„Mój ukochany mąż zdradzał mnie 2 lata. Wiedzieli wszyscy, ale mnie nikt nie raczył poinformować”

Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock
„– Już dla nas za późno – tymi słowami pożegnał mnie i wyprowadził się do niej. Po pewnym czasie wrócił i błagał o wybaczenie. Znudził się młodej kochance”.
/ 15.10.2021 16:04
Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock

Spojrzałam na odłożony telefon. Trzy nieodebrane połączenia. Podniosłam aparat i zobaczyłam nieprzeczytanego SMS-a. Nacisnęłam na kopertę i ekran zalały słowa: „Julia, naprawdę niczego od ciebie nie chcę, niczego nie oczekuję. Po prostu proszę o jedno, krótkie spotkanie. Czy to naprawdę aż tak strasznie dużo?”. Zamiast rąbnąć komórką o podłogę albo o ścianę, tak żeby rozpadła się w drobny mak, rzuciłam ją na kanapę. Uśmiechnęłam się gorzko pod nosem. Nawet nie umiałam się porządnie wkurzyć… Nie, to nie było w moim stylu – ja wybrałam miękki tapczan. Przynajmniej wiedziałam, że nic nie uszkodzę.

Nigdy nie chciałam niczego uszkodzić ani zepsuć. Zawsze uważna i odpowiedzialna. Starająca się i gotowa do niesienia pomocy. Grzeczna i okropnie naiwna. Może gdybym była bardziej zdecydowana, bardziej pewna siebie i mniej kulturalna – może wtedy nie doszłoby do katastrofy w moim życiu? Cóż, człowiek uczy się na błędach, a ja przekonałam się, że jeżeli kobieta dowiaduje się o zdradzie męża, to jedynym rozsądnym zachowaniem jest awantura jak się patrzy. Żadnego unoszenia się honorem i tekstów w stylu „Rozstańmy się jak cywilizowani ludzie”. Kobieta z klasą zawsze traci najwięcej, a na pocieszenie zostaje jej świadomość, że była do końca w porządku. Tylko co z tego?!

Nikt nie wiedział tego lepiej niż ja. Mój ukochany mąż zdradzał mnie dwa lata. Kiedy się dowiedziałam, oczywiście jako jedna z ostatnich, postanowiłam zachować się z klasą. Czyli nie zamierzałam nikogo obrzucać błotem, schodzić się poniżej pewnego poziomu i tak dalej. Krótko: postanowiłam być ponad cały ten burdel. Mąż odszedł, a mnie wszyscy podziwiali. Jakże ja się upajałam tym podziwem... Do czasu aż jedna z moich wcale nie najbliższych koleżanek powiedziała:
– Julia, ty to jednak głupia byłaś.
– Słucham? Nie rozumiem… – spojrzałam nieco zdumiona na Ilonę.
Jeszcze nie wiedziałam, co powie dalej, ale gdzieś podskórnie czułam, że cokolwiek powie, będzie miała rację. W głębi duszy nie było mi dobrze.
– Jak mogłaś tak durnie się zachować?! – naskoczyła na mnie. – Jak mogłaś udawać, że rozumiesz, a nawet brać część odpowiedzialności za to, że ten dureń cię zdradził i potem się z tobą rozwiódł. Czemu nie zrobiłaś karczemnej awantury?! Tyle kłamstw, tyle oszustw.

Zatkało mnie. W pierwszej chwili nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu zmobilizowałam się i wydukałam:
– Bo chciałam być ponad tą całą sytuacją. Chciałam się rozstać z klasą.
Spojrzała na mnie z politowaniem.
– Dziewczyno, ty się za dużo durnych filmów naoglądałaś. Co masz z tej twojej klasy. Nawet psychologowie udowodnili, że złość trzeba z siebie wyrzucić, i to jak najszybciej, żeby nie zaczęła narastać. Jeżeli ktoś cię skrzywdził, należy zamanifestować niezadowolenie, a nie chować urazę. Julka, tyle czasu minęło, a ty wciąż ten cały ból, całą złość, rozgoryczenie nosisz w sobie – i tu spojrzała na mnie z prawdziwym współczuciem. – Przyznaję, z klasą nosisz ten bagaż.

Od tamtego koszmaru minęło już trochę czasu. Skupiłam się na sobie, zdążyłam kogoś poznać, zakochać się... Zaczęłam wszystko od nowa, powoli odbudowywałam moje rozwalone, wywrócone do góry nogami życie. Tylko że od jakiegoś miesiąca nękał mnie SMS-ami mój były mąż. Łukasz wciąż prosił o spotkanie, był jakiś dziwny, smutny. Walczyłam ze sobą, ale czułam, że przegram. Chyba nie był mi tak obojętny, jak mi się wydawało. Może nawet jeszcze coś do niego czułam? Boże! A jeśli on chce do mnie wrócić?!

Fala ekscytacji ogarnęła moje ciało. Czyżby mnie to ucieszyło?! Nie, nie, nie! Nie będę o tym myśleć. Bo jeszcze się nastawię, a potem... co? Rozczaruję się? Przestałam rozumieć samą siebie. Przecież był Piotr, budowałam z nim coś nowego, uczyłam się ufać. Czyżby to wszystko tak mało znaczyło? I nagle zrozumiałam. Musiałam się spotkać z byłym mężem. Musiałam się skonfrontować. Wzięłam telefon i odpisałam, podając miejsce i czas spotkania.

Szybko poszłam do sypialni i włożyłam ulubioną sukienkę. Nie chciałam się jakoś wyjątkowo stroić, ale zawsze warto dobrze wyglądać. Wsunęłam stopy w szpilki, na ramiona zarzuciłam prochowiec. Wskoczyłam do auta i nie dając sobie czasu na wahanie, ruszyłam na spotkanie.

Po wejściu do kawiarni od razu go zobaczyłam. Czekał i niecierpliwił się. Wstał natychmiast, gdy podeszłam.
– Dobrze cię widzieć. Pięknie wyglądasz – rzucił, mierząc mnie wzrokiem.
– Dziękuję – też mu się przyjrzałam, lecz nie mogłam odwzajemnić komplementu. – Szczerze mówiąc, ty wyglądasz raczej na zmęczonego – w moim głosie bezwiednie pojawił się ton satysfakcji.
– Tak, jakoś ostatnio dużo problemów mam na głowie – westchnął.
– Bywa.

Nastała krępująca cisza. Rozmowa jakby utknęła, więc ją popchnęłam.
– Chciałeś się ze mną spotkać.
– Tak. Chciałem porozmawiać.
– Zatem słucham.
Zachowywał się zupełnie dla siebie nietypowo. Zniknęła gdzieś jego pewność siebie, wręcz buta, którą prezentował podczas naszego rozstania. Wydawał się naprawdę przygaszony.
– Pewnie słyszałaś... – zaczął niepewnie. – Rozstałem się z Joasią.

Nic nie powiedziałam. I żadnym gestem nie dałam po sobie poznać, że ta informacja mnie zaskoczyła. Nie miałam pojęcia, że już po wielkim romansie.
– Doszedłem do wniosku, że to nie to. Nie o to mi chodziło. Nie byliśmy ze sobą szczęśliwi. Chyba jednak chcieliśmy od życia czegoś zupełnie innego.
– Zostawiła cię? – strzeliłam.
– Nie, nie, to była nasza wspólna decyzja. – dodał trochę za szybko.
Wspólna decyzja... Akurat. Taka wspólna decyzja zdarza się raz na milion; jakoś nie mogłam uwierzyć, że właśnie mój mąż okazał się tym szczęściarzem.
– Ale co ja mam z tym wspólnego?
– No bo tak sobie pomyślałem, a miałem dużo czasu na myślenie, że może dalibyśmy sobie jeszcze jedną szansę… Co?

Cisza. Zatkało mnie. Niby rozważałam wcześniej taką opcję, ale w głębi serca nie wierzyłam, że się odważy, że będzie na tyle bezczelny. Albo zdesperowany.
– Pamiętam, co mówiłaś. Zależało ci, żebyśmy spróbowali, nie chciałaś przekreślać tego, co było między nami.
– To prawda, wtedy mi zależało – przyznałam. – Czułam żal, jakbyś wywalał do kosza dziesięć lat naszego życia. Ale ty nie chciałeś reanimować trupa. Twoje słowa. Postanowiłeś iść dalej beze mnie.

Cisza.

– Nie chciałeś dać mi... dać nam szansy. Czy właśnie tego oczekujesz teraz ode mnie, że wybaczę i dam ci drugą szansę?
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Chyba tak – odparł cicho.

Nie wiem, co czułam. Radość, ulgę, satysfakcję, strach, niepewność? Chyba głównie niepewność. Co powinnam zrobić? Kilka miesięcy temu marzyłam, by do mnie wrócił i żebyśmy spróbowali uratować małżeństwo! Co robić? Zgodzić się czy odmówić? Jaka decyzja będzie słuszna? Jaka będzie dobra… dla mnie?
– Julia? Powiedz coś, proszę.
– Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Muszę to wszystko przemyśleć.
Chwyciłam torebkę. Nawet się z nim nie pożegnałam; po prostu odeszłam od stołu. Wsiadłam w samochód i ruszyłam do domu. Obrazy za oknem pojawiały się i znikały. Tak znajome, a jednak dzisiaj jakby inne. Co robić...?

Był przecież Piotr. Ale jego nie chciałam w to mieszać. Tę sprawę musiałam załatwić sama ze sobą. Teraz należało wybrać. Zajrzeć w głąb siebie i dowiedzieć się, czego tak naprawdę chcę. Wbiegłam do domu, szybko zdjęłam sukienkę i wskoczyłam w wygodne spodnie od dresu i luźną koszulkę. Zaparzyłam kawę i kiedy przelewałam ją z dzbanka do kubka, wiedziałam już, co zrobię. Nagle wszystko stało się jasne. Chciałam być podła. Chciałam, by Łukasz poczuł to co ja. Chciałam awantury, rzucania błotem. Zupełnie bez klasy.

Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Łukasza. Nie pamiętam, co mówiłam, ale obrzuciłam go wszystkimi znanymi mi inwektywami. Powiedziałam mu to, czego nie byłam w stanie wyartykułować dwa lata temu. Już nie bałam się, że stracę go na dobre, bo po prostu, najnormalniej w świecie już go nie chciałam… Wreszcie poczułam, że mam to wszystko za sobą. Poczułam się wolna! O dziwo, wysłuchał mnie do końca. Nie rzucił słuchawką, nie próbował ze mną dyskutować, ani się bronić.
– Rozumiem, że nie mam u ciebie szans – usłyszałam, kiedy wreszcie się trochę uspokoiłam.
Już dla nas za późno – odparłam cicho, ale dobitnie. To były słowa, którymi pożegnał mnie, wyprowadzając się do kochanki.

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA