„To był najgorszy rok mojego życia” - powiedziała Kaśka. Wyglądała źle. Bardzo źle. Szara twarz, przerzedzone włosy, obgryzione paznokcie. Rok temu była przebojową i pewną siebie, zadbaną dziewczyną. Dostała się do wymarzonej firmy na wymarzone stanowisko. Kupiła mieszkanie na kredyt, zaczęła spotykać się z fajnym facetem i wyglądało to bardzo obiecująco. Teraz nie ma pracy, mieszkanie wynajmuje, żeby spłacać kredyt, a sama pomieszkuje u rodziców. Facet odszedł po kilku miesiącach. A ona boryka się z poważnymi problemami ze zdrowiem.
Opowiedziałam córce o molestowaniu. Odważyłam się dzięki akcji #metoo
„Już po tygodniu wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nie wiedzieć, czemu moja nowa szefowa uznała, że jej pokazy siły w zespole będą odbywać się z głównie z moim udziałem. Miałam pecha, zostałam kozłem ofiarnym” - głos Kaśki drżał, gdy to opowiadała. „Byłam publicznie besztana za trzyminutowe spóźnienia, oskarżana o błędy, których nie popełniłam, dostawałam więcej zadań niż reszta ludzi, musiałam pracować do późna, żeby się wyrobić. Sytuacja trwała i trwała. Po jakimś czasie doszły wyzwiska i wycieczki do mojego wyglądu i sytuacji rodzinnej, np. że nic dziwnego, że nie założyłam rodziny i nie mam dzieci, bo kto chciałby mieć w rodzinie takiego nieudacznika. Zastanawiałam się, dlaczego mnie nie zwolni, skoro jestem taka beznadziejna. Po kilku miesiącach pracy złapałam się na tym, że... życzę jej jak najgorzej. W myślach i po pracy mówilam o niej: „wredna jędza, niech ginie w męczarniach, będę tańczyć na jej grobie”.
Skala molestowania jest przerażająca! Ale wiele kobiet nadal boi się mówić prawdę...
Ten fajny facet, którego poznała i nawet zamieszkali razem miał już dość wiecznej nieobecności Kaśki. Po prostu się wyprowadził i zostawił kartkę - że podczas 75 samotnej kolacji zdecydował, że ich związek to fikcja, bo Kaśka jest związana z pracą i toksyczną szefową. „Jakoś nie miałam siły, żeby o to powalczyć” - tłumaczyła Kaśka. „Byłam tak wykończona, zdołowana i rozstrojona, że po powrocie do domu marzyłam tylko, żeby iść spać. Czasami znieczulałam się drinkami”
Gdy Kaśka była o krok od złożenia wypowiedzenia, szefowa nagle ją pochwaliła. Co ciekawe za pomysł, który miesiąc wcześniej ostro skrytykowała. A przez kolejne dni czepiała się kogoś innego. Ale niestety miesiąc miodowy nie trwał za długo, a szykanowanie i mobbing szybko powróciły. Kaśka po 9 miesiącach w nowej pracy podupadła na zdrowiu, zaczęła mieć problemy z jelitami, trafiła nawet do szpitala. Potem na zwolnienie, a następnie za namową rodziców do psychoterapeuty. A że między zwolnieniami ze szpitala i od psychiatry był dzień przerwy - to w tym czasie szefowa ją zwolniła.
Po wyczerpaniu się oszczędności wynajęła swoje mieszkanie i pomagają jej rodzice. Nadal jest w słabej formie, ale powoli wraca do zdrowia. Zaczyna nawet przeglądać ogłoszenia o pracę. Niestety odbudowanie poczucia własnej wartości i wiary we własne siły to robota na długie dłuuuugie miesiące.
9 sposobów, jak walczyć z mobbingiem
Podobnych historii jest wiele. Takich maltretowanych psychicznie ludzi jak Kaśka są dziesiątki tysięcy. Nie tylko w biurach i korporacjach, ale także w sklepie za rogiem (oglądałyście znakomity film Marii Sadowskiej „Dzień kobiet”?), urzędach, małych firmach. Tam, gdzie władzę ma jeden człowiek i za bardzo nie musi się przed nikim tłumaczyć, albo tłumaczy się jedynie z wyników zespołu, którym zarządza. Okazja czyni z człowieka potwora. Szczególnie z człowieka słabego, z kompleksami, niedowartościowanego.
Znacie na pewno słynny eksperyment więzienny Philippe’a Zimbardo? Polegał na podzieleniu badanych studentów na więźniów i strażników. Strażnicy dostali pełnię władzy nad więźniami. Eksperyment przerwano szóstego dnia, bo studenci za bardzo się wczuli w rolę. Zaczęli dopuszczać się coraz bardziej gorszących praktyk, m.in. zmuszając więźniów do symulowania aktów homoseksualnych.
Upodlić drugiego człowieka można na wiele sposobów. Szczególnie gdy ma się wpływ na jego życie na co dzień…
Ja też miałam kiedyś mobbującą szefową. Nowy zarząd ją nam podrzucił po zwolnieniu poprzedniej. Gdy się wydzierała na ludzi, słyszano ją na całym naszym piętrze. Przeklinała tak, jak by była na budowie, a nie w biurze, była złośliwa i mściwa. Niektórzy zwolnili się po już miesiącu od jej nastania. Ale niestety nie każdy mógł sobie pozwolić na zostanie bez pracy z dnia na dzień. Redaktorki przez nią płakały, nocowały w pracy, bo przecież poprawiały swoje materiały w nieskończoność. A ona odsyłała tekst do zmian np. 30 razy, a potem akceptowała pierwszą lub drugą jego wersję. Pamiętam jeden z jej uroczych komentarzy przy moim projekcie - cytuję: „To jest dno! Rynsztok! Nadaje się do spuszczenia w kiblu”. Konstruktywne uwagi i profesjonalne zachowanie - jak na szefa, mentora, lidera, prawda? Na szczęście po pół roku miałam już nową pracę.
Gdy po latach dotarły do mnie wieści, że została zwolniona (niestety nie za maltretowanie ludzi, tylko przestała się firmie opłacać) szczerze się ucieszyłam. I życzę jej z całego serca, żeby w następnej pracy miała za szefa takiego potwora, jakim sama jest.
Ciekawe, ile potworów ujawniłaby akcja przeprowadzona przez ofiary mobbingu podobna do #metoo…
Macie podobne doświadczenia z szefami? A może znacie ofiary mobbingu? Piszcie! Opublikujemy najciekawsze listy - waszehistorie@polki.pl