Jak moja Babcia walczyła z rakiem jelita grubego? - zwierzenia studentki medycyny

Rak jelita grubego często powstaje z polipów wyrastających ze ściany jelita. Wykonując badanie kolonoskopii można w porę zainterweniować usuwając te narośla. fot. Czy.wieszjak.pl
Historia miała miejsce w latach 1995 – 1999. Jeszcze wtedy chodziłam do szkoły średniej. Nie miałam pojęcia o medycynie. Być może dzisiaj zareagowałabym inaczej. A już na pewno nie pozwoliłabym Babci na takie wędrówki od specjalisty do specjalisty. Ale wtedy ufałam lekarzom i ślepo wierzyłam w „słuszność” ich diagnozy. A choroba mojej Babci postępowała…
/ 27.03.2011 22:24
Rak jelita grubego często powstaje z polipów wyrastających ze ściany jelita. Wykonując badanie kolonoskopii można w porę zainterweniować usuwając te narośla. fot. Czy.wieszjak.pl

Babcia była kobietą bardzo pogodną i nadmiernie troskliwą. Lubiła martwić się na zapas. Odkąd pamiętam, zawsze przywiązywała wagę do tego, aby niczego w domu nie zabrakło. Posiłki musiały być przygotowane na czas. Uwielbiała kiedy prosiłam o dokładkę. Piekła ciasta i gotowała ulubione potrawy na każdy mój przyjazd. Taka prawdziwa Babcia!

Dzisiaj, kiedy mogę powiedzieć, że orientuję się w temacie zdrowego żywienia, muszę przyznać, że Babcia przygotowywała posiłki bardzo obfite i tłuste. Na talerzu dominowały potrawy mięsne, najczęściej smażone. Taki styl gotowania, jak później dowiedziałam się, mógł mieć zasadnicze znaczenie w powstaniu tej strasznej, często okaleczającej choroby, jaką jest rak jelita grubego.

Jak to się zaczęło?

Rak jelita grubego, jak prawie każdy nowotwór złośliwy, w początkowej fazie zwykle rozwija się nie dając żadnych dolegliwości. Tak samo było w przypadku Babci. Kiedy pojawiły się pierwsze objawy guz najprawdopodobniej był już duży. O swoich problemach Babcia nie mówiła wcale. Interesowały ją przede wszystkim nasze sprawy. Czasem tylko napomknęła między wierszami, że widocznie zjadła coś ciężkostrawnego, bo męczy ją biegunka. Zawsze sygnalizowała te rzeczy, zarazem usprawiedliwiając przyczynę dolegliwości. A żadnemu z nas, ani mi, ani moim Rodzicom, lampka ostrzegawcza nie zapaliła się. Zresztą wtedy nie mówiło się o nowotworach, a tym bardziej guzach o tak wstydliwej lokalizacji, jak odbytnica. Chyba nawet sami nie byliśmy świadomi skali choroby, że jest to, aż tak częsty nowotwór. Nie wierzyłam, że coś takiego może się przytrafić w naszej Rodzinie. Do tej pory wszyscy byli zdrowi, nikt nie chorował…

Polecamy: Jakie badania przesiewowe w raku jelita grubego?

Błędne koło czyli etap konsultacji lekarskich

Po raz pierwszy Babcia trafiła do lekarza, po incydencie, jaki miał miejsce podczas urlopu moich Rodziców. Pojechaliśmy wtedy całą Rodziną nad morze. Po drodze zatrzymaliśmy się na przydrożnej stacji benzynowej, żeby „załatwić” potrzeby fizjologiczne. Tak się złożyło, że zza ściany sąsiedniej kabiny, w toalecie, moja Mama usłyszała, jak Babcia potwornie męczy się przy wypróżnieniu i jak bardzo intensywna jest biegunka, o której swego czasu Babcia wspominała. Zaniepokoiło ją to niezmiernie i postanowiła nie dać za wygraną. Przez cały wyjazd dręczyła Babcię pytaniami. Jak się wtedy okazało, problemy z wypróżnianiem trwały już kilka miesięcy. Pojawiały się uporczywe biegunki na zmianę z zaparciami. Dlatego Mama po powrocie z urlopu zapisała Babcię do rejonowego lekarza medycyny rodzinnej. Lekarka zleciła badania i po ich obejrzeniu przepisała lek przeciwbiegunkowy oraz preparat żelaza, ponieważ Babcia miała już w swojej dokumentacji wzmiankę o przebytych kilkukrotnie epizodach niedokrwistości z niedoboru żelaza. Pani doktor powiedziała też, że jeśli lek przeciwbiegunkowy nie pomoże, to żeby Babcia przyjechała do niej ponownie i wtedy wypisze receptę na antybiotyk, bo być może jest to jakieś zakażenie bakteryjne przewodu pokarmowego. Oczywiście lek przeciwbiegunkowy pomógł tylko na krótką chwilę. Kilka dni po jego odstawieniu, sensację zaczęły się na nowo. W związku z sugestią pani doktor, że przyczyną biegunki może być zakażenie, moja Mama postanowiła oddać do analizy mikrobiologicznej próbkę kału. Tak się składa, że pracuje w jednym z państwowych instytutów medycznych, więc sprawa była nieco ułatwiona :) Badania nic nie wykazały. Trzeba było szukać dalej...

