Otylia Jędrzejczak: Tak, ale potrzebowałam trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć. Bo rzeczywiście nie był to mój wymarzony start. W pierwszej chwili nawet się popłakałam. Ale nie mam sobie nic do zarzucenia, w trakcie przygotowań pracowałam na 120 procent. Przez ostatnie dwa lata poświęciłam się całkowicie pływaniu, byłam skupiona tylko na treningach. Nie wiem, może to był jakiś błąd… Może lepiej mieć odskocznię od głównego celu? Życie nauczyło mnie jednak, że nie ma co rozpamiętywać w nieskończoność każdego startu. Trzeba iść do przodu, bo każdy dzień przynosi coś nowego.
– Po półfinale sprawiałaś wrażenie najsmutniejszej osoby na świecie…
Otylia Jędrzejczak: Nie będę ukrywać, że przez pierwsze dwa dni było mi ciężko, nie spałam. Ale kiedy jedno z twoich wielkich marzeń nie spełnia się, to jesteś smutna. To oczywiste. Dziś już patrzę na świat bardziej optymistycznie.
– Kiedy rozmawiałyśmy parę miesięcy temu, powiedziałaś: „Czuję, że to będzie mój rok”.
Otylia Jędrzejczak: Ale on się jeszcze nie skończył! Mam wiele planów związanych nie tylko z pływaniem. Sport nauczył mnie wygrywać i przegrywać. To nadal może być mój rok. Na igrzyskach rzeczywiście spodziewałam się innego wyniku. Praca, którą wykonywałam, i tak zwane międzyczasy, jakie uzyskiwałam podczas treningu, jeszcze mnie w tym podtrzymywały. Nie wiem, co się stało. Pierwszą setkę płynęło mi się rewelacyjnie. Drugiej w ogóle nie pamiętam. Wiem jedno: nie mogłam zrobić ani jednego ruchu więcej, co świadczy o tym, że dałam z siebie wszystko.
– W pierwszym odruchu powiedziałaś: „Kończę z pływaniem”. Potem jednak wycofałaś się z tego.
Otylia Jędrzejczak: W takiej chwili nie należy podejmować decyzji, bo są zbyt obciążone emocjami. Zresztą ja nie powiedziałam, że kończę, tylko że się nad tym zastanawiam. Pływam 23 lata i nadal czerpię z tego przyjemność. Nadal kocham pływanie. Nie chcę powiedzieć, że kończę karierę, a później się z tego wycofywać. To byłoby niepoważne. Daję sobie miesiąc, może dwa na przemyślenia, cały czas jestem w formie, zobaczę, jak i czy w ogóle zatęsknię za wodą.
– Wyobrażasz sobie, że po prostu przestajesz pływać?
Otylia Jędrzejczak: Nie, bo woda i ja to jedność. Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na zakończenie kariery, to będę chciała pozostać w sporcie. Pływanie zawsze dobrze wpływa na organizm, bez względu na wiek. Są pływacy, którzy po zakończeniu kariery nie wchodzą do basenu nawet 20 lat. Ja nie jestem jeszcze na tym etapie. Myślę o przygotowaniu się do kolejnych mistrzostw świata w 2013 roku. Będzie to Barcelona – właśnie w tym mieście w 2003 roku zdobyłam swój pierwszy tytuł mistrzyni świata, więc fajnie byłoby 10 lat później wrócić w to samo miejsce. Wiem jednak, że aby tam się znaleźć, znów będę musiała zainwestować własne oszczędności.
– Liczyłaś, ile już zainwestowałaś w pływanie?
