„Matka nie zaakceptowała mojego narzeczonego. Chciała, żebym go rzuciła i zaczęła wysyłać mi anonimowe pogróżki”

kobieta której narzeczonego nie akceptują rodzice fot. Adobe Stock
Spotykałam się z Pawłem od 5 lat, ale moja mama wciąż nie mogła się do niego przekonać. Drażniły ją jego długie włosy, motor, muzyka, której słucha i tatuaże…
/ 23.02.2021 14:17
kobieta której narzeczonego nie akceptują rodzice fot. Adobe Stock

Moja matka zawsze musiała postawić na swoim. Nie potrzebowała do tego ani uzasadnienia, ani mądrej argumentacji. Potrafiła zwyczajnie się uprzeć i mówić: „Intuicja!”. Możecie sobie teraz wyobrazić, jak daleką i krętą drogę zobaczyłam przed sobą, gdy usłyszałam z jej ust pierwsze:
Nigdy nie wyjdziesz za tego mężczyznę! Niech cię ręka boska broni, córciu!
Siedziała w fotelu, z pilotem w ręce i nawet na mnie nie patrzyła. „Taniec z gwiazdami” nie przeszkadzał jej bynajmniej w wydawaniu dyrektyw co do mojej przyszłości.
– Mamo, jak możesz tak pochopnie osądzać ludzi! – zaczęłam swoją naiwną defensywę.
– Przecież widziałaś go może pięć razy, a ja spędziłam z nim ponad pięć pięknych lat. Kto go lepiej zna, ja czy ty? – starałam się używać racjonalnych argumentów. 
– Dziecko kochane, ja za długo żyję na tym świecie, żeby oddać cię temu zabijace – perorowała mama, dalej zapatrzona w wirujące na parkiecie pary.

Czułam, że tracę cierpliwość. A to był dopiero początek!
– Popatrz tylko – na motorze jeździ jak szatan, muzyki słucha takiej, że aż zęby bolą – zaczęła swoją kąśliwą wyliczankę. – I powiedz, słoneczko, kto przy zdrowych zmysłach ma takie porysowane ręce! – dorzuciła w chwilę po tym, jak jakaś gwiazdka na ekranie wykonała nieprawdopodobnie skomplikowaną taneczną akrobację.
Paweł zrobił sobie dawno temu subtelny tatuaż na przedramieniu. Wąziutki paseczek z listków wokół bicepsa. Wielkie rzeczy.
– My się kochamy – podniosłam głos.
Mama popatrzyła na mnie znad okularów, po czym przyciszyła odbiornik.
Ależ to nic nie szkodzi, że go kochasz. Jakoś ci pomożemy – odpowiedziała, po czym udała się do kuchni zaparzyć ziółka na trawienie.

Każda z takich rozmów podnosiła mi ciśnienie pod sam sufit

Byliśmy z Pawłem nierozłączni od końca liceum. Ubóstwiałam jego bujne loki blond i ciemne oczy, które mieniły się całą feerią pięknych emocji. Mój ideał męskiej urody ukształtował się, kiedy go poznałam i nie muszę dodawać, kto posłużył jako model.
Wspólne biwakowanie, wypady do dyskoteki i na łono natury, zbiorowe grillowanie z przyjaciółmi… W każdej z tych sytuacji czuliśmy się ze sobą rewelacyjnie i nie widziałam żadnych przeciwwskazań do tego, by już tak nie miało zostać. Zwłaszcza że wreszcie spytał mnie o to wprost!
 – Kochanie, czy nie zechciałabyś już zawsze być budzona przeze mnie zapachem świeżo parzonej kawy? – zaczął to najważniejsze i najpiękniejsze zdanie, spoglądając na mnie zza bukietu świeżo zerwanych stokrotek.

Romantycznie, prawda? Ale oczywiście każdy ma inną definicję romantyzmu.
– Co za stek tanich banałów! – skwitowała mamusia, gdy opowiedziałam jej o najcudowniejszej chwili mojego życia.
I jak tu dzielić się szczęściem z innymi?!
Kilka tygodni po tym, jak ogłosiłam zaręczyny, zaczęłam dostawać dziwne maile. W ogromnych ilościach – po kilkanaście dziennie. Treść każdego można zamknąć w trzech krótkich słowach: PAWEŁ CIĘ ZDRADZA. Byłam w szoku! Kto mógł być ich autorem?
I co miał na celu?
– Słuchaj, ktoś stroi sobie głupie żarty – zwierzałam się przyjaciółce. – Paweł miałby kogoś na  boku? Po tylu latach wierności?
– No cóż, mężczyźni rzadko myślą tym, co trzeba. Jeśli wiesz, o czym mówię…  – dokończyła powoli Magda, jakby nie była pewna, czy rozumiem.

Rozumiałam, ale nie wierzyłam!

