Pamiętam, jak w podstawówce, przed rozpoczęciem lekcji, jako klasa ustawialiśmy się dwójkami – dziewczynki z przodu, a chłopcy za nami. Myślałam, że chodzi o wzrost – do wysokich nigdy nie należałam i szczerze mówiąc, nie interesowało mnie co dzieje się za mną, bo czułam się wystarczająco upokorzona z powodu swoich krótkich nóg.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyjątkowo odbierałam z przedszkola swojego bratanka. Czekałam na niego przed salą zabaw, połowicznie przeszkloną. Wszędzie widziałam kolejkę – do półek z oddawaniem gier, do pani przedszkolanki, która rozdawała słoneczka za prace plastyczne czy do szafek z odzieżą wierzchnią i butami. Wzrokiem szukałam Dawidka, ale nie mogłam zapanować nad swoim rozbieżnym zezem. Najmniejsi na końcu, bo najsłabsi. Dziewczynki, trzymające ciężkie planszówki w kolejce do oddania, nie mogły przebić się przez grupę starszych, wyższych dzieci. Stały w kolejce pod oknem, a rezygnacja była wypisana na ich oczach.
Pani psycholog twierdzi, że kobiety nie powinny w ogóle nosić spodni: „To zamach na kobiecość”
Czemu silniejszy kilkulatek nie może pomóc temu słabszemu, młodszemu, który ledwo widzi świat przez stos kanciastych klocków? Dlaczego mała dziewczynka, Zosia (takie imię pasowało mi do jej dwóch francuskich warkoczy) musi przebijać się między nogami starszaków, bo żaden z nich nie podniesie jej krążka do gry? Bo co, bo mają radzić sobie sami, nawet gdy logika podpowiada, by działać w grupie?
Ktoś powie, że to podejście właściwe edukacyjnie, bo dzieciaki uczą się samodzielności. Czemu zatem poczułam wszechogarniające ciepłe poczucie dumy, że mój chrześniak zmieniał buty "na stojąco", by ustąpić koleżance wygodnej ławki? Dla mnie wykazał się rzadkim rodzajem samodzielności– myśleniem. Choć jak sam mówi, za dziewczynami nie przepada. Powiedziałam mu, że ja ostatnio też.
Gdzie ci mężczyźni, puszczalscy tacy?
Zastanowiłam się nad zachowaniem mężczyzn, którzy etap edukacji mają dawno za sobą. Ich wiek wskazuje na rozgarnięcie, dojrzałość, m ę s k o ś ć. Czy są choć odrobinę szarmanccy, taktowni? Nie mówię o dworskich manierach czy o savoir-vivre w małym palcu. Żadne ukłony, całowanie w dłoń i inne... Ale takie przepuszczanie w drzwiach. Czemu tak niewielu mężczyzn pamięta o tym tylko wtedy, gdy żona dźwiga zakupy lub gdy trzeba przywitać teściową? Umiarkowane ustępowanie miejsc osobom starszym w komunikacji miejskiej to nic, w porównaniu z tym, z czym mamy do czynienia w sklepach, supermarketach, wszelkiego rodzaju kolejkach.
Kilka dni temu zobaczyłam na blogu Mamaginekolog. Autorka zamieściła screen wiadomości od ciężarnej (31. tydzień ciąży) znajomej, która była szósta w kolejce w aptece. Mężczyzna przed nią ani myślał o przepuszczeniu jej mimo widocznej ciąży, jeszcze odradził żonie wszelkie ruchy demaskujące że wie, że za nią w kolejce jest ciężarna kobieta!
Ustępowanie - miejsca, pierwszeństwa, dostępu - to nie jest oznaka słabości. To jego brak jest dowodem na zachowanie najniższych lotów. Uwaga, to dotyczy także nas, kobiet. Jednak panowie, to jednak tekst głównie do was. Nie bójcie się puszczać kobiet w drzwiach, to nie jest ani archaiczne, ani wydumane. Szkoda by było, gdyby dobre maniery odeszły w niepamięć, a o dżentelmenach pisano w książkach o wiekach minionych.
Felieton Anny Kowalczyk na Polki.pl