Otylia Jędrzejczak: Bez względu na koszty, a nie były one małe (szczególnie w ostatnich dwóch latach), nie żałuję ani jednego wydanego grosza. To nie są i nigdy nie będą zmarnowane pieniądze. Wykorzystałam większość moich oszczędności, by spełnić jedno z marzeń: otrzymać po raz czwarty medal olimpijski. I żeby po prostu być na igrzyskach. Bo olimpiada to nie tylko start, ale też spotkania z zawodnikami, z którymi widzimy się raz na cztery lata. A jesteśmy jedną olbrzymią rodziną. Warto to przeżyć. Bez względu na wynik cieszę się, że spróbowałam. Boli mnie jednak, że nie jestem jedynym sportowcem na wysokim poziomie, który inwestuje w zawody własne fundusze. Mam nadzieję, że ktoś zacznie patrzeć długofalowo. Trenerzy muszą się rozwijać, a młodzież musi wiedzieć, że może spokojnie ćwiczyć i nie martwić się, co będzie, kiedy skończy się kariera. Ja kocham to, co robię, jednak w pewnym wieku chodzi nie tylko o zainwestowane w siebie pieniądze, a po prostu o nasze zdrowie.
– Mówisz, że treningi znów sprawiają Ci przyjemność. Wcześniej tak nie było?
Otylia Jędrzejczak: Był taki moment, kiedy pływanie wydawało mi się udręką. Ale byłoby dziwne, gdybym przez 23 lata miała cały czas takie same emocje (śmiech). I tak miałam wyjątkowe szczęście do ludzi. Zawsze mogą pojawić się jakieś zgrzyty i wtedy praca przestaje sprawiać przyjemność. Zdarzały się takie sytuacje. Pobyt za granicą, szczególnie ten ostatni w Los Angeles, nauczył mnie myśleć bardziej pozytywnie. Dziś staram się w każdym negatywie odnaleźć choć ziarnko czegoś dobrego, to daje siłę do działania. W Londynie się nie udało i generalnie nie jest to rok, jakiego się spodziewałam. Ale jestem sportowcem i umiem też znosić doraźne porażki. My, Polacy, jesteśmy mistrzami w krytykowaniu i samokamienowaniu. Często myślimy negatywnie, nawet wtedy, gdy nie jest aż tak źle.
– Może to także kwestia ambicji? Chęć odejścia w chwale?
Otylia Jędrzejczak: Na pewno jestem ambitna, uważam, że to absolutnie pozytywna cecha. Dzięki swojej zawziętości osiągnęłam dotychczasowy sukces. Oczywiście, że moim marzeniem jest zejść ze sceny „Niepokonaną”, jak w piosence zespołu Perfect. Poza tym ja nigdy nie mówię „nigdy”, biorę życie garściami, z uśmiechem, i to daje mi dziś szczęście. Czas pokaże, czego jeszcze mogę dokonać. Nie mówię, że będę pływała 200 metrów delfinem, bo może rzeczywiście to za dużo, ale na 100 metrów mogę jeszcze spróbować. Choć jak nie popłynę na medal, to znowu usłyszę, że jestem słaba (śmiech).
– Czułaś odpowiedzialność za pokładane w Tobie masowo nadzieje?
Otylia Jędrzejczak: Nigdy do końca się nad tym nie zastanawiałam, po prostu robiłam to, co sprawiało mi przyjemność, i cieszyłam się, kiedy swoimi wynikami mogłam poprawić humor innym. Wiem, że moi kibice płynęli ze mną, płakali ze mną. Są także i pseudokibice, którzy potrafili odebrać chęć działania.
– Tak było w Londynie?
Otylia Jędrzejczak: O dziwo, nie. Bardzo mnie zaskoczyło, że kiedy skończyłam ten wyścig i wyszłam do dziennikarzy, nie widziałam w nich chęci dowalenia mi. Mówili wręcz, że doceniają to, co zrobiłam dla polskiego sportu, i fakt, że wystartowałam na igrzyskach po raz czwarty. Kiedy pojawiły się informacje, że zamierzam zakończyć karierę, dostałam mnóstwo e-maili i wiadomości na moim fanpage’u na Facebooku, które brzmiały tak, że wreszcie zaczęłam doceniać samą siebie. Bo ja nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co osiągnęłam. Zdobywając medale, myślałam tylko o tym, że od jutra muszę pracować na kolejny sukces, i zapominałam, co już zrobiłam. Nie byłam też do końca świadoma, ile te trzy medale igrzysk olimpijskich, medale mistrzostw świata i rekordy świata wniosły do polskiego pływania. Dopiero teraz, kiedy dostaję informacje od ludzi, że są dumni, że mogli mnie obserwować tyle lat, że naprawdę doceniają moją pracę, że dziękują, pomyślałam, że może…nie muszę już nic nikomu udowadniać?
