„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Kobieta, która ma rozpieszczoną siostrę fot. Adobe Stock
Mimo skończonych studiów i dobrego zawodu, moja siostra nie zamierzała szukać pracy. Za to wciąż od wszystkich pożyczała pieniądze, których potem nie oddawała. Aż wreszcie położyłam temu kres.
/ 23.09.2020 11:24
Kobieta, która ma rozpieszczoną siostrę fot. Adobe Stock

Moja młodsza o 10 lat siostra, Jagoda, zawsze była oczkiem w głowie całej rodziny – pupilka taty, ulubienica mamy. Do tej pory miałam ją za rozsądną, odpowiedzialną dziewczynę, ale wszystko się zmieniło, kiedy Jagoda skończyła studia...

Na początek oznajmiła zszokowanej rodzinie, że zamiast szukać pracy, wyjeżdża w góry. W dodatku nie na parę dni, ale na... dwa miesiące.
– Mam jeszcze tę kasę zarobioną zeszłego lata na truskawkach, potrzebuję oddechu – tłumaczyła się nam.

Mama zamartwiała się, co też Jagódka wyprawia w tych Bieszczadach. Tata był poirytowany.
– Przecież absolwenci, którzy skończyli studia razem z nią, pozajmują jej najlepsze posady. A co ona powie na rozmowach o pracę, kiedy w końcu zacznie jej szukać?! Że sobie jeździła po świecie?! – grzmiał tato każdego wieczoru.
– Twoi rodzice powinni trochę wyluzować, dać jej odpocząć – wzruszył ramionami mój mąż Antek, dodając, że przecież rynek pracy jest elastyczny, jakieś dobre oferty będą zawsze.
Zgadzałam się z nim, jednak kiedy siostra zadzwoniła i powiedziała, że zostaje jeszcze kilka tygodni, nieco się zaniepokoiłam. Co ona tam robiła?!

Powiedziała mi, że dorabia sobie jako kelnerka w karczmie, poza tym dużo spaceruje, czyta i odpoczywa. Odpoczywa? Sama jak palec, na końcu świata, wśród lasów? Ona, która każdy weekend rozpoczynała głośną imprezą i spraszała do domu rodziców tabuny znajomych, żyje nagle na jakimś kompletnym odludziu? – nie mogłam w to uwierzyć. Przyszło mi nawet na myśl, że moja młodsza siostra jest w ciąży, którą chce przed nami ukryć. 
– Chyba pojadę tam na weekend. Rozejrzę się, poszukam jej – westchnęłam.
Mąż obiecał, że pojedzie ze mną, jednak okazało się, że dwa dni później Jagoda sama wróciła do domu. Opalona, roześmiana, szczupła i pełna energii. Mama zaprosiła nas z Antkiem na kolację i przez bite dwie godziny słuchaliśmy opowieści Jagody o jej życiu w Bieszczadach.
– Z czego ty tam żyłaś? Bo chyba nie z tych paru groszy, które zarobiłaś w tej knajpie? – dopytywał się tata.
Trochę pożyczyłam od znajomych, ale oddam, jak tylko znajdę pracę w zawodzie – powiedziała Jagoda.
Rodzice wymienili spojrzenia, jednak nikt nie skomentował. Następnego dnia siostra napisała mi esemesa, że rozpoczęła poszukiwania pracy i prosiła, żebym życzyła jej szczęścia.

Chciała pożyczyć od nas lekką ręką 3 tysiące zł

Kilka dni później do niej zadzwoniłam.
– Ciężko o dobrą posadę – westchnęła, dodając, że wszędzie chcą albo ludzi z doświadczeniem, albo płacą tyle, co kot napłakał...
– Nie zniechęcaj się tak szybko – poradziłam jej, dodając, że przecież dopiero co zaczęła szukać.
Przez następne tygodnie miałam w domu remont i zaniedbałam sprawy siostry. I tak miałam wrażenie, że cała rodzina za bardzo się przejmuje Jagodą. Siostra mieszkała z rodzicami. Kwitła na kuchni mamy, na pożyczkach od znajomych. Wieczorami imprezowała, w ciągu dnia szukała pracy. Rzekomo... Bo po pół roku jej bezrobocia zaczęliśmy się zastanawiać, czy ona naprawdę chodzi na te wszystkie rozmowy, o których tak barwnie opowiada...

Któregoś wieczoru wpadła do nas niezapowiedziana.
– Słuchajcie, tak sobie pomyślałam, że może pożyczylibyście mi trochę grosza? – zaczęła bez wstępów. – Tak ze trzy tysiące – dodała.
– Co? – niemal udławiłam się herbatą. 
– Przecież Antek ma trzy kwiaciarnie w centrum, a ty świetnie zarabiasz – prychnęła ta smarkula, dodając, że liczy na nas, bo musi oddać kumplowi i z czegoś żyć.
– Chyba z czego pić. Podobno bywasz w najlepszych lokalach przy rynku, gdzie nie żałujesz sobie ani drinków, ani dobrej zabawy – syknęłam, bo nagle zobaczyłam siostrę w innym świetle.
„Czy to możliwe, że Jagoda latami zgrywająca się na grzeczną dziewczynkę jest żerującą na naszej naiwności egoistką?” – przeszło mi przez myśl.
– Słuchaj, Antek akurat szuka kogoś do jednej z naszych kwiaciarni. Robienia kompozycji kwiatowych sama bym cię chętnie poduczyła. Co o tym myślisz? – zapytałam.
Jagoda spojrzała na mnie tak, jakbym była niespełna rozumu.
– Mam dwa fakultety, nie sądzisz chyba, że narobię sobie obciachu, ukręcając jakieś wiechcie. – prychnęła.
– Chyba przesadzasz, młoda – wtrącił się Antek, ale Jagoda była już na progu.
Rzuciła jeszcze przez ramię „wielkie dzięki” i wypruła od nas, jakby ją sam diabeł gonił.

My z mężem na wszystko ciężko zapracowaliśmy
– Czy ja ją czymś obraziłam? – zapytałam męża, a Antek tylko machnął ręką.
– Ta pannica ma u twoich rodziców za dobrze – skwitował. – Dlatego nie chce jej się pracować. Pamiętasz, jak my zaczynaliśmy, żeby dorobić się tych naszych kwiaciarni? 
Pamiętam świetnie i nigdy nie zapomnę. Wyjechaliśmy z Antkiem do Austrii i tam, na czarno, harowaliśmy przez cztery lata, czasem nawet po siedem dni w tygodniu. Ja bawiłam dzieci, sprzątałam mieszkania, a nawet toalety na dworcach, mąż pracował na budowach, czasem też sprzątał.

Po powrocie z małą pomocą rodziców męża udało nam się postawić dom i otworzyć pierwszą kwiaciarnię, ale ile nas to wyrzeczeń kosztowało, wciąż pamiętamy. A teraz, moja siostra chciałaby dostać wszystko na tacy.

W następnych dniach nawet nie wysłałam jej esemesa, tak mnie wkurzyła. Zadzwoniła za to do mnie mama. Pogadałyśmy chwilę o różnych rodzinnych sprawach i rozmowa zeszła na Jagodę.
– Pożyczyłam jej ostatnio pięćset złotych, tak mi jej się żal zrobiło...  – wyznała mama, a mnie skoczyło ciśnienie.
– Mamo, jeśli tak dalej będzie, ona nigdy nie znajdzie pracy. Wiesz, że Antek chciał ją zatrudnić u nas, a ona odmówiła i jeszcze się obraziła?! – uniosłam się, ale mama zaczęła bronić Jagody: że przecież jest po studiach, że ona ją rozumie i tak dalej. Rozłączyłam się pod pretekstem przypalającej się kaszy, bo aż się bałam, że coś mamie nagadam. A wychodziło na to, że Jagódka została prawdziwą świętą krową.

Jakiś typek przyszedł do mojej mamy po „kasę”

Jakieś dwa dni później Antek zadzwonił do mojej siostry, zapraszając ją do nas. – Mam dla ciebie ofertę pracy – powiedział, dodając, że jego znajoma szuka sekretarki do szkoły nauki jazdy. – Dobra lokalizacja, praca łatwa, czysta...

Jagoda od razu zapytała, ile płacą, a kiedy usłyszała sumę, roześmiała się mężowi prosto w nos, mówiąc, że tyle to ona na same ciuchy wydaje. Nie minęło parę dni, jak zadzwoniła do mnie zatroskana mama.
– Słuchaj, nie wiem, czy powinnam ci mówić, ale tak się wczoraj zdenerwowałam... – zaczęła, a potem popłynęła szokująca opowieść o łysym, ubranym w skórę typku, który przyszedł po kasę.
– Podobno Jagódka pożyczyła od niego ponad tysiąc i nie oddaje. Zagroził, że go popamiętamy, jeśli szybko nie dostanie kasy, a potem dodał, że lepiej z nim nie zaczynać – powiedziała mama. – Więc dałam mu parę stówek, obiecując, że jakoś zbiorę resztę.
– Czy mama oszalała?! – krzyknęłam, nie wierząc w to, co słyszę.
Zadzwoniłam do taty, ale nie miał dla mnie dobrych wieści.
– Ja już jej pożyczyłem ponad tysiąc złotych, więcej nie mam – mruknął dodając, że w życiu by się nie spodziewał wychować takiego lenia. – A tak dobrze się zapowiadała. Od ust sobie z matką odejmowaliśmy, żeby mogła te dwa fakultety skończyć – westchnął.
– Rozpieściliście ją, to teraz macie! – huknęłam z wściekłością.

Kilka dni później wybraliśmy się z mężem do naszego domku w góry. Przyjechaliśmy w piątek wieczorem i ledwo zdążyliśmy się sobą nacieszyć, kiedy na głowy zwaliła nam się Jagoda.
– Sorry, że tak bez zapowiedzi, ale mama powiedziała, że tu jesteście – mruknęła, kładąc plecak na krześle.
A potem zapytała, czy pożyczymy jej kasy na obiad. Okazało się, że dotarła do nas stopem, radośnie mając w portfelu niecałe dziesięć złotych. Cały weekend ją sponsorowaliśmy. Płaciliśmy za obiady, śniadania, kolacje. Jak dziecko, naciągała nas na drobne upominki, gdy na ulicznych straganach coś wypatrzyła, co jej się spodobało.
Jednak w niedzielę wieczorem przeszła samą siebie.
– Pożyczcie mi tak ze cztery stówki, co? – zwróciła się do Antka, dodając, że skoro jest już tutaj, to chętnie wyskoczyłaby sobie na Słowację.

Dostała od nas kopniaka. Na dobry początek!

Mąż, który zawsze miał miękkie serce, sięgnął po portfel, ale tym razem mu nie pozwoliłam.
– Wybacz, ale od nas nie dostaniesz już złamanego grosza. Zero, rozumiesz? I to samo przykazałam mamie, tacie i babci, od której zresztą już podobno pożyczyłaś ponad 800 złotych. Nie wstyd ci zabierać staruszce? Z czego jej oddasz?! – wydarłam się na siostrę, ale nie wyglądała na poruszoną.
Powiedziałam, żeby się pakowała. Do domu rodziców odwieźliśmy ją tuż przed północą, przy okazji prosząc ich, żeby jej nie dali więcej nawet grosza. Martwiłam się, że nie posłuchają i że zwłaszcza mama się wyłamie, ale okazało się, że ona chyba też miała dość całej tej sytuacji, bo Jagoda z dnia na dzień została odcięta od kasy.

Mama zapowiedziała jej też, że w przyszłym miesiącu kończą się domowe obiadki i że będzie musiała płacić parę stówek czynszu za całą górę, którą od mojej wyprowadzki zajmuje. Jagoda wpadła podobno w histerię i nie odzywała się do rodziców przez kilka dni, a jakieś dwa tygodnie później... znalazła pracę – w zawodzie.

Szkoda tylko, że na razie Jagoda się na nas wszystkich boczy, ale myślę, że jej przejdzie. Dorośnie, zrozumie, że dostała od nas przysłowiowego kopniaka dla jej własnego dobra – pocieszam się.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA