oddając, matka daje mu szansę na dalsze, szczęśliwe życie. Nawet jeśli sama – z różnych względów – nie może mu go zapewnić.

Co to za względy? Zazwyczaj finansowe i osobiste. Zrzeczenie się praw do dziecka jest jednak dla wielu rodziców ostatecznością. Zdarza się, że raz oddane dzieci opiekunowie chcą zabrać z powrotem do domu – tak było na przykład w 2009 roku, kiedy rodzice oddali do okna życia noworodka – dziewczynkę. Przy dziecku zostawili list, w którym tłumaczyli, że ich decyzja była podyktowana bardzo trudnymi względami finansowymi. Wychowywali już dwójkę dzieci, oboje stracili pracę. Nie mogli pozwolić sobie na trzeciego malucha. Rozłąka z dzieckiem i poczucie winy doskwierały im jednak do tego stopnia, że postanowili odzyskać dziewczynkę. Sąd był dla nich łaskawy i zgodził się, by noworodek wrócił do domu.

Prawie sto uratowanych noworodków

Pierwsze polskie okno życia otwarto 19 marca 2006 u sióstr nazaretanek w Krakowie. Do maja zeszłego roku 60 okien życia w naszym kraju przyjęło 94 noworodki. Od początku miały być alternatywą dla aborcji oraz porzucania i zabijania nowo narodzonych dzieci. Sama idea „okienek” nie jest jednak niczym nowym – najstarsze zachowane pochodzi ze 1198 roku i znajduje się w Rzymie.

Niestety, okna życia w polskim prawie nie mają jasnej sytuacji. Na pewno wiadomo jednak, że rodzice, którzy decydują się z nich skorzystać, nie popełniają przestępstwa. Gdy matka lub ojciec umieści w okienku malucha, powinni móc odejść przez nikogo nie niepokojeni. W starszym typie okien mogą przedtem zadzwonić dzwoneczkiem, który zaalarmuje personel danej placówki lub siostry zakonne o pozostawieniu malucha, w nowszych – po otwarciu okna uruchamia się automatycznie dyskretny alarm. Następnie dziecko – najczęściej noworodek – przewożony jest do szpitala, gdzie przechodzi badania. Jeśli nic mu nie dolega, trafia do pogotowia rodzinnego, uruchamia się też procedury nadania tożsamości i adopcyjne. Wszystko, by zapewnić maluchowi normalne życie w społeczeństwie.

Niezależnie od tego, czy podoba nam się idea okien życia, czy jesteśmy im przeciwni, powinniśmy chyba zgodzić się co do jednego: okna życia nie są doskonałe, ale owo życie ratują. Są ostatecznością, a skorzystanie z nich to dla wielu rodziców ogromna osobista tragedia. Cuda się jednak zdarzają – pamiętam historię sprzed kilku lat: młoda matka ze łzami w oczach zamiast do okna życia oddaje niemowlę w ręce zakonnicy, która akurat grabiła liście przed budynkiem. Maluch jest czysty i zadbany, ma książeczkę zdrowia. Kobieta chce uciekać, ale namówiona przez zakonnicę wyjaśnia, że bardzo kocha maleństwo, ale ma wyjątkowo trudną sytuację materialną: nie stać ją na jedzenie ani odzież, nie ma pracy i żadnych perspektyw. Zakonnica bierze sprawy w swoje ręce i wraz z pomocą innych sióstr organizują matce mieszkanie i pomagają znaleźć pracę. Kobieta ma także zapewniony kontakt z psychologiem. Maleństwo zostaje przy niej.

Zobacz inne newsy na Polki.pl

Redakcja poleca

REKLAMA