Miła A.!
W Mazowieckiem rozpoczęły się ferie. Większość rodziców pewnie już wie, jak ich dzieci spędzą ten czas. Ja też wiem. Tydzień u jednej babci, tydzień u drugiej.
Czy wspominałam Ci kiedyś, że w liceum chodziłam do eksperymentalnej klasy turystycznej? By to autorski program naszego wychowawcy, w którym młodzież miała się uczyć przez doświadczanie. Cały licealny program przysposobienia obronnego zaliczyliśmy na obozie przetrwania gdzieś w głuszy. Historię, biologię, geografię – a często także inne przedmioty z polskim włącznie – przerabialiśmy w terenie, na krótszych i dłuższych wyjazdach, także wakacyjnych.
Było – cudownie. Do dziś dużymi grupami, włącznie z nauczycielami przyjaźnimy się i odwiedzamy. Wiedza o gotyku wchłonięta w gotyckim kościele, o secesji – w Wiedniu, o ekosystemie – na łące, o geologii na odkrywce geologicznej – pozostała na zawsze w głowach.
Nasze wyniki były tak spektakularne, że doprawdy aż dziw, że byliśmy jedyną taką klasą, a program, o ile mi wiadomo, nigdy nie był kontynuowany.
Moja pasja do wypraw też była imponująca. Jako nastolatka byłam specem od wypadów za dwa grosze: zwiedziłam Polskę i Europę, i to zanim powstały tanie samoloty i autobusy.
A teraz??? Jadę na ferie do mamy i teściowej.
Wyjazdy obecnie to moje marzenie zahibernowane. Doliczając dzieci męża z poprzedniego związku, jest nas siódemka. Nie mamy tak dużego samochodu, by gdzieś jechać razem, a wyprawy pociągiem z piątką dzieci, w tym dwulatką i niemowlęciem, zmęczyłyby już na wstępie (i zakończeniu). Dodajmy do tego, że w takiej grupie byłyby co najmniej trzy, jeśli nie cztery podgrupy o różnych potrzebach – bo czego innego na wczasach chcieliby dorośli, czego innego dzieci szkolne, przedszkolaki i całkiem małe maluchy.
Także koszty zbijają nas z pantałyku. By wypoczywać bez wyrzutów sumienia, powinniśmy wydać na wyjazd jakąś finansową nadwyżkę, a nie wypstrykać się ze wszystkich oszczędności. Dlatego mimo pięćset plus, Karty Dużej Rodziny oraz programu Zima w mieście – w naszym przypadku babcie wygrywają.
I dobrze. My się cieszymy, one się cieszą. Natomiast do praktyki wyjazdów kiedyś, w jakiejś formie i w jakimś gronie mam nadzieję wrócić.
A jakie jest Twoje zahibernowane marzenie? I oczywiście Wasze plany na ferie?
Całuję,
Twoja P.
Koniec cyfrowych zombie! Popieracie zakaz używania smartfonów w przedszkolach i szkołach?
Kochana P.!
Bardzo się staram nie hibernować marzeń. „Żyj natychmiast, jest później niż się wydaje” – taki napis na murze przeczytałam w zeszłym roku. Przepisałam go sobie na kartkę i wsunęłam pod szybę, która chroni dębowy blat mojego biurka.
Jak to się ma do ferii? Ano ma. Ja też jestem obieżyświatem, jak Ty. Muszę poznawać nowe miejsca, potrzebuję tego jak tlenu. Dzieliłyśmy to zamiłowanie do podróży w początkach naszej przyjaźni – bilety autokarowe za złotówkę, planowane ad hoc wypady, weekendowe wyjazdy, wesołe hostele. Chłonęłyśmy świat! Z czasem i z dziećmi było coraz trudniej, ale nasze zeszłoroczne wakacje na Południu – z piątką drobiazgu i szóstym w Twoim sporym już brzuchu – były fantastyczne, choć bez wolnych wieczorów i całodniowego szwendania się bez celu (właściwie to ani minuty wolnej nie miałyśmy, a zamiast szwendania się był sprint). Wszyscy wróciliśmy do domu bez uszczerbku na ciele i duchu. I syci wrażeń!
Czasem jednak jest tak, że bardzo by się chciało, ale jest trudno, naprawdę trudno. Bo brak pieniędzy, warunków. Można się wtedy wycofać, całkiem zrezygnować i żyć w poczuciu, że omijają nas wszystkie fajne rzeczy w życiu. Albo można podejść do sprawy konstruktywnie: okej, teraz nie stać mnie na rodzinne wakacje na Maderze lub białe szaleństwo na lodowcu, ale mogę… I w to wykropkowane miejsce wpisać inny cel podróży.
Ja w tym roku wpisałam: wyjazd do Wrocławia. Phi, prychnie ktoś, wielkie mi mecyje. A ja się bardzo cieszę. Bo lubię jeździć pociągami – zawsze i wszędzie rodzice wozili mnie autem, więc pociąg to dla mnie atrakcja sama w sobie. Moje dzieci, z powodu podwarszawskiego miejsca zamieszkania, też są przyzwyczajone do samochodu, zatem i dla nich podróż pendolino to przeżycie. Wynajęłam mieszkanie na rynku. Przez cały rok widzimy z okien las, więc taka odmiana jest bardzo interesująca. Pójdziemy na urokliwy Ostrów Tumski, obejrzymy Kolejkowo na Dworcu Świebodzkim, które cieszy nie tylko dzieci, zwiedzimy Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego, Afrykarium zaprze nam dech w piersiach. Będziemy się włóczyć po mieście, jadać w knajpkach, oglądać wieczorem filmy i fajne spędzać razem czas.
Takie wyprawy po Polsce to mój konik – uwielbiam poznawać nowe miejsca. Wyjść z dworca i przez cały dzień spacerować ulicami i uliczkami, zaglądać w podwórka, jadać w lokalnych barach i chłonąć atmosferę. „Prawdziwi podróżnicy to ci tylko, którzy wyruszają, aby wyruszyć”, pisał Charles Baudelaire. Wyjazd do babci też podpada pod tę definicję, zahibernowana podróżniczko!
Całuję,
(z walizką zawsze pod ręką)
PS. A za dziesięć lat, gdy najmłodsze z naszych dzieci będzie już nastolatkiem - świecie, drżyj! Przybędziemy!
Polecamy:
Była wyśmiewana, więc stworzyła szokującą sesję zdjęciową, by walczyć z hejtem. Daje do myślenia?
10 najchętniej czytanych artykułów przez nasze użytkowniczki w 2017 roku!
Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.
Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl oraz na ich funpage na Facebooku.