Jak nie ulegać pokusie kolejnych zakupów?

Matka z dzieckiem na rękach fot. Fotolia
W czasie, kiedy to przeczytałaś, umarło parę dzieci. Wszystko, czym byłam tak pochłonięta, nagle potaniało. Zapach płynu, plama na kurtce, błoto w samochodzie nie mają absolutnie żadnego znaczenia – rozumiesz? Naszym dzieciom nic strasznego nie grozi. Wiem, jako młoda matka mam rozchwiane emocje, hormonalną nadwrażliwość, jestem teraz ultrapodatna na takie przekazy. Tylko – co z tego? Fakt pozostaje faktem. A cholerne sześć sekund pokazuje skalę zjawiska.
Matka z dzieckiem na rękach fot. Fotolia

Droga A.!

Jako najlepiej poinformowana wiesz, że moja ciąża dobiega końca. A co robi kobieta w końcówce ciąży? Wiadomo: lata z obłędem w oczach, by wszystko zdążyć załatwić.
W kieszeniach i torebkach mam niekończące się listy zakupów. W kalendarzu – dziesiątki  spraw  do odhaczenia. Kluczowego znaczenia nabiera słowo „zanim”: wszystko to trzeba zrobić  zanim  będę unieruchomiona, obolała, oddana opiece nad noworodkiem, dużo bardziej stacjonarna niż normalnie.

Dzieci katolików są mniej życzliwe niż dzieci osób niewierzących

Dziś z poweekendowym impetem znów z samego rana rzuciłam się główką naprzód w życie. Już od siódmej w pralce dudniło pranie wszystkich chodniczków i dywaników. W tym samym czasie w saloniku szast-prast, zmiana obrusu na stole po wczorajszych gościach i ostatnie uprzątnięcia rzadziej używanej zastawy. Gdy tylko wybiła stosowna 9.00, zaczęłam wydzwaniać w różne miejsca i umawiać ostatnie przed porodem usługi, wizyty itp., skrzętnie notując, co, gdzie, na którą.
Do tego zapach płynu do płukania wydaje mi nieznośny, muszę koniecznie kupić inny.
Kurteczka młodszej córki, (ma ją po córce którejś z moich koleżanek) jest na nią trochę za duża i ma z boku plamkę. Decyduję się zaszaleć i wpisuję na listę zakupów kupno nowej kurteczki.
Samochód koniecznie muszę zaprowadzić do myjni i odkurzenia, przecież już niedługo będzie nim jeździć moje nieskazitelne maleństwo.
Pośród tego amoku na chwilę zawisam nad komputerem, by coś sprawdzić.

I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia wyskakuje mi materiał od Unicefu. Czarna, wielkooka, zatrważająco chuda dziewczynka leży na jakimś dywaniku. Nad zdjęciem napis:
„Poznaj malutką Winnie. 
Co 6 sekund na świecie takie dziecko jak ona umiera z głodu”.
Przysiadłam.
Droga A., niby to wszystko wiemy. Na świecie jest mnóstwo zła itd. Nie zaradzimy wszystkiemu itd.
Co. Sześć. Sekund.

W czasie, kiedy to przeczytałaś, umarło parę dzieci.
Wszystko, czym byłam tak pochłonięta, nagle potaniało. Zapach płynu, plama na kurtce, błoto w samochodzie nie mają absolutnie żadnego znaczenia – rozumiesz? Naszym dzieciom nic strasznego nie grozi.

Wiem, mam rozchwiane emocje, hormonalną nadwrażliwość, jestem teraz ultrapodatna na takie przekazy. Tylko – co z tego? Fakt pozostaje faktem. A cholerne sześć sekund pokazuje skalę zjawiska.
Po kliknięciu w artykuł oczywiście otwiera się opcja wysłania datku za skrzętnym wyliczeniem, ile za daną kwotę da się kupić mleka w proszku i pasty terapeutycznej.
A wszystko to są krople, krople w oceanie potrzeb.
Już się domyślasz, że nie kupiłam żadnego głupiego płynu, a równowartość paru płynów przekazałam Unicefowi.
I w ogóle wyhamowałam z tym załatwianiem spraw.
I bardzo Cię proszę – i teraz, i kiedy już będziemy okropnie bogatymi autorkami bestsellerów, nie ulegajmy amokowi konsumpcji.
Ulegajmy natomiast porywom pomagania potrzebującym. Niech to się w nas nie zmienia.
P.

Obniżenie wieku emerytalnego - dla kobiet to błogosławieństwo czy przekleństwo?

Kochana P!

Bardzo dobrze Cię rozumiem.

Bywa, że gdy mam trochę więcej czasu, zaczynam się rozglądać po swoim najbliższym otoczeniu, wypatrywać niedoskonałości, planować zmiany – słowem – szukać dziury w całym.
Albo przytłacza mnie myśl o czekających mnie powinnościach – kupnie spodni zimowych, wizycie u dentysty, kontroli u pediatry, wypożyczeniu lektury z biblioteki. Itede, itepe. Kalendarz się zapełnia, a ja myślę: Ależ ja mam pod górkę. Kiedy ja wreszcie sobie odpocznę?

Zdarza mi się też komuś pozazdrościć superegzotycznych wakacji, nowego, niepsującego się auta albo luksusu w postaci pomocy domowej. Znów emocje pod tym samym hasłem: Dlaczego to ja mam gorzej?
Kiedyś takie sytuacje miały miejsce częściej, teraz już są rzadkie, co uważam za jeden z największych sukcesów w pracy nad sobą i dochodzeniu do tak zwanej życiowej mądrości.

Schemat zawsze był taki sami: tkwiłam w swoim niezadowoleniu/malkontenctwie i nagle widziałam apel o pomoc bardzo choremu dziecku na Siepomaga.pl. Albo oglądałam program o sytuacji dzieci w białoruskim domu dla porzuconych, niepełnosprawnych nieletnich. Lub apel PAH-u z prośbą o wsparcie budowy studni w Sudanie. I do tego poruszające obrazy. Zawsze wtedy odczuwałam głęboki, obezwładniający wstyd – przed samą sobą. Że mam ciepły dom, zdrowe dzieci i pracę. I że to jest cholernie dużo. Tak, żyjemy w dobrych czasach i dobrym miejscu na świecie. Rodząc się w tym momencie i w tym miejscu, wygrałyśmy los na loterii życia. Dobrego życia.

Pomaganie tym, którzy nie mieli takiego szczęścia, traktuję jako dzielenie się dobrem, które mi się trafiło. Spłatę długu u opatrzności. Dokładając cegiełkę, pomagam tym, co potrzebują, ale pomagam też sobie.

Trzeba sobie o tym przypominać, gdyby to jakoś uleciało z głowy.

A.

Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.

Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl


Redakcja poleca

REKLAMA