„Zdradę zaplanowałam w najdrobniejszym szczególe. Wszystkiemu jest winny mój nudny mąż”

Z życia wzięte fot. Fotolia
„Eryk niespodziewanie przyciągnął mnie ku sobie i namiętnie pocałował w usta. O rany! To był jeden z tych pocałunków, jakie widuje się w filmach i jakie w małżeństwie już się nie zdarzają, więc aż mi ciarki przeszły po plecach. Coś cudownego”.
/ 07.05.2022 23:00
Z życia wzięte fot. Fotolia

Tamtego lata firma, w której pracuję, wysłała mnie na pięciodniowe szkolenie do Trójmiasta. Żar lał się z nieba. Upał był taki, że nie dało się oddychać, więc każdą wolną chwilę spędzałam na plaży, rozkoszując się delikatną bryzą, szumem fal i widokiem bezkresnego morza. I pewnie byłyby to moje jedyne miłe wrażenia z pobytu na szkoleniu, gdyby obok nie pojawił się nagle opalony, wysoki blondyn o skandynawskiej urodzie i wysportowanej sylwetce, który wyraźnie zaczął mnie podrywać.

Na początku bawiło mnie to niezmiernie, bo facet niemal stawał na rzęsach, żeby mi się przypodobać, a ja nie miałam zamiaru zdradzać męża… Potem jednak pomyślałam: „A czemu od razu zdradzać? Przecież można się po prostu zabawiać…”. I całkiem świadomie dałam się wciągnąć w tę grę. Ba! Sprawiło mi to przyjemność!

Nadarzyła się okazja na miłe spędzenie czasu

Ponieważ samotności specjalnie nie cenię, stwierdziłam, że oto nadarzyła się idealna okazja na miłe spędzenie czasu. Tylko tyle i nic więcej. Oczywiście od razu postanowiłam, że to ja będę rozdawać karty w tej grze, udając jednocześnie naiwną i dając blondynowi złudne poczucie przewagi, której w rzeczywistości nie miał.

Byłam pewna swego, bo jako doświadczona mężatka wiedziałam, że faceci zazwyczaj nie kapują najprostszych rzeczy. Uznałam, że mogę przydać mojemu życiu nieco blasku i zwyczajnie zaszaleć, choć oczywiście w granicach rozsądku oraz wyznawanych przeze mnie zasad. Bo w gruncie rzeczy… czułam się znudzona.

Nie żebym była jakoś strasznie rozczarowana swoim życiem – po prostu brakowało w nim przygody.
Kiedyś byłam romantyczna i szalona. Rzucałam się w wir nowych znajomości, poznawałam mnóstwo mężczyzn, uwielbiałam flirtować, a potem… wyszłam za mąż i wszystko się skończyło. Nie od razu, ale dość szybko. Tłumaczyłam sobie, że oczarowanie w związku nie trwa wiecznie, a prawdziwe życie to przyjaźń, wzajemna pomoc i wspólne rozwiązywanie problemów. Patrząc z tej perspektywy, nie zauważyłam, że moje życie wyblakło jak stara fotografia, a związek z Michałem dawno stracił blask. Zakradła się do niego rutyna i nuda… Ale czy naprawdę musiało tak być? Czy nie mogłabym tego zmienić?

Znienacka nabrałam ochoty, by spędzić z przystojnym blondynem te parę dni. Nic złego nie zrobię, a przynajmniej poczuję się wreszcie kobietą.

Kiedy więc nazajutrz po zajęciach pojawiłam się na plaży, a on już tam na mnie czekał, tym razem z deską