Nie czytałam wcześniej książki Margaret Atwood i nie oglądałam jej ekranizacji z lat 90. Mój pierwszy kontakt z „Opowieścią podręcznej” to serial na Showmaksie. Serial, który doprowadził mnie do takiego stanu, że obgryzłam wszystkie paznokcie podczas oglądania. Serial, który przeraża, powoduje wściekłość i sprawia, że macie ochotę wyrzucić komputer przez okno, ale nadal go oglądacie.
Dlaczego „Opowieść podręcznej” tak wciąga? Bo mimo że wydaje się być mało realnym scenariuszem w bliżej nieokreślonej przyszłości i - teoretycznie - obrazem świata, który nie istnieje, jest przerażająco prawdziwa. Bo jej fragmenty odnajdujemy w dzisiejszych czasach. Bo sprawia, że zaczynamy zdawać sobie sprawę, jak niewiele potrzeba, żeby ubezwłasnowolnić człowieka, stworzyć kasty w społeczeństwie i zniewolić lub eksterminować jego część (skąd my to znamy?).
Katoliccy aptekarze chcą, by ich także objęła klauzula sumienia.
Pokazuje, jak cieszący się wolnością ludzie przyzwolili na totalitaryzm, którego następnie stali się ofiarami. „Najpierw oddaliśmy im Kongres” - te słowa tytułowej podręcznej - głównej bohaterki, nadal dźwięczą mi w uszach.
Jak to może wyglądać? Wolność odbiera się po trochu, wtedy trudniej zauważyć, że coś nie gra. W książce Atwood i serialu, którego zresztą jest współproducentką najpierw pod pretekstem katastrofy ekologicznej, która doprowadziła większość ludzkości do bezpłodności oraz zagrożeń terrorystycznych inicjuje się stan wyjątkowy. Pozwalamy - bo przecież to wyższa konieczność. Przestaje obowiązywać Konstytucja, a prawa tworzą ludzie u władzy. Pozwalamy, bo przecież trzeba szybko wprowadzać w życie przepisy, które ochronią przez zagrożeniem. A że rządzić zaczynają religijni radykałowie, dla których Stary Testament interpretowany od nowa to wykładnia, jak należy żyć, to nadchodzącą katastrofę łatwo sobie wyobrazić.
Dlaczego o kobietach znowu decydują politycy? Czyli o pigułce „dzień po” słów kilka.
I tak - w tej opowieści rola kobiety zostaje sprowadzona do rodzenia dzieci wybranym parom, które dzieci mieć nie mogą. Te bezpłodne są zsyłane do tajemniczej kolonii, gdzie czeka je ciężka praca lub śmierć albo zostają służącymi i kucharkami. Te starsze są kimś w rodzaju kapo w hitlerowskich obozach koncentracyjnych - pilnują tych młodszych płodnych (podręcznych), żeby się nie buntowały. A bogate bezpłodne żony są świadkami gwałtów mężów na płodnych podręcznych będących na usługach komendantów i innych mężczyzn zasłużonych władzy. Koszmar kobiet trwa na każdym etapie, niezależnie od miejsca w hierarchii. Seks ma służyć prokreacji, dla przyjemności się go nie uprawia. Łechtaczka nie jest potrzebna i można ją usunąć (to wcale we współczesnym świecie nie taka fikcja, obrzezanie kobiet praktykuje się w Afryce, co roku 3 miliony kobiet jest drastycznie okaleczanych).
Minister Zdrowia: „Jako lekarz nie przepisałbym pacjentce pigułki dzień po. Nawet zgwałconej”.
To piekło obserwujemy z perspektywy podręcznej Fredy (świetna w tej roli Elisabeth Moss) - nazwanej od imienia jej pana (Fred), bo własnymi imionami nie wolno się posługiwać. Nie wolno też czytać książek, oglądać telewizji, wychodzić na spacery. Wytresowane na specjalnym obozie kobiety należą do mężczyzn i bez nich nie mogą nic zrobić (czy obecnie w niektórych krajach muzułmańskich też tak nie jest?).
Mnie najbardziej przeraziły strażniczki moralności - starsze, bezpłodne, religijne ekstremistki mające w ustach bogochwalne frazesy i cytaty z Pisma. I ich słowa na temat obowiązków kobiet… Te słowa słyszałam z ust współczesnych polskich polityków, klerykałów oraz zacietrzewionych „obrońców życia”, którzy najchętniej zakazaliby jakiejkolwiek antykoncepcji i edukacji seksualnej, zwolenników rodzenia dzieci z gwałtów i kalekich, dla których płód jest ważniejszy niż życie i zdrowie kobiety. I którzy coraz częściej dochodzą do głosu, a ich niebezpieczne projekty trafiają pod obrady komisji sejmowych. A to wszystko jest jeszcze bardziej przerażające w świetle ostatnich badań - 1/4 Polaków uważa, że żona powinna słuchać męża, a 47% badanych wyraziło przekonanie, że w „niektórych okolicznościach lepszy od demokracji może być rząd niedemokratyczny”.
Dlatego - naprawdę bądźmy czujne. Pilnujmy polityków. Dbajmy o nasze prawa i wolność. Bo bez wolności nie ma szczęścia, nie ma miłości. I nie ma kobiet.
PS Margaret Atwood napisała swoją książkę w czasach rządów Ronalda Reagana w USA. Ale jej przekaz stał się boleśnie aktualny i zatrważający właśnie dziś.
Więcej komentarzy na Polki.pl - polecamy!