Stalking po polsku. Historia ofiary. Dlaczego policja nic nie robi?

Stalker fot. Fotolia
Osaczanie ofiary – to kryje się w angielskim słowie stalking. Kiedyś używane głównie przez amerykańskich myśliwych. Dziś ma swój paragraf w kodeksie karnym. Niestety nie wszyscy policjanci przyjmują to wiadomości.
/ 26.09.2016 14:32
Stalker fot. Fotolia

- Ty zawsze będziesz moja. Nigdy sobie nikogo nie znajdziesz. Możesz być tylko ze mną, bo tylko ja cię kocham...
Są takie wyznania, które powinny być jak sygnał ostrzegawczy. Oj, coś jest nie tak. To nie jest miłość. To coś chorego. Ale kiedy jest się zakochanym, nie zwraca się uwagi na szczegóły, detale, drobne zmarszczki. Magda mówi, że tych dzwoneczków bijących na alarm było znacznie więcej. Cała orkiestra, ale ona od zawsze miała kłopoty ze słuchaniem się rozsądku. Bo słuchała serca.

– Rozeszliśmy się z powodu jego zdrady – opowiada.
Ma ponad 30 lat. Jest samodzielna. Dobrze zarabia.
– Zdrada była ewidentna. Paweł po prostu zrobił dziecko innej. Kiedy się dowiedziałam, spakowałam go i po 7 latach związku powiedziałam "bye". Zabrał rzeczy, wyprowadził się do matki, a po tygodniu przyszedł i oświadczył, że to nie może się tak skończyć. Wtedy pojęcie stalkingu, czyli uporczywego nękania, znałam tylko z amerykańskich filmów. Ktoś kogoś nachodzi, dzwoni do niego, wysyła listy. Dostaje sądowy zakaz zbliżanie i kropka - mówi Magda.
Tak jest w Stanach. Ale nie w Polsce. W polskim systemie prawnym stalking pojawił się 5 lat temu jako nowe przestępstwo. Opisuje je art. 190a kodeksu karnego. Podobnie jak w USA jest przestępstwem przeciwko wolnościom człowieka. Kara, która za to grozi to pozbawienie wolności do trzech lat. Statystki są bardzo obiecujące. Ilość skazanych z art. 190a wzrasta. W 2011 roku skazano zaledwie 38 osób. Podczas gdy rok temu tych wyroków było już 908. Tyle statystyki. W rzeczywistości stalking to w Polsce prawdziwa plaga, ale policja wciąż nie traktuje go poważnie.

Początki stalkingu są zawsze podobne. Agresor jest grzeczny, prosi o wybaczenie, drugą szansę, spotkanie. Jest racjonalny i rozsądny.
 

Zbity pies zaczyna warczeć

Początki stalkingu są zawsze podobne. Agresor jest grzeczny, prosi o wybaczenie, drugą szansę, spotkanie. Jest racjonalny i rozsądny.
– Taki był Paweł zaraz, kiedy zrozumiał, że to koniec – opowiada Magda. – Po prostu oznajmił, że będzie walczył o ten związek - dodaje.
Pojawiły się prezenty, kwiaty wysyłane do pracy, zostawiane pod drzwiami, gorące listy, SMS-y. Wszystko w liczbie pomnożonej prze dwa. Magda została zbombardowana wyznaniami. Ale to nie wszystko. Zaczęły się też spontaniczne odwiedziny.
– Kiedy wracałam do domu, on już stał pod furtką. Często czekał pod pracą. Zawsze z miną zbitego psa. Czasami w środku nocy dzwonek do drzwi. On już tam jest. Potem zaczął przeskakiwać przez ogrodzenie i czekał pod domem. Albo w garażu. Wtedy zadzwoniłam na policję. I zaczął warczeć - opowiada.

Pojawiły się wyzwiska, poczucie zagrażania. Śledzenie. Paweł odwiedzał nie tylko Magdę. Przychodził do jej znajomych, chodził do jej dentysty, do fryzjera, do sklepu, gdzie zwykle robiła zakupy:
– Osaczał mnie. Kiedy mnie widział, wyzywał. Wysyłał tysiące SMS-ów. Dzwonił. Czasami puszczał tylko sygnał. Na przykład o 3 nad ranem. 5 razy z rzędu do wyłączenia komórki.
Nie mógł albo nie chciał zrozumieć, że to definitywny koniec. Poczuł się odrzucony i wpadł we wściekłość. Policja też stała się częstym gościem u Magdy. Wyprowadzali go, a następnego dnia wracał. Bo stalking jest dla wielu funkcjonariuszy ciągle nowy. Nie rozumieją, kiedy zaczyna się przestępstwo. Pytają, ile było tych SMS-ów, jak często dzwoni, trzy razy, pięć, a może trzysta. Wkrótce komenda stała się dla Magdy drugim domem.
– Pamiętam, że raz siedziałam tam do późna i dwóch policjantów szukało w kodeksie karnym, o co można go oskarżyć – wspomina. – Stalking im nie pasował, więc znaleźli naruszenie miru domowego. A potem jeden z policjantów powiedział: „Szkoda, że pani sama tego nie załatwiła zanim do nas pani przyjechała”.
Kiedy Magda zapytała, jak miała to załatwić, uśmiechnął się znacząco. „No wie pani, poprosić jakiegoś chłopa, żeby mu przemówił do rozsądku. Ale teraz jest już za późno, bo przyszła pani do nas i my musimy się z tym męczyć” – wypalił.

Kobieta detektyw - jej broń to aparat, a cel... niewierni małżonkowie.

Groźba czy wyznanie miłości?

Kiedy ofiara stalkera nie reaguje tak jakby on chciał, zostaje mu już tylko agresja. W wypadku Magdy wściekłość agresora zamieniła się w groźby.
– Mogę cię zabić i nikt mi nic nie zrobi. Wszystkiego się wyprę. W twoim samochodzie wystarczy przeciąć jeden kabelek i będziesz miała wypadek. Jak znikniesz, to nawet nikt nie zauważy. To były jego typowe teksty. Część z nich nagrałam na komórkę jako dowód, ale ani on ani policja nie potraktowali tego poważnie – kontynuuje Magda.
Z czasem Paweł zaczął pić, a po alkoholu bywał nieobliczalny.
– Kiedyś przyszedł i od furtki zaczął mi wygrażać. Szarpał ogrodzenie, rzucał kamieniami. Wezwałam policję, a on uciekł. Przyjechał radiowóz. Policjant spisujący zeznanie świetnie znał sprawę. Pamiętam, jak mnie to ucieszyło. Powiedział, że go wielokrotnie wzywali, zawsze jest grzeczny i miły i obiecuje poprawę. Na koniec dodał, że Paweł mnie kocha i gdy mu wybaczę, to wszystko się skończy. Zatkało mnie – dodaje.

Policjant powiedział, że Paweł mnie kocha i gdy mu wybaczę, to wszystko się skończy. Zatkało mnie

Minęło kilka tygodni i Paweł dopadł Magdę pod przychodnią lekarską. Wyrwał jej telefon i rzucił nim o ziemię. Uderzył i popchnął. Upadła. "Liczne zasinienia, otarcia skóry i obrzęki" – napisał lekarz z pogotowia.
– Czy tak brzmi miłość? – pyta retorycznie Magda.  
Został strach.
Od roku sprawa przeciwko Pawłowi jest w sądzie. Po czterech latach. Telefony i SMSiy ustały. Nachodzenie również. Niby jest wszystko OK.
– Ale nie do końca – mówi Magda. – Wiesz, jak zmieniło się moje życie? Chodzę na terapię. Zawsze noszę przy sobie gaz. W domu założyłam alarm. Mam bezpośredni numer na komendę zapisany w komórce na pozycji 1. Wciąż rozglądam się na ulicy. Zrezygnowałam z zakupów w osiedlowym sklepie. Codziennie wracam do domu inną trasą i zawsze przed zaśnięciem wyglądam przez okno. A co będzie po wyroku? Może znów mu odbije? Znów zacznie przychodzić? Będzie się mścił? Nie wiem. Ale się boję. Wciąż się boję.

Gdy wielbiciel staje się niebezpieczny

"Potrzebujemy jeszcze wielu lat – i wielu ofiar, aby stalking zaczął być traktowany poważnie" - mówi Anna Zacharzewska, pisarka, blogerka, bizneswoman i ofiara stalkera. WYWIAD

(fot. Anna Karolewska/zacharzewska.com)

Swoje doświadczenia opisała w dwóch książkach "Witaj w domu, kochanie" i w wydanej ostatnio "Wiem, co zrobiłaś".

Małgorzata Kranz: Dlaczego w Polsce stalking nie jest traktowany poważnie?

Anna Zacharzewska: Pod wpływem ustawodawstwa zachodnioeuropejskiego i amerykańskiego oraz w wyniku rosnącej świadomości prawnej w 2011 roku pojawił się w końcu w polskim kodeksie karnym artykuł penalizujący uporczywe nękanie. Statystyki wskazują, że zawiadomień o popełnieniu tego rodzaju przestępstwa jest coraz więcej. Polscy funkcjonariusze policji wciąż jednak mają często problem z rozpoznawaniem i właściwą oceną sytuacji związanej z uporczywym nękaniem. Częstokroć trudno im jest odróżnić stalking od nieporozumień czy zawodów miłosnych. Niejednokrotnie również, choć jest to coraz rzadsze, bagatelizują znaczenie stalkingu uznając go za objaw miłości, zazdrości czy zaborczości w związkach. Wykazanie przez ofiarę, że prześladowca nie jest jej partnerem, lecz osobą niepożądaną, jest zazwyczaj trudne, gdyż w przeważającej liczbie przypadków stalkerami są osoby znające ofiarę. Częstokroć właśnie jej byli lub niedoszli partnerzy.

Nie ma szans na zmianę?

Pięć lat to okres zdecydowanie zbyt krótki, by społeczeństwo nauczyło się sprawnie rozpoznawać nowe przestępstwo. Potrzebujemy jeszcze wielu lat i – niestety – ofiar, by przestępstwo uporczywego nękania stało się równie naturalne dla organów ścigania co np. oczywista dla wszystkich kradzież. Zmiana ta będzie możliwa dopiero ze wzrostem świadomości. I to bynajmniej nie prawnej. Chodzi mi raczej o zrozumienie, że stalking ograbia ofiarę z czegoś znacznie bardziej cennego niż ukradziona przez kieszonkowca zawartość portfela.

Czyli z czego? Jakie stalking pozostawia jakieś ślady w psychice ofiary?

Stan osoby poddanej długotrwałemu nękaniu nie różni się od tego, jaki charakteryzuje osoby w stanie posttraumatycznego stresu. Lęki, bezsenność, obawa przed nawiązywaniem nowych relacji, alienowanie się od rzeczywistości, zawężenie kręgu znajomych, podejrzliwość, opuszczanie dni w pracy, ucieczka od aktywnego życia. A to dopiero czubek góry lodowej. Po skutkach psychologicznych pojawiają się objawy fizjologiczne typowe dla przewlekłego stresu. Zaburzenia oddychania, krążenia, akcji serca. Problemy z trawieniem. Syndrom nadwrażliwego jelita. Problemy neurologiczne. W końcu również depresja a nawet próby samobójcze. Psychosomatyczna spirala nakręca się coraz bardziej, bo im gorzej ofiara czuje się fizycznie, tym bardziej narażona jest na skutki psychiczne nękania. Fizyczny ból sprawia, że staje się jeszcze bardziej podatna na ataki, coraz słabiej je toleruje aż w końcu skala problemów zaczyna ją zwyczajnie przytłaczać. Rzadko która kobieta potrafi kanalizować swą początkową wściekłość na sprawcę w sposób konstruktywny. Z reguły będąc ofiarami nękania zaczynamy poszukiwać problemu w sobie. Ostatecznie przecież "przyciągnęłyśmy" do siebie szaleńca. My. Nie nasze koleżanki czy przyjaciółki, tylko my same. Ten tok myślenia powoduje utratę resztek pewności siebie i dodatkowo osłabia. Efekt? Wszystkie opisane powyżej symptomy.

Poruszające historie, ciekawi ludzie, niecodzienne sytuacje, aktualne zjawiska społeczne i wiele więcej. Poznaj nasze reportaże!

Redakcja poleca

REKLAMA