Kolejne wizyty u lekarzy tylko odwlekały rozpoznanie w czasie. Gdyby Babcia nie ukrywała faktu, że od pewnego czasu w kale pojawiała się krew, być może szybciej zostałaby zdiagnozowana choroba. Proszę dać wiarę, że od momentu wykrycia problemów Babci, jeszcze pół roku chodziliśmy do różnych lekarzy i żaden nie zbadał jej per rectum. A guz był w zasięgu palca...

Diagnoza była szokiem

Pamiętam dobrze ten moment, gdy Mama wróciła zdenerwowana z pracy. Na moje pytanie, co się stało, odpowiedziała, że profesor medycyny, z którym dzisiaj rozmawiała, może mieć rację. Zapytałam co zasugerował ów profesor i aż zdębiałam, gdy w odpowiedzi usłyszałam: „nowotwór”. Od tego momentu wszystko szybko się potoczyło. Nie zważaliśmy na kolejki do specjalistów. Zapisaliśmy Babcię na prywatną wizytę do chirurga proktologa. Doktor postawił wstępną diagnozę nawet bez rektoskopii. Był to zaawansowany guz odbytnicy. Podczas badania lekarz pobrał wycinki i dał skierowanie do szpitala na pilną operację. Od momentu rozpoznania Babcię zoperowano w ciągu dwóch tygodni. Niestety guz był tak zaawansowany, że nie udało się odtworzyć ciągłości układu pokarmowego. Została skazana na stomię, tymczasowy sztuczny odbyt wyłoniony na powłoki brzuszne. To była dla niej prawdziwa trauma. Nie dość, że zdiagnozowano raka, to jeszcze perspektywa życia z workiem na brzuchu... Długo musieliśmy uspokajać Babcię, że to tylko na jakiś czas, że jeśli będzie dbała o siebie, mniej się denerwowała, to jest szansa na operację rekonstrukcyjną przewodu pokarmowego. Zresztą sami chcieliśmy w to wierzyć!

Czytaj też: Jak zdiagnozować raka jelita grubego?

Wiara w lepsze jutro

Życie z nowotworem to jakby siedzieć na bombie zegarowej z obawą, że w każdej chwili może wybuchnąć. Te kilkanaście lat temu, diagnoza „rak” prawie każdemu kojarzyła się z nieuniknioną śmiercią. Tak też my, najbliższa Rodzina, obawialiśmy się nawrotu choroby u Babci. Mechanizm wypierania w takiej sytuacji działa bez zarzutu. Staraliśmy się o tym po prostu nie myśleć. Gdzieś podświadomie żywiliśmy nadzieję, że może jakoś to będzie, że się uda...

Trzy kolejne lata minęły spokojnie. Babcia przeszła leczenie onkologiczne. Wszystko odbyło się sprawnie i prawie zapomnieliśmy już o jej chorobie. Teraz skupiliśmy się na Dziadku, który po złamaniu w stawie biodrowym i wszczepieniu endoprotezy, czuł się coraz gorzej i gorzej...

Zbyt długo było pięknie

Dziadek mówił, że po operacji bardzo go boli biodro. Lekarze tłumaczyli, że tak się może dziać, że była to poważna operacja i że wszystko na spokojnie musi się wygoić. Tymczasem okazało się, że przyczyną tych silnych bóli był nowotwór. Ognisko pierwotne pochodziło z dróg moczowych, jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy z górnych, czy z dolnych. Od momentu rozpoznania, Dziadek żył jeszcze kilka tygodni. Jednak szybko nas opuścił. Babcia była bardzo zżyta z Dziadkiem, więc wiadomość o jego śmierci załamała ją całkowicie. Staraliśmy się spędzać z nią jak najwięcej czasu, jednak mieliśmy też swoje obowiązki. W wolnych chwilach, kiedy zostawała sama, płakała i zamartwiała się. To prawdopodobnie było czynnikiem reaktywującym chorobę nowotworową. W niespełna miesiąc po pogrzebie Dziadka, lekarze wykryli dwa guzy płuca na zdjęciu rentgenowskim klatki piersiowej. Za jakiś czas stwierdzono tez przerzuty do wątroby i do kości. Babcia ponownie rozpoczęła leczenie w Centrum Onkologii. Jednak jej stan zdrowia już nigdy nie poprawił się. Robiliśmy wszystko co możliwe. Ściągnęliśmy z Ameryki słynne zioła vilcacory. Wszystko to na nic. Dokładnie w rok i jeden dzień po śmierci Dziadka, odeszła również Babcia.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby Babcia żyła w dzisiejszych czasach, sytuacja wyglądałaby nieco inaczej. Dziś, choć rak jelita grubego pozostaje wciąż wstydliwym problemem, jednak o wiele więcej się o nim mówi. Świadomi skali tej choroby są nie tylko lekarze, lecz często również pacjenci. Dziś, każdy się boi widząc krew w stolcu. O tym nie wiedziała moja Babcia. Bo gdyby miała pojęcie, może nie zgłosiłaby się tak późno do lekarza, może rak zostałby wykryty we wczesnym stadium i może mogłaby jeszcze cieszyć się życiem, jak inni ludzie. Niestety odeszła. Szkoda, że tak młodo i tak szybko. Mam nadzieję, że tam gdzie teraz jest, nie ma chorób, trosk i cierpienia. Ta kochana, poczciwa kobieta zasłużyła na odpoczynek, za ogrom bólu jaki zniosła w walce z chorobą. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym.

Polecamy też: Czy można ustrzec się przed zachorowaniem na raka jelita grubego?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA