Natalia Partyka w wywiadzie dla Vivy!

Natalia Partyka fot. Szymon SzczeŚniak/LAF AM
Natalia Partyka o pokonywaniu słabości, życiu na walizkach i cenie sukcesu w bardzo szczerej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
/ 03.10.2012 06:18
Natalia Partyka fot. Szymon SzczeŚniak/LAF AM
Przeciskam się przez tłum na Okęciu. Setki osób czeka na przylot z Londynu grupy paraolimpijczyków. Wśród nich jest Natalia Partyka, z którą umawiam się od kilku dni telefonicznie. Ale kiedy sportowcy wychodzą po odprawie, nie sposób już się do nich dostać. Ochroniarze, kamery, flesze aparatów fotograficznych. Natalia jest oblężona przez dziesiątki fanów. Śmieje się do nich, macha zdrową ręką. Ma 23 lata, wygląda na mniej, jest śliczna. Wróciła z Igrzysk Olimpijskich dla Niepełnosprawnych Londyn 2012 z kolejnym złotym medalem. Z prawie każdego turnieju przywozi nagrodę lub medal. Ma ich kilkadziesiąt, chociaż tych najważniejszych dla niej – kilkanaście. I tyle optymizmu, że mogłaby nim obdzielić kilka osób. Przekonam się o tym następnego dnia, gdy spotykamy się w Gdańsku. Wyrywam ją z hali treningowej i z objęć dwóch ekip telewizyjnych, jedziemy nad morze. Jest trochę speszona tym szumem wokół niej i uwielbieniem kibiców.

– Kilka lat temu zobaczyłam Cię w telewizji. Sądziłam, że kiepski operator filmuje Cię tak, jakbyś nie miała jednej ręki. Do głowy mi nie przyszło, że naprawdę jej nie masz. I grasz.
Natalia Partyka:
A jednak (uśmiech).

– Masz żal do losu?
Natalia Partyka:
Ani razu nie pomyślałam, że los wyrządził mi krzywdę. Nie zadawałam pytań: „Dlaczego ja?”. Nie płakałam, nie złorzeczyłam, nie wpadałam w depresję… Uważam, że dostałam wiele od życia: dwie zdrowe nogi, wygimnastykowane ciało, radość życia. A co byłoby, gdybym urodziła się bez dwóch rąk? Albo bez całej jednej? Moja kończy się na długości rękawa trzy czwarte. Nie mam tylko prawej dłoni i części przedramienia.

– Ale jak żyć bez ręki?
Natalia Partyka:
A jak żyć z dwiema rękami? Odkąd pamiętam, wszystko robiłam jedną. Wiązałam sznurowadła – nauczyłam się tego szybciej niż inne dzieci. Zapinałam guziki. Rodzice mnie nie wyręczali, nie traktowali jak „gorszą”. I dobrze. Musiałam do wszystkiego dojść sama.

– Dla Twojej mamy to musiał być szok. Urodzić okaleczone dziecko?
Natalia Partyka:
Nigdy o tym mi nie mówiła. Teraz jednak, kiedy dorosłam, uważam, że musiała być w szoku. Że musiała pytać lekarzy: „Dlaczego?”.

– A Ty pytałaś rodziców?
Natalia Partyka:
Szczerze mówiąc, nigdy tego nie dociekałam.

– To był w Waszej rodzinie temat tabu?
Natalia Partyka:
Nie, choć dużo o tym nie rozmawialiśmy. Unikaliśmy go w rozmowach. Tylko babcia kiedyś powiedziała, że jakaś dziewczynka też nie ma rączki. Ale mama zaraz ją uciszyła spojrzeniem. Dla rodziców najważniejsze było, żebym ja nie odczuwała, że się różnię od innych dzieci. I nie odczuwałam, biegałam z chłopakami, właziłam na drzewa. Grałam w klasy i w chowanego, tak jak wszyscy.  

– Dzieci w szkole zaakceptowały Cię?
Natalia Partyka:
Wiadomo, że dzieci są okrutne, ale ja naprawdę miałam dużo szczęścia, bo trafiałam na takich kolegów i koleżanki, którzy mnie akceptowali. Oczywiście kiedy widzieli mnie po raz pierwszy, przyglądali się i pytali, co mi się stało. Kiedyś podeszła do mnie dziewczynka i spytała: „A czemu nie masz rączki?”. Odpowiedziałam, że już się taka urodziłam. Nie kluczyłam, nie oszukiwałam. Dzieciom trzeba mówić zawsze prawdę. Nawet nie pamiętam, żeby mnie jakoś przezywały. Naprawdę moje dzieciństwo było bardzo fajne.


– Jak to się stało, że zaczęłaś uprawiać sport?
Natalia Partyka:
Dzięki siostrze, starszej ode mnie o cztery lata. Rodzice zaprowadzili do trenera Sandrę, a ja przyglądałam się z boku jej treningom.

– Ile miałaś wtedy lat?
Natalia Partyka:
Chyba siedem. Musiałam mieć głodne spojrzenie, bo pewnego dnia trener zaproponował, żebym też wzięła rakietkę. Spodobało mi się.

– Trener wykazał się odwagą. Inny uznałby, że to niemożliwe grać z taką ułomnością?
Natalia Partyka:
Odwaga? Nie, Aleksander Mielewczyk znał też zawodników z klubu niepełnosprawnych. Gdy się pojawiłam, od razu ich poinformował, że jest taka dziewczynka i że za cztery lata pojedzie na igrzyska. Wszyscy
pukali się w czoło, co on wygaduje. A jednak pojechałam do Sydney, mając 11 lat. On wtedy już coś we mnie dostrzegł i dał mi szansę. Od początku trenowałam w dwóch klubach – dla zawodników pełno- i niepełnosprawnych.

– Co w Tobie dostrzegł?
Natalia Partyka:
Trzeba by jego zapytać, ale, niestety, już nie żyje. Myślę, że to była pasja i siła charakteru. Dwie cechy, bez których sukces w sporcie jest niemożliwy.

– Ten silny charakter ukształtowała też w Tobie Twoja inność?
Natalia Partyka:
A wie pani, że to możliwe? Co by nie powiedzieć, miałam jednak trudniej niż większość rówieśników. Dlatego zawsze kombinowałam tak, żeby sobie ze wszystkim radzić. Ale przecież nie czułam się niepełnosprawna. Ta część ręki, jaką mam, jest bardzo wyćwiczona. I nigdy to nie był dla mnie problem. Byłby, gdybym straciła rękę na przykład w wypadku, mając kilka czy kilkanaście lat. Wtedy byłoby o wiele trudniej.

– No dobrze, chodzisz do szkoły, zaczynasz grać w tenisa i brak ręki Ci nie przeszkadza?
Natalia Partyka:
Po prostu wzięłam rakietę do lewej ręki. Dużo osób pyta mnie, czy miałam problem z serwisem. Nie miałam, bo piłkę jakoś tak naturalnie od razu przygarnęłam prawym przedramieniem i wyrzucałam ją bez problemu. Wszystko dzieje się u mnie naturalnie. Oczywiście większość czynności robię lewą ręką, ale prawa pomaga mi coś podtrzymać. Nawet talerz mogę nią przytrzymać. A mięso kroję lewą ręką i wtedy widelec przytrzymuję prawą. Codzienność składa się z tysiąca drobiazgów, z których ludzie zdrowi nawet nie zdają sobie sprawy. Pani czyta książkę, trzymając ją w jednej ręce, a drugą przewracając machinalnie strony. Ja muszę inaczej. Docisnąć ją do stołu prawą ręką, a lewą kartkować. Ale wszystko da się opanować.    

– A jak prowadzisz samochód? Popatrz, wiozłaś mnie tutaj, a ja nawet nie zwróciłam uwagi, jak to robisz.
Natalia Partyka:
No widzi pani (śmiech). Nawet pani nie spostrzegła, że samochód prowadzę jedną ręką.      

– Uprawianiem sportu i medalami chciałaś sobie coś zrekompensować?
Natalia Partyka:
Czy ja wiem? Być może. W każdym razie grałam coraz lepiej. A sukces rodzi sukces.

– Ale sport to też porażki? W jednym z wywiadów powiedziałaś, że strasznie Cię dołują.
Natalia Partyka: To prawda, bo czuje się wtedy  smutek i złość na siebie. A najgorzej, gdy zdarza się kilka porażek z rzędu, bo wtedy tracę też pewność siebie.


– Twoja mama mówi, że jesteś bardzo uparta. Uparłaś się, że zostaniesz mistrzynią świata, i zostałaś?
Natalia Partyka:
Bo u mnie wszystko układa się jakoś tak fajnie. I te mistrzostwa świata po drodze gdzieś się pojawiły.

– Myślisz, że opatrzność chce Ci coś wynagrodzić?
Natalia Partyka:
Ja sama na wszystko bardzo ciężko pracuję. Każde zwycięstwo jest okupione wielkim wysiłkiem, tylko rodzice i trenerzy wiedzą, ile  wkładam w nie pracy i serca. Tak dużo trenuję, że chyba jestem już od tego uzależniona. To nie przypadek ani zbieg okoliczności, że wygrywam.

– Wygrywasz kosztem czegoś? Czy warto?
Natalia Partyka:
Warto, w życiu zawsze jest coś za coś. Jednak nigdy nie żałowałam, że podjęłam taką decyzję, bo to była bardzo świadoma decyzja. Bo ja tak naprawdę bez biegania za tą małą piłeczką nie mogę żyć.

– Ale masz dopiero 23 lata. Kiedy inne dziewczyny umawiają się na randki, Ty biegniesz na trening.
Natalia Partyka:
Oczywiście może niektóre koleżanki powiedziałyby, że szkoda życia, ale ja mam inne priorytety.

– Masz takie zwykłe koleżanki?
Natalia Partyka:
Nie mam. Jak chodziłam do szkoły, pojawiały się bliższe znajomości, ale potem, gdy zmieniłam szkołę, one się urwały. Teraz wszyscy moi znajomi to sportowcy.

– Niepełnosprawni?
Natalia Partyka:
Też. Ale akurat z niepełnosprawnymi gram tylko w jednym turnieju w roku. Więc widujemy się rzadko. Lecz jak jesteśmy razem, nadrabiamy wszystkie zaległości. Głównie trenuję tutaj, w klubie dla sprawnych zawodników, i mam tu kilka dobrych koleżanek. Cały czas jeździmy razem na turnieje, jesteśmy prawie jak rodzina, więc siłą rzeczy się przyjaźnimy.

– A nie jesteś nieśmiała wobec tego „normalnego” świata?
Natalia Partyka:
Na szczęście nie odczuwam czegoś takiego, ale wiem, że wiele osób niepełnosprawnych ma kompleksy. Nie wszyscy przecież dorośli do tego, żeby traktować człowieka niepełnosprawnego jak każdego innego. Do niedawna na ulicy człowiek na wózku wzbudzał sensację, te spojrzenia, te szepty za plecami.

– A Ty chowasz rękę?
Natalia Partyka:
Już nie. Ale wcześniej, gdy mi się przyglądano, czułam się nieswojo, ukrywałam rękę pod stołem. Wstydziłam się. Kilka lat temu powiedziałam sobie: „Trudno, jak ktoś się gapi, niech się gapi”. I to naprawdę przestało mi przeszkadzać. Teraz nigdy nie wkładam w ciepłe dni bluzki z długim rękawem. Noszę sukienki na ramiączkach i bardzo dobrze się w nich czuję.  

– A kiedy wyjeżdżasz na igrzyska, musisz wrócić z medalem?
Natalia Partyka:
Na „normalnych” igrzyskach olimpijskich, gdzie nie należałam do faworytek, grałam na luzie, bo nikt niczego ode mnie nie oczekiwał. Natomiast na paraolimpiadzie wiem, że medal musi być. I wtedy jadę po niego. Wiem, że jestem dobra, więc jeśli nie stracę głowy, zdobędę go.

– Są nerwy?
Natalia Partyka:
Są. I ogromna presja, brak medalu to byłaby masakra. Wygrałam dwa razy, teraz jechałam po raz trzeci i wszyscy mówili: „Natalia jedzie po złoto”. Ale taka świadomość mi nie pomaga, bo ja tę presję czuję na barkach. Nigdy jednak nie płaczę po porażce. W lutym w Katarze przegrałam dwa mecze z bardzo dobrymi Azjatkami. Potem siedziałam na trybunach, a wszyscy inni grali. Przyrzekłam sobie, że już nigdy więcej nie będę się tak czuć. Nie chcę patrzeć z ławki, jak inni walczą. Po powrocie zaczęłam trenować jak szalona, chyba aż za dużo.  Moje życie prywatne całkiem kuleje, bo przecież nie mogę chodzić po imprezach, gdy rano mam trening. Jeśli się nie wyśpię, nie będę miała siły wstać. Jestem studentką, ale kolegów ze studiów prawie nie znam, bo ciągle jestem w rozjazdach.


