Niezłą konsternację przeżyłam, kiedy kupowałam w aptece jakiś lek przeciwbólowy z pseudoefedryną i pani sprzedająca go powiedziała, że to nie będzie dobre dla dziecka. „Jakiego dziecka” - myślę i mówię:
- Ale to nie dla dziecka, tylko dla mnie.
- Noooo, dla tego dziecka - powiedziała pani wskazując na mój brzuch.
6 rzeczy, których kobiety nie powinny robić innym kobietom
Na mój NORMALNY brzuch, no trochę zaokrąglony, bo mi się przytyło tu i ówdzie, ale nie to, żebym miała brzuszysko jak Kate - bohaterka serialu „This is us” (notabene polecam - świetny jest).
Przytyło mi się. Nie ukrywam, ale nie na tyle, żeby można było mnie uznać za ciężarną, tylko tu i ówdzie. Może to wina tego płaszczyka z paseczkiem, który nie był idealnie w talii, tylko ciut wyżej. A może lordozy - co mi ortopeda zdiagnozował, że za duża. Tak czy siak - WTF?!
Politycy apelują do młodych Polek: Nie pijcie, dziewczyny, bo... przytyjecie!
A ta historia… Najgorsza! Odwiedziłam lokatorów, którzy wynajmowali ode mnie i od mojego męża mieszkanie kiedyś. Jakieś były sprawy do omówienia, poczta do odebrania itp. Nie znam ludzi za dobrze, widzieli mnie kilka razy w życiu, wódki razem nie piliśmy. Wchodzimy do nich, ściągam płaszczyk, a tam na twarzy lokatorki uśmiech od ucha do ucha.
- Gratulacje! - ona prawie wykrzykuje mi w twarz. A ja patrzę się na mojego męża i na nią. Na mojego męża, na nią. Na jej męża, na mojego męża. Na nią.
- No rodzina wam się powiększy - wskazuje na mój domniemany brzuch pod luźnym sweterkiem.
- Jak to powiększy? - pytam i widzę, że mąż w duchu już umiera ze śmieciu.
- A w ciąży nie jesteś? - pyta raczej retorycznie.
- Ja w ciąży... - zastanawiam się, teatralnie zamyślając się na chwil kilka. - Ja w ciąży, moja droga, jestem od zawsze! SPOŻYWCZEJ. W ciąży z makaronem z zielonym pesto i gorgonzolą, z sushi sashimi boksem z Akashii, z kabanosami drobiowymi i z winem. Czerwonym.
- Aaaa, to przepraszam.
Potem rozmowa się nie kleiła. Co robić… Trzeba było swoje uwagi o moim brzuchu, domniemanym oczywiście, zachować dla siebie.
Jakby tego było mało, regularnie ustępowano mi miejsca w środkach komunikacji miejskiej. Na początku odmawiałam zdziwiona, potem oburzona, bo oni wszyscy GAPILI SIĘ na mój brzuch, próbując wysondować, czy to ciąża, czy nie ciąża. Po akcji, gdy pewien młodzian krzyczał z prawie drugiego końca autobusu: „Tu jest miejsce, proszę pani. Przepuście panią, pani jest w ciąży!”, po prostu zaczęłam siadać.
I siadałabym do tej pory, gdyby nie to, że przytyłam tak, że już nikt nie ma wątpliwości, że jestem po prostu gruba, a nie w ciąży.
Więcej perypetii, historii z życia wziętych, listów od Czytelniczek szukajcie na Polki.pl!
Dzielcie się z nami Waszymi historiami, opiniami, przemyśleniami. Piszcie na adres: waszehistorie@polki.pl