„Mąż po 20 latach stwierdził, że mnie już nie kocha. Jednak szybko wrócił, ale chciał układu zamiast małżeństwa”

Kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock
„– Ewo, co ty tu robisz? Ja… To nie jest tak, jak myślisz – wybełkotał Karol. – Masz dość życia ze mną i zabawy w dom, tak? Teraz rozumiem dlaczego. Nowy dom, nowa kobieta – wysyczałam”.
/ 28.12.2021 12:18
Kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock

Pamiętam doskonale – zwykły czwartek, jakich wiele. Spędziłam go jak zawsze, mój mąż też. Wróciliśmy z pracy, on trochę poczytał, ja zrobiłam pranie, a potem kolację. A po kolacji Karol mnie zaskoczył.
– Ja już nie mogę – oświadczył nagle z jakimś dziwnym napięciem w głosie. Pomyślałam, że chodzi o pracę, bo w jego branży – telefonia komórkowa – działy się straszne rzeczy. Wyścig szczurów, donosy, zakulisowe rozgrywki – to była codzienność Karola. Wiedziałam, że jest mu ciężko, coraz ciężej to znosić, i zawsze go wspierałam.
– Znowu dorzucili ci roboty? – spytałam ze szczerym współczuciem.
– Nie chodzi o pracę – odparł. – Ja po prostu już nie mogę znieść naszego życia… Tych kolacji, tych rozmów o niczym. Pytań, co w pracy. Pytań, co będziemy robić w weekend. Wydaje mi się, że teraz, jak Hania wyjechała na studia, możemy sobie już powiedzieć wprost: nasze małżeństwo to już historia. I przestać udawać.

Słuchałam tego oniemiała. Nasze małżeństwo to historia?! Przecież cały czas jesteśmy razem. Od 20 lat darzymy się miłością, zapewniamy sobie bezpieczeństwo… Ja się troszczę o niego, a Karol wielokrotnie dawał mi dowody, że jestem kimś ważnym dla niego. O czym on mówi?!
– Ja niczego nie udaję. Kocham ciebie i kocham Hanię. Jesteście moją rodziną… – wyjąkałam dość bezładnie, bo co miałam powiedzieć na tak dziwaczne stwierdzenia?
– Kocham, kocham… – Karol zaczął mnie przedrzeźniać.Ja nie wiem, czy cię kocham. Muszę to przemyśleć – i wstał energicznie, omal nie przewracając krzesła.
– Zaczekaj – krzyknęłam, chcąc go jeszcze zatrzymać. – Czy ty kogoś masz?
– Jakie to żałosne – skrzywił się. – Jeśli mąż ma dosyć zabawy w dom, to na pewno ma jakąś kochankę na boku. – prychnął z ironią. – Nie, nie mam żadnej kobiety – dodał, po czym wyszedł z kuchni.

Zostałam sama. Bardzo płakałam. Tysiące myśli galopowały mi po głowie. A przede wszystkim jedna: co przegapiłam? Może Karol wcześniej dawał jakieś oznaki niezadowolenia? Może nie dostrzegłam jakiejś rysy na naszym związku, która teraz zmieniła się w tak wielkie pęknięcie, że aż zagraża małżeństwu? Niczego takiego nie mogłam się doszukać. Ostatni rok rzeczywiście należał do Hani. Byłam skoncentrowana na jej maturze i na tym, czy dostanie się na wymarzony, oblegany kierunek studiów. Ale miałam wrażenie, że Karol też bardzo był przejęty planami naszej córki. Co więc się stało? Nie doszłam do żadnych wniosków, miałam mętlik w głowie i było mi duszno. Postanowiłam trochę się przewietrzyć.

Mroźne powietrze mnie otrzeźwiło. Zadzwoniłam do przyjaciółki. Malwina nie mogła uwierzyć w to, co jej opowiedziałam.
– Naprawdę Karol tak się do ciebie odezwał?! Ta ciapa?! – zawołała zdumiona.
– Jak możesz tak o nim mówić?! – oburzyłam się. – Wcale nie jest ciapą. A poza tym co to ma w ogóle do rzeczy?
– No wiesz, zawsze mi się wydawało, że Karol nie ma ani jednej własnej myśli, tylko wszystkie twoje – wyznała przyjaciółka. – Ty masz osobowość, jakieś poglądy, czytasz, a on tylko biega do tej swojej korporacji. Myślałam, że taki układ mu pasuje, a tu nagle coś takiego. Za tym musi się kryć jakaś kobieta – uznała Malwina.
– On zapewnia, że nie.
– Mówię ci, może jakaś stażystka przekonała go, że jest fascynujący. To pewnie długo nie potrwa. Dziewczę szybko się zorientuje, z kim ma tak naprawdę do czynienia. Z ciapą! – zaśmiała się Malwina. Zrobiło mi się przykro i zaczęłam płakać.
– No już, nie rycz, przepraszam – wycofała się moja przyjaciółka. – Po prostu… Wiesz od dawna, co myślę o Karolu.

Przyjęłam jej przeprosiny i umówiłyśmy się na spotkanie następnego dnia. Wróciłam do domu i gdy tylko przekroczyłam jego próg, od razu dopadły mnie złe przeczucia. W przedpokoju stały dwie duże torby wypchane po brzegi rzeczami męża.
– Wyprowadzasz się? – jęknęłam na widok Karola wychodzącego z sypialni.
– Tak. Chyba w obecnej sytuacji dobrze nam zrobi mała separacja.
Teraz i ja nabrałam przekonania, że on kogoś ma. Idzie do jakiejś baby… Przecież nie będzie biegał po hotelach z torbami, pytając, czy mają wolne miejsca. Poczułam się jak kretynka: ja mu gotuję trzydaniowe obiady, tak jak lubi, a on z jakąś inną…
– Gdzie zamieszkasz? Gdzie mam cię szukać? – spytałam chłodno.
– Będziemy w kontakcie telefonicznym – rzucił mi przez ramię i szybko wyszedł.

Cisza. Dom był pusty. Chciałam z kimś porozmawiać, ale nie wiedziałam z kim. Do Hani nie chciałam dzwonić. Po co dzieciak ma się denerwować? Do matki?! Ona nic z tego nie zrozumie… Przecież ja sama też nie rozumiem, o co chodzi. Jak na złość w tej chwili wyświetlił się na telefonie numer mojej teściowej. Nie wiedziałam, co robić. Odebrać i powiedzieć jej, że Karol się wyprowadził, czy kłamać, że jest w pracy i nie może z nią rozmawiać? Na wszelki wypadek nie odebrałam. Następnego dnia Malwina miała dla mnie ciekawe informacje.
– Przejrzałam dokładnie strony społecznościowe, na których jest zarejestrowany Karol. Znalazłam takie dwie babki… Wydaje mi się, że z jedną z nich może być coś na rzeczy. Zobacz.

Na tablecie widniało zdjęcie zgrabnej blondynki w kostiumie kąpielowym na tle błękitnej zatoki. Wyglądała znakomicie. Jednak kolejna fotka pokazywała, że pierwsza młodość dla tej ślicznotki to odległe wspomnienie. Niemniej ewidentnie walczyła, wstrzykując sobie w twarz to i owo.
– Nie uwierzę, ze Karol zakochał się w takim podstarzałym Kaczorze Donaldzie.
– Dlaczego w Kaczorze Donaldzie?! – zainteresowała się ze śmiechem Malwina.
– No popatrz tylko: ma tak obrzmiałe wargi jak ten kaczor z kreskówki.

Drugi pakiet zdjęć przedstawiał zdecydowanie młodszą osobę. Ta dla odmiany miała kolczyki w nosie, uszach i wargach, a na ramionach oryginalne tatuaże.
– Dziewczyna z tatuażem… To zupełnie ktoś nie dla niego – wzruszyłam ramionami.
– Żebyś się nie zdziwiła – powiedziała Malwina i dodała: – Mam jej adres. Możemy pojechać tam wieczorem i sprawdzić, czy Karol kręci się po okolicy. Jak się nie pojawi, to pojedziemy pod apartament kaczora.