– Wiem, studiujesz na AWF-ie w Gdańsku, już na trzecim roku.
Natalia Partyka:
Tak, ale na naukę też nie mam czasu. Chcę skończyć studia, ale one są na drugim planie. Mogę je skończyć nawet za 10 lat. A w tenisa już wtedy sportowo nie zagram.

– A rodzina, dzieci? Byłaś już zakochana?
Natalia Partyka:
Powiem szczerze, że zbyt kochliwa nie jestem. Zakochałam się na zabój w rakietce i piłeczce. Ale w chłopaku kiedyś też. Miałam 17 lat. A dzieci? Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie siebie w roli matki, od dzieci na razie jak najdalej.

– Wyprowadziłaś się od rodziców. To było trudne?
Natalia Partyka:
Trudne? Nie. Prawie trzy lata temu kupiłam w Gdańsku dwupokojowe mieszkanie i przeniosłam się tam. Nawet jak mieszkałam z rodzicami, i tak widywaliśmy się sporadycznie, nie odczułam więc wielkiej zmiany. Teraz po prostu wracam do swojego mieszkania. Fajnie jest posiedzieć w spokoju, kiedy nikt się nie krząta i o nic nie pyta.

– A nie denerwuje Cię, gdy mama dzwoni i sprawdza, czy coś jadłaś?
Natalia Partyka:
Akurat tak nigdy nie mówi, pyta tylko, gdzie jestem i żebym wreszcie coś zjadła. A w ogóle to tata częściej dzwoni, to on gorzej sobie poradził z moją wyprowadzką. Do tego Sandra też wyprowadziła się z domu niedawno, rodzice mają wolną chatę (śmiech).

– Pracują?
Natalia Partyka:
Mama jest nauczycielką, a tata bankowcem. Bardzo lubi patrzeć, jak gram, często mnie zawozi na mecz, a później odwozi. Wszystko dlatego, żebym nie męczyła się pokonywaniem dłuższej trasy i mogła skoncentrować się wyłącznie na tenisie. Bardzo kocham moją rodzinę, dobrze jest mieć przy sobie bliskich, którzy mnie wspierają.

– Utrzymujesz się z nagród?
Natalia Partyka:
I z grania w lidze. W tenisie stołowym jest tak, że za grę w klubie i w lidze dostaje się pieniądze po podpisaniu kontraktu. Czasami dochodzą stypendia albo umowa sponsorska, ale jeśli ma się dobre wyniki.

– Czytałam, że za medale niepełnosprawnym płaci się o wiele mniej niż zawodnikom zdrowym. Czy to jest sprawiedliwe?
Natalia Partyka:
Złoto na paraolimpiadzie kosztuje niecałe 20 tysięcy. Jest duża dysproporcja, bo za złote igrzyska olimpijskie dostaje się 120 tysięcy. Zawsze jednak lepiej mieć 20 tysięcy niż ich nie mieć. To przecież dodatkowe pieniądze, które można gdzieś zainwestować. Jestem jednak dość rozrzutna, ostatnio kupiłam sobie  iPada, chociaż wcale mi nie był potrzebny.     

– A co zrobisz z tak pięknie rozpoczętym życiem?
Natalia Partyka:
Kiedy już przestanę grać? Może będę trenerką. Mam teraz takiego naprawdę dobrego trenera.

– To ten, którego poznałam? Przystojny.
Natalia Partyka:
Prawda? Dobrze trafiłam.

– Żonaty?
Natalia Partyka:
Tak, ma świetną żonę i niespełna trzyletniego synka. On poprawia nasze ruchy, technikę, chce, żebyśmy mieli jak największą świadomość naszego ciała. Właściwie umiem tyle, że już teraz mogłabym wziąć pod opiekę jakiegoś dzieciaka i go wyszkolić. Ale na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas. I jeśli nie pojawi się jakiś Armagedon, życie po prostu samo zweryfikuje moje plany.  

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Szymon SzczeŚniak/LAF AM
Makijaż i fryzury Aneta Paciorek-Dałek
Produkcja sesji Piotr Wojtasik
Tagi: wywiad

Redakcja poleca

REKLAMA