Poradziła mi jak najszybciej po-drążyć temat u źródła. Pogadałam więc z Pawłem, który oczywiście zareagował śmiechem.
– Gwiazdko moja, przecież tylko ciebie widzę na swoim niebie – odpowiedział rozbawiony samą myślą o swoim potencjalnym wyskoku. – Dlaczego wierzysz czemuś, co zaśmieca ci skrzynkę pocztową, a nie swojemu prawie mężowi, hm? – dodał na koniec i podszedł bliżej, aby mnie objąć.
Byłam jednak coraz mniej ufna.
– Paweł, to nie jest nic a nic zabawne – nie dałam mu się przytulić.
W sumie to dlaczego miałby być mi wierny? Jest przystojny, inteligentny, wysportowany… Nagle pomyślałam, że wszystkie nieodebrane połączenia, odwołane spotkania i SMS-y, które pozostawił bez odpowiedzi, zaczynają tworzyć spójną całość. Zakręciło mi się w głowie. Wybiegłam z mieszkania wściekła. Razem z trzaskiem drzwi usłyszałam jeszcze stłumiony krzyk Pawła:
– Hej, to nie tak, jak ci się wydaje!
Jasne. Najtańszy banał na świecie…
W bramie swojego bloku spotkałam Kazia, bezdomnego, który kręcił się po okolicy.
– Witam, szanowną panią! Jak zdróweczko? – zagadnął jowialny staruszek.

Zdawał się nigdy nie tracić pogody ducha. Skąd się biorą takie osoby?
– Oj, panie Kaziu – westchnęłam znacząco, wyjmując ze skrzynki zaległą pocztę. – Nie jest dobrze. Miałam wychodzić za mąż, ale chyba…  – zaczęłam się żalić, gdy nagle wzrok mój spoczął na jednej z kopert.

Coś mnie tknęło. Natychmiast ją otworzyłam i przeleciałam wzrokiem po odręcznym piśmie. Przekaz był krótki: „Paweł cię nie kocha. Ja jestem jego kobietą życia i to mnie będzie budził zapach kawy. Lepiej zostaw go w spokoju! Dobrze ci radzę”.
Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Skąd ja znałam to pismo?!
– Panie Kazimierzu – zaczęłam poważnie. – Kto tutaj wrzucił ten list?
– Zdaje się, że kręcił się tu taki jeden mężczyzna – zaczął powoli wydobywać szczegół po szczególe. – Dobrze zbudowany, wysoki. Na głowie miał takie kędziory…

Sprawa była jasna jak słońce. Zdradza czy nie zdradza – z całą pewnością nie chce się ze mną żenić i szuka wymówki. Drań! Jak mogłam zadawać się z takim tchórzem… Winna byłam mamie przeprosiny.
Poprosiłam tatę, aby następnego dnia zajechał po mnie, wracając z pracy. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z nimi o tym, że ślubu prędko nie będzie i mama może przestać narzekać, bo znowu miała rację.
Wieczorem usłyszałam pod oknem znajomy klakson i zbiegłam na dół.
W myślach starałam się po raz kolejny przeprowadzić rozmowę, która śniła mi się po nocach… Nie widziałam jednak sposobu, by wyjść z tego z honorem.

Prawie byłam przy samochodzie, gdy doszedł mnie zduszony szept Kazimierza:
– Pani Haniu, pani Haneczko… podejdzie tutaj pani na moment! – staruszek energicznie gestykulował w moim kierunku.
Z jakiegoś powodu nie mógł sam się zbliżyć? Odstąpiłam kilka kroków od auta.
– To ten facet! – pokazał nerwowo w kierunku samochodu. – Ten facet od koperty! To on, na pewno! A te kudły to musiała być peruka, dlatego wydały mi się takie dziwne!
Spojrzałam tam, gdzie pokazywał pan Kazio i wzrok mój spoczął na kierowcy starego audi: moim własnym, rodzonym ojcu. Jak mogłam od razu o tym nie pomyśleć?!
 – Co wam strzeliło do głowy z tymi gierkami? – krzyczałam przez pierwsze dwadzieścia minut. – I nie mogę uwierzyć, że mama specjalnie po to nauczyła się obsługi komputera, aby prześladować własne dziecko!

– Ale mama mówiła, że to dla twojego dobra wszystko – tłumaczył się tata.
– I ty jej wierzyłeś? Niesamowite… – powoli docierał do mnie komizm całej tej sytuacji. – A czemu nie mogliście wysyłać listów w tradycyjny sposób? Listonosz byłby mniej podejrzanym doręczycielem pogróżek.
– Bo Beatka mówiła, że trzeba działać szybko! – wypalił tata. – Zresztą wiesz, jaka oszczędna jest matka – dorzucił już ciszej.
Dłużej nie mogłam już opanować śmiechu. Chichotałam jak głupia dobry kwadrans, a ojciec popatrywał tylko na mnie z obawą. Pewnie myślał, że z tego wszystkiego zwariowałam…
Nagle spadła na mnie myśl: Muszę jak najszybciej zobaczyć się z Pawłem! Muszę, mu powiedzie, jak bardzo go kocham i że nie chcę czekać ani chwili dłużej na ślub.
– Tato, jedziemy do Pawła – zaordynowałam, a ojciec bez słowa odpalił silnik

Więcej prawdziwych historii:
„Narzeczony chce odwołać ślub, bo nie mam dla niego czasu. Ale przecież rachunki same się nie opłacą...”
„Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd, bo od początku powinnam postawić na siebie”
„Mój mąż ma dwie miłości: mnie i morze. Muszę się godzić na wielomiesięczną rozłąkę, bo inaczej stracę go na zawsze”

Redakcja poleca

REKLAMA