A co, jeśli to nie ty, tylko ON ma problemy z jedzeniem?

A co, jeśli to nie ty, tylko ON ma problemy z jedzeniem? fot. Fotolia
Kiedy 10 lat temu mówił, że jajecznicę najlepiej smażyć na wodzie, to śmiałam się, że jest taki superfit! Kiedy dzisiaj ja i nasze dzieci musimy przed nim tłumaczyć się z każdego cukierka, w ogóle mi nie do śmiechu.
Redaktorki Polki.pl / 08.07.2019 10:52
A co, jeśli to nie ty, tylko ON ma problemy z jedzeniem? fot. Fotolia
W moim domu nie je się masła, cukier jest tylko dla gości, naleśniki robi się tylko z mielonych płatków (żytnie z owsianymi), a temat jedzenia jest najważniejszy. I nic mnie tak nie stresuje jak wspólny posiłek z mężem.

"Nie no, gruba to nie jesteś..."

Dzień dobry, mam 37 lat, ważę 55 kg, a moje BMI jest idealnie w środku normy. I według mojego męża jestem – nie, nie gruba, on tego tak nie ujmie. Niechuda po prostu. Zresztą on według siebie też nie jest chudy: choć żebra przebijają mu przez koszulkę, a kolana ma jak Anja Rubik. Ciężko na taki wygląd pracował ("Co ty znowu mówisz za bzdury! Po prostu jem zdrowo i nie jestem głodny!"). Zero smażonego, zero mięsa, zero słodyczy, białego pieczywa, podjadania między posiłkami, żadnych lodów w lecie, ciastek do kawy, zero ziemniaków, żółtego sera. Pożywienie kryje mnóstwo pułapek, moje drogie. 
 
Je zdrowo. Tak zdrowo, że z tego zdrowia aż mnie skręca. 
 
W ubiegłym tygodniu wieczorem okazało się, że nie ma nic w lodówce: ani brokułów, ani selera, ani nawet serka wiejskiego. Był chleb i żółty ser, ale on woli chodzić głodnym, niż zjeść na kolację coś tak niezdrowego jak zwykła kanapka. 

"Ja po prostu chcę, żeby nasze dzieci jadły zdrowo"

W Tłusty Czwartek kłócimy się o to, czy nasze dzieci mogą zjeść pączki. On mówi, że nie mogą: dni słodyczowe przypadają nie w czwartki, tylko w weekendy ("Mnie chodzi tylko o ich zdrowie!"). W końcu stawiam na swoim, ciche dni trwają przez tydzień. 

Dobre były fryteczki, co? Może byś jeszcze coś zjadła, proszę, nie krępuj się, jedz!

W pierwszy dzień wakacji jedziemy z dziećmi na obiecane frytki do McDonalda. Przy kasie okazuje się, że on jednak "nie wchodzi w ten szit". Przy stoliku przekonuję się, że już w domu planował nie jeść frytek. Z torby wyjmuje cztery woreczki: migdały, nerkowce, orzechy włoskie i suszoną goję, i komponuje sobie zdrową mieszankę. Nam każdy kolejny kęs coraz bardziej staje w gardle. Do końca dnia słyszę, jak to się nażarłam świństwem ("Dobre były fryteczki, co?", "Może byś jeszcze coś zjadła, proszę, nie krępuj się, jedz!") i jak w ogóle mogłam dać to dzieciom. Staję przed lustrem i widzę wielką tłustą frytę.
 

"Tu nie chodzi o to, ile ważę, ale o to, jak się czuję!"

Któregoś wieczoru on idzie na imprezę firmową, a my robimy babski wieczór i zamawiamy pizzę. On dzwoni, że już niedługo się zbiera do domu, na co młodsza córka łapie za słuchawkę i serdecznie namawia: "Tatusiu, nie śpiesz się, zostań sobie, ile chcesz". 
Kilka lat temu kupuje wagę łazienkową. Po kilku tygodniach waży się już codziennie rano ("Po prostu chcę wiedzieć!"). Po następnych kilku – sama się łapię na codziennym ważeniu. Okazuje się, że ważenie się może być zaraźliwe.
 
Jedziemy na obiad do przyjaciół. Młodsza córka prosi: "Tato, tylko masz nic u cioci nie mówić o tym, jakie jedzenie jest zdrowe".
 
Młodsza córka kończy 7 lat i zaczyna coraz częściej stawać przed lustrem bokiem, a nie przodem. "Mamo, czy ja mam gruby brzuch?". Starsza córka pyta, czy według mnie jest łakomczuchem. Bo według niej samej – jest strasznym i bardzo się tego wstydzi.
 
Któregoś dnia kłócimy się i ja na złość mu zjadam całą paczkę chipsów. Niech ma za swoje. Po pięciu minutach czuję się jak beka – okazuje się, że takie myślenie też jest zaraźliwe. 
 
Mówię mu, że jest za chudy i że za mało je. Ściana.
 
Mówię, że jedzenie to nie trucizna. Mówię, że ziemniaki też są dla ludzi. Mówię mnóstwo rzeczy – za każdym razem słyszę, że gdybym poczytała tyle o jedzeniu, co on, to bym wiedziała, a tak – to się nie znam. 
 
Mówię, że ma ortoreksję. On mówi, że coś takiego nie istnieje.

Redakcja poleca

REKLAMA