– Zawsze mnie zastanawiało, co się dzieje z poczuciem kobiecości u sportsmenek, które są ograniczone strojem charakterystycznym dla danej dyscypliny? Czy świadomość, że jesteś wybitną zawodniczką, daje wystarczającą pewność siebie?
Otylia Jędrzejczak: Każda dyscyplina kojarzy się ze stereotypami, pływanie to oczywiście szerokie barki i małe biusty. Nie wiem, czy wynika to z tego, że kostium spłaszcza, czy z treningów. Szczerze mówiąc, gdy trenuję, nie przejmuję się tym, jak wyglądam. Czasem dla zabawy poszukam czepka pod kolor kostiumu albo wybiorę pasujące do niego okularki. Dlatego zaczęłam projekt „Move Team Otylia”, by z pomocą specjalistów projektować sprzęt sportowy, który ozdobi kobietę będącą w wodzie bez makijażu.
– A ten brak makijażu próbujesz sobie potem jakoś zrekompensować?
Otylia Jędrzejczak: Są takie dni, kiedy mam gorsze chwile. Patrzę w lustro i tak dla lepszego samopoczucia robię sobie pełny makijaż, podkreślam rzęsy. Nawet bez okazji. Kiedyś patrzyłam na te rzęsy przez 15 minut, że są takie piękne i długie. Dlatego lubię sesje i zdjęcia, bo wtedy mam szansę pomalować się i zobaczyć inną siebie.
– I w domu tak siedziałaś z tymi rzęsami?
Otylia Jędrzejczak: Tak. Czasami tak trzeba, dla samej siebie (śmiech).
– Czasy „Otyliomanii” nie podniosły Twojego poczucia własnej wartości?
Otylia Jędrzejczak: W ograniczonym stopniu. Ja wtedy rzeczywiście czułam, że ludzie cieszą się z mojego sukcesu. To jest niesamowite uczucie, kiedy idziesz ulicą i ktoś ci gratuluje, mówi, że płakał z tobą, jak stałaś na podium. Albo razem z tobą „dotykał ściany”. To są słowa, których się nie zapomina. Cieszysz się, że sprawiłaś przyjemność innemu człowiekowi, który siedział przed telewizorem.
– Aż przychodzi taki moment, że staje się to obezwładniające?
Otylia Jędrzejczak: Tak, miałam takie chwile. Zaczęłam zgadzać się na zbyt wiele, na przykład udzieliłam wywiadu z narzeczonym. Z perspektywy czasu wiem, że trzeba zatrzymywać jakąś część prywatności dla siebie. Ale wtedy w jednym roku spadło na mnie olbrzymie zainteresowanie, a ja miałam niespełna 20 lat. Dorastałam i musiałam uczyć się na własnych błędach. Dzisiaj staram się dzielić tym, co w moim przekonaniu może pomóc drugiemu człowiekowi. Bo każdy ma gorsze i lepsze chwile. Niektórzy zamykają się w domach i boją się wyjść, a niektórzy wychodzą jeszcze silniejsi. Ja też miałam moment, kiedy nie chciałam wyjść z domu, nie chciałam nawet wejść do basenu. Pływanie nie dawało mi żadnej przyjemności. W tamtym momencie nie chciałam już tego całego szumu wokół mnie. Byłam zmęczona. Zrozumiałam, że jak będę miała coś powiedzieć, to musi być także dla innych natchnieniem, a nie tylko gadaniem o tym, z kim
mieszkam i ile pokoi ma moje mieszkanie. Gdy ja przeżywałam swoją życiową traumę, niektórzy ludzie oceniali mnie bezlitośnie tylko dlatego, że byłam osobą publiczną. Świat mi się zawalił na oczach wszystkich. Wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę nie jest dla mnie najważniejsze, żeby być popularną.
– Te negatywne doświadczenia dały Ci motywację, żeby wrócić do pływania i udowodnić coś sobie i światu?
Otylia Jędrzejczak: Chciałam wrócić do sportu, bo tylko w nim czułam się bezpiecznie, czułam się sobą. Myśl, że muszę coś sobie i innym udowodnić, pojawiła się po igrzyskach w Pekinie. Jednak takie nastawienie tylko mnie pogrążało, zjadało od środka. Musiałam zrozumieć, że nie mogę tak funkcjonować, bo nie wrócę do przyjemności, jaką dawało mi pływanie. W końcu zrzuciłam z siebie ten ciężar. I ostatnie dwa lata pływałam dla siebie.
– Masz poczucie, że wszystko, co najgorsze, już za Tobą?
Otylia Jędrzejczak: Nie wiem, co wydarzy się jutro, ale uczę się czerpać satysfakcję z życia, z każdej chwili. Uczę się, że mam swoją wewnętrzną wartość i że osiągnęłam tak wiele. Powoli zaczynam oswajać się z myślą, że mogę być szczęśliwa. Że jestem szczęśliwa. Wszyscy na to zasługujemy, ale dla każdego to słowo oznacza co innego.
– Pomaga Ci wiara?
Otylia Jędrzejczak: Tak. Wierzę, że mam kochających rodziców, przyjaciół, ale też anioła stróża. Ja w dalszym ciągu modlę się wieczorem o zdrowie wszystkich moich bliskich. Teraz myślę, że nic w życiu nie dzieje się dwa razy. Może się wydarzyć coś złego, ale to na pewno będzie już coś innego i przez to też trzeba przejść. Bóg daje kamień osobie, która jest w stanie go nieść. A jesteśmy w stanie znieść praktycznie wszystko. Oczywiście były momenty, że miałam ochotę się poddać, ale zrozumiałam, że z jakiegoś powodu wciąż tu jestem. Chcę pomagać innym, chcę pomóc sobie, chcę się cieszyć tym, co mam.
– A myślisz czasem, że jak skończą się te mordercze treningi, to będziesz mogła w końcu się wyspać, zabalować, znaleźć sobie inne hobby?
Otylia Jędrzejczak: Na pewno będę mogła pomieszkać we własnym mieszkaniu, w końcu je umeblować i znaleźć swój kąt. Przez ostatnie 16 lat żyłam właściwie na walizkach. Trochę tęsknię za tym, żeby mieć swoje miejsce, móc spokojnie układać sobie życie, spróbować założyć rodzinę.
– Mówiłaś, że w życiu nigdy nie miałaś wszystkiego naraz. Jak były wyniki, to nie układało się w życiu prywatnym. Może teraz te proporcje się odwrócą?
Otylia Jędrzejczak: Życie prywatne nie układało mi się na 100 procent także dlatego, że byłam cały czas na walizkach. Kiedy do domu wpadasz raz na cztery tygodnie w roku, ciężko ułożyć sobie życie.
– A może już zaczyna się układać?
Otylia Jędrzejczak: Mam nadzieję, że odnalazłam swoje szczęście. Tyle mogę powiedzieć. Czy wszystko się ułoży? Zobaczymy. Czas pokaże.
Rozmawiała Ola Kwaśniewska
Zdjęcia Marcin Kempski/I like photo
Stylizacja Brygida Kubiś
Makijaż i fryzura Sylwia Rakowska/D’vision Art
Produkcja sesji Ula Szczepaniak
Za pomoc w realizacji sesji i gościnę redakcja dziękuje Hotelowi Galery 69, Dorotowo k. Olsztyna, tel. (89) 513 64 80, www.hotelgalery69.pl