Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką przy winie o relacjach z naszymi partnerami. Chyba każda z nas przerabia w wolnym czasie dokładnie ten sam temat, jakby chcąc dołożyć sobie zmartwień i bolączek, nawet wtedy, gdy specjalnie ich nie ma.
A więc siedzimy, rozmawiamy i nagle ona mówi do mnie, że mi zazdrości. - Czego? - odpowiadam trochę zdziwiona (bo naprawdę nie ma czego, jestem w totalnie przeciętnym, a czasem nawet i nudnym związku).
Ona odpowiada, że zazdrości mi tego, że wszystko co mam w życiu jest takie "moje". Totalnie nie zrozumiałam, o co jej chodziło. Dopiero po kilku minutach pojęłam, co miała na myśli.
Wiele kobiet będących w związkach dostosowuje swoje oczekiwania do partnera, z którym się związała. Jeśli facet od początku jest świnią, cieszymy się jak szalone, jeśli raz w roku - zwykle 8. marca - przyniesie nam jednego podwiędniętego tulipana. No, dwa lub trzy to już jest kompletny szał.
Jeśli zaś mężczyzna od początku lata za nami jak pies, każdy uprzejmy gest z jego strony pozostaje przez nas niezauważony. Przestajemy się nawet cieszyć z prezentów. Jedyne co wywołałoby uśmiech na naszych twarzach to upominek w formie loftu na warszawskim Powiślu lub Mercedes CLS prosto z salonu.
Zastanawiacie się, do czego dążę? Otóż ta moja koleżanka zwróciła mi uwagę na jedną cholernie ważną rzecz, z której istnienia nie zdawałam sobie sprawy - że zazdrości mi tego, że nie potrafię się dostosować.
Prawda jest taka, że często marudzę. Jestem perfekcjonistką zarówno w kwestiach domowych (doniczki na oknie mam ustawione co do centymetra i widzę, gdy ktoś dotykał moich rzeczy - o zgrozo! Bo stoją milimetr dalej, niż ja je ustawiłam!), jak i w kwestiach relacji z innymi.
Jeśli uważam, że mój facet tym razem nie powinien iść z kolegami na ryby, to mówię mu to, a nie ofoszona odpowiadam "ok". Jeśli moja przyjaciółka postępuje źle, też jej o tym mówię (choć narażam się na podejrzenia, że jestem w sojuszu z jej facetem albo mamą). Nie mam problemu ze skrytykowaniem sposobu wychowania dzieci przez moją siostrę czy kuzynkę, choć sama dzieci nie mam. I co z tego? Powinnam milczeć, bo nie wiem, jak to jest? Mam swoje zdanie więc je wypowiadam. I dobrze mi z tym.
Osoby niemające lub niewyrażające swojego zdania są bezpłciowe. A ja taka nigdy nie chciałabym być. Często przez brak umiejętności dostosowania dostaję po tyłku. Ale warto wiedzieć czego się chce od życia, niezależnie od tego z kim się aktualnie spotykamy, zawieramy przyjaźnie, u kogo pracujemy, czy czego oczekują od nas nasi rodzice (tak, na rodziców najłatwiej jest zwalić wszelkie niedociągnięcia naszego charakteru).
Warto jest wiedzieć czego się chce u fryzjera, kosmetyczki, na kursie angielskiego, a nawet idąc do kina. Bo niby dlaczego masz mówić, że jesteś zadowolona, chociaż wcale nie jesteś? Po co ściemniać, że film był super, ambitny i w ogóle taki fancy, choć był nudny jak flaki z olejem?
Wiele kobiet tak robi, być może na wzór własnych matek, które przymykały oko na przyzwyczajenia np. męża przez ostatnie 30 lat. Ale taka niewygoda bycia zawsze w pewnym momencie się ujawni. I pękniesz zalewając świat żalem. Po jakimś czasie zauważysz, że sama sobie jesteś winna, bo się dostosowałaś i zgodziłaś na siedzenie tylko na jednym półdupku. Drugi zawsze siedział tam, gdzie kazał mu siedzieć ktoś inny.
Każda z nas chociaż w 51% powinna być egoistką. Powinnyśmy umieć olać oczekiwania innych wobec nas, powinnyśmy umieć zawalczyć o swoje, albo - nawet bez walki - po prostu umieć powiedzieć, że jest nam cholernie niewygodnie siedzieć w tej pozycji.
Jeśli nie nabędziemy takiej umiejętności, zawsze będziemy czuły się jak męczennice. A nie zadowolisz nikogo, jeśli sama będziesz niezadowolona z siebie.
Dlatego jeśli twój facet przynosi ci kwiatka tylko raz w roku, opieprz go - przecież nie musisz być wdzięczna za jednego tulipana. Powiedz, że chcesz dostawać kwiaty częściej. Jeśli twój facet skacze wokół ciebie jak psychopata, powiedz mu, żeby przestał to robić, bo to nie sprawia, że kochasz go bardziej. Pozwól i jemu przestać dostosowywać się do ciebie!
Jeśli fryzjerka narzuca ci długość włosów, powiedz, że ci się to nie podoba. Przestań robić dobrą minę do złej gry, bo tak wypada i tego oczekują inni. Zacznij wyrażać siebie. Tylko te osoby, które potrafią mówić o tym, co myślą i czują, są szczęśliwe.
Takie działania sprawią, że w końcu będziesz mogła powiedzieć, że to wszystko jest TWOJE. Bo niby czyje ma być?
Kobiety chyba już tak mają, że nie potrafią skończyć...