Miałam wątpliwości, czy powinnam prowadzić śledztwo. To nie w moim stylu... Ale Malwina była tak podekscytowana, że w końcu dałam się jej namówić na poszukiwania.

Pod miastem na uboczu stała kolonia domków w zabudowie szeregowej, teraz malowniczo pokrytych śniegiem, i w jednym z nich mieszkała tajemnicza dziewczyna z tatuażem. Zaparkowałyśmy przy krawężniku obok innych aut i przy zgaszonym świetle obserwowałyśmy drogę. Po pewnym czasie błysnęły z tyłu reflektory. Ktoś ostrożnie podjeżdżał pod jeden z garaży. Od razu poznałam samochód męża. Byłam pewna, że gdy otworzą się drzwi kierowcy, ujrzę w nich Karola, bo mój mąż miał obsesję na punkcie swojego volvo i nigdy nikomu nie pozwalał go prowadzić.

Jednak zza kierownicy wydostała się drobna brunetka. Niewątpliwie ta sama, którą Malwina wyszukała w internecie.
A więc to jednak prawda! – zawołałam wzburzona i chciałam wysiąść z wozu, ale Malwina chwyciła mnie za łokieć.
– Zaczekajmy – poradziła. Dziewczyna otworzyła tylne drzwi i czegoś szukała, przekładając rozmaite torby. Po chwili z samochodu wysiadł Karol. Para podeszła do jednej z furtek. Nie wytrzymałam nerwowo i wyskoczyłam na ulicę.
– Chwileczkę – zawołałam. Oboje odwrócili się w moją stronę. Karol wyglądał na wystraszonego i jakby lekko zawstydzonego. Natomiast panna zachowała kamienną twarz. Dopiero teraz zauważyłam, że trzymała w ramionach jakieś zawiniątko. „To dziecko?” – pomyślałam
z przerażeniem.
– Pani pewnie nie wie, kim jestem, ale Karol zaraz to wytłumaczy – powiedziałam.

Miałam wrażenie, że mój głos dobiega gdzieś z oddali, że to nie ja to mówię.
– Ewo, co ty tu robisz? Ja… To nie jest tak, jak myślisz – wybełkotał Karol.
– Masz dość życia ze mną i zabawy w dom, tak? Teraz rozumiem dlaczego. Nowy dom, nowa kobieta – wysyczałam.
Tymczasem dziewczyna najpierw zrobiła wielkie oczy, a potem się roześmiała.
– Pani chyba nie myśli, że ja i on… Przecież Karol jest dla mnie za stary – zachichotała i zwróciła się do mojego męża.
– Sorry, Karol, ale to takie śmieszne. Przecież my się tylko kumplujemy, razem chodzimy po skałkach, czasem wyskoczymy do pubu na jakieś piwko. I tyle.

Dziewczyna pękała ze śmiechu, a mój mąż miał bardzo głupią minę. Chyba nie spodobała mu się jej odpowiedź. Tymczasem zawiniątko w ramionach dziewczyny zaczęło cicho popiskiwać. Spojrzałam uważniej. To był… szczeniaczek.
– Prawda, że śliczny?! To prezent od Karola – powiedziała radośnie dziewczyna. Mój mąż był czerwony jak burak.
– Kupujesz ledwo dorosłym pannom szczeniaczki, pozwalasz prowadzić swój ukochany samochód. Co jeszcze? – warknęłam. – Dajesz jej na lody? Jesteś żałosny.

