Rok 2020, póki co obfituje w tragiczne wydarzenia. Pożary w Australii, pandemia koronawirusa... A mamy dopiero drugą połowę kwietnia. Polska zaś od kilku dni żyje kolejną tragedią - pożarem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Jak donoszą media, pierwsze płomienie zauważono w niedzielę 19 kwietnia i niemal natychmiastowo rozpoczęto akcję gaśniczą.
Pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego ugaszony
Pomimo natychmiastowej reakcji, skala zniszczeń jest nieprawdopodobna. W ostatecznych rozrachunku ustalono, że spłonęło oko 6 tysięcy hektarów lasu, łąk i torfowisk. To mniej więcej tyle, co 8,5 tysiąca boisk do piłki nożnej. Akcja gaśnicza była prowadzona z ziemi przez wozy strażackie, jak i z powietrza - przez samoloty i helikoptery.
Walka z ogniem, a przede wszystkim z terenem Biebrzańskiego Parku Narodowego trwała blisko 5 dni. Największym zagrożeniem były torfowiska. Te mają kępy traw sięgające daleko pod ziemią. Gdyby ogień się do nich dostał, według ekspertów pożar mógłby trwać nawet kilkanaście miesięcy.
Jak podaje serwis Gazeta.pl, przyczyną pożaru było najprawdopodobniej nielegalne wypalanie traw, co poskutkowało zaprószeniem ognia. W wyniku tych bezmyślnych działań życie straciły setki, jeśli nie tysiące, zwierząt zamieszkujących park narodowy.
Biebrzański Park Narodowy to największe siedlisko łosi w Polsce, a jednocześnie dom dla setek gatunków ptaków, w tym jedne z najrzadszych ptaków drapieżnych - orzeł przedni oraz orzeł bielik.
Źródło: Gazeta.pl
To też może cię zainteresować:
Minął rok od pożaru katedry Notre Dame. Kiedy ruszy jej odbudowa?
Zwierzęta opanowały opuszczone z powodu koronawirusa metropolie
Miasta widma w dobie pandemii. Jak wyglądają bez turystów?