Kobiety nie powinny nosić spodni? Pewna psycholog uważa, że spodnie to „zamach na kobiecość i próba zrobienia z nas babochłopów”. Idąc tym tropem, może lepiej, żebyśmy nie goliły nóg jak kobiety jeszcze kilkadziesiąt lat temu? Siedziały w domu, czekając aż umęczony mąż wróci z pracy i starały się, by trzydaniowy obiad wjechał na stół?
Wczoraj natknęłam się na, choć w założeniu grzeczny i pobożny, to jednak bardzo kontrowersyjny tekst na jednym z prawicowych portali. Nie będę przytaczać jego nazwy, bo nie ma to żadnego znaczenia. Staram się zawsze poznać zdanie różnych stron na konkretne tematy. Nie zamykam się na odmienne poglądy, chociaż czasami jestem bardzo uparta i nie widzę kompromisów. Po tvnowych "Faktach" zawsze oglądam "Wiadomości", żeby wyrobić sobie własne zdanie, na temat tych zupełnie odmiennie przestawianych rzeczywistości.
To tylko tytułem wstępu, który ma uprzedzić hejty - nie wszystko co prawicowe jest "be" i nie na wszystko co lewicowe, biję brawo.
Pewna Pani psycholog, mocno związana ze środowiskiem katolickim, popełniła (to akurat dobre słowo) felieton, w którym prawi o tym, że kobiety (a już w szczególności takie kobiety jak Polki) nie powinny nosić spodni. Nigdy. Ale nie to jest szokujące. Szokujące jest UZASADNIENIE tej tezy.
A więc rzeczona Pani psycholog najpierw rozwodzi się nad tym, że zupełnie nie wie, kiedy trend noszenia spodni przez kobiety się tak bardzo rozpowszechnił.
To ja od razu podpowiem: taka francuska projektantka Coco Chanel, nie wiem czy Pani kojarzy, zrewolucjonizowała kobiecą modę jakieś 100 lat temu (m.in. założyła spodnie), chociaż już w połowie XIX wieku zdarzały się incydenty, że kobiety paradowała w tej ówcześnie zarezerwowanej dla mężczyzn, części garderoby. Potem przyszła wojna, kobiety przejęły część męskich obowiązków i tak już zostało. Zresztą, wcale się nie dziwię, że kobietom noszenie spodni od razu się spodobało, to jest takie wygodne! No i ileż można chodzić w kiecce?!
Według Pani psycholog, średnio na 200 kobiet 5 nosi spódnice. I uwaga: z tych 200 może 10 wygląda w miarę atrakcyjnie.
Można zatem zaobserwować nogi a'la Spongebob - dwa chude patyki rozdzielone przerwą, w którą zmieściłaby się piłka. Widać też rozpowszechnione nogi - balerony, sprawiające wrażenie, że materiał zaraz eksploduje. Nogi krzywe, o zachwianych proporcjach... To wszystko ujawniane i bezlitośnie podkreślane przez noszenie obcisłych spodni lub, co gorsza, leginsów... Choć oczywiście niektóre panie zdają sobie z tego sprawę i starają ukryć defekty, zakładając spodnie luźne, upodabniające nogi do dwóch prostych kłód drewna.
Muszę przyznać, że odważna i dość brawurowa opinia. Chyba żyjemy na dwóch różnych kontynentach, bo ja chodząc ulicami Warszawy widzę raczej świetnie wyglądające dziewczyny, niż "balerony" i "kłody drewna".
Dalej jest jeszcze gorzej:
Są wygodne (red. spodnie) do uprawiania sportu i prac fizycznych. Jednak dobrze dobrana spódnica lub sukienka nie tylko jest wygodna, ale sprawia, że kobieta wygląda kobieco, maskując niedoskonałości budowy ciała. Dla mnie to po troszę kwestia estetyki. Wiadomo, że znikomy promil kobiet ma idealne kształty. Po co zatem jeszcze podkreślać swoje niedoskonałości ubieraniem się w eksponujące to wszystko bezlitośnie spodnie?
Psycholog uważa, że spodnie to "zamach na kobiecość i próba zrobienia z nas babochłopów". Idąc tym tropem, może lepiej żebyśmy nie goliły nóg jak kobiety jeszcze kilkadziesiąt lat temu? Siedziały w domu, czekając aż umęczony mąż wróci z pracy i starały się, by trzydaniowy obiad wjechał na stół?
Nie ma mowy. My zakładamy nasze ulubione dżinsy, biały t-shirt i trampki i cieszymy się tym, że w szafie wisi kiecka zarezerwowana na sobotnią kolację. Bo sukienka jest dla nas czymś na specjalną okazję. Wtedy czujemy, że mamy na sobie coś wyjątkowego.
I tak na marginesie, mężczyźni nosili spódnice np. w starożytnej Mezopotamii, może by tak wrócić do tego trendu?