Odwróciwszy się na pięcie i pobiegałam do auta Malwiny. Wsiadłam i kazałam jej natychmiast ruszać. Całą drogę do domu szlochałam jak skrzywdzone dziecko. Kiedyś miałam rodzinę, miałam męża…

– Słuchaj – powiedziała poważnie moja przyjaciółka. – Wiesz, że nigdy nie przepadałam za Karolem. Ale zastanów się. Jesteście razem tyle lat, macie dom, działkę, oszczędności. No i córkę. Ten kretyn prawdopodobnie przechodzi właśnie kryzys wieku średniego. To mija. Wiem, czujesz się upokorzona, jednak ty nigdy nie byłaś sama. To niełatwe, zapewniam cię. Zastanów się, zanim zrobisz coś nieodwołalnego. I co? Rację miała moja mama, która zawsze mówiła, że najważniejsze decyzje podejmują się same. Dwa dni biłam się z myślami, co powiedzieć, kiedy zobaczę się z Karolem; jakie rozwiązanie byłoby najkorzystniejsze. Ale jak w niedzielę stanął w drzwiach, czułam do niego tylko niechęć.

– Wpuścisz mnie, kochanie? – zapytał z przepraszającym uśmiechem. Od razu się wkurzyłam. „Zburzył całe moje życie, a teraz się łasi!” – pomyślałam.
– Wejdź – otworzyłam szeroko drzwi.
– Co na obiad? – spytał bezczelnie.
– Nie zapraszałam cię na obiad.
– Gniewasz się… To prawda, narozrabiałem – zrobił skruszoną minę. – Ale przecież nic się nie stało. Nie było mnie tylko trzy dni. Możemy to wszystko naprawić, może być tak jak wcześniej – powiedział.
– Nie, tak już nie będzie – oznajmiłam mu stanowczo. – Nie mam już do ciebie zaufania. Jak mogłeś zadawać się z dziewczyną w wieku naszej córki?! To obrzydliwe.
– Do niczego między nami nie doszło…
– Dość tych bredni! – krzyknęłam wściekła. – Nawet jeśli z nią nie spałeś, to tylko dlatego, że ona cię nie chciała.

Głos mi się załamał, zaczęłam płakać. Coś tam do mnie mówił, ale go nie słuchałam. Wzięłam się w garść dopiero po chwili.
– Ewo, wysłuchaj mnie – poprosił Karol. – Myślę, że każda para na pewnym etapie powinna jeszcze raz zdefiniować wspólne życie. To właśnie proponuję. Żebyśmy byli razem, ale na nieco innych zasadach.
– To znaczy na jakich? – zdziwiłam się.
– Chciałbym, żebyśmy mieli trochę więcej luzu dla siebie, ale nadal byli razem.
Więcej luzu… Nie byłam naiwna i doskonale wiedziałam, co to znaczy.
– Chcesz układu zamiast małżeństwa, Karolu. Na to się nie zgodzę. Dobrze wiesz.
– Jak to? Dlaczego? – chyba nie spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi.
– Bo to by zniszczyło resztkę szacunku, który mam dla siebie po tej całej aferze.
– To może pójdziemy na terapię małżeńską – zaproponował szybko.

Wyraźnie bał się rozstania. Poprosiłam o czas do namysłu, a potem zgodziłam się na terapię. Jednak nie pozwoliłam, żeby Karol wrócił pod mój dach. Nasze spotkania z psychologiem trwały rok. W ich trakcie uprzytomniłam sobie wiele rzeczy. Karol mówił o swoich potrzebach, ja mówiłam o swoich. No cóż, banalne, ale prawdziwe: „Ludzie to statki, które mijają się nocą”. My się minęliśmy gdzieś na wzburzonym morzu życia. Wyszliśmy z terapii pewni, że czeka nas rozwód.

Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat. Robiłam zakupy w markecie i nagle między regałami zobaczyłam dziewczynę z tatuażem. Popatrzyła na mnie uważnie.
– O, to pani! – powiedziała. – Karol niedawno do mnie dzwonił. Ma depresję.
– To już nie mój problem – odpowiedziałam. – Może się pani nim zająć.
– E tam, mam swoje sprawy, a facet zawsze da radę sobie – odrzekła beztrosko.

Może to i racja.

Czytaj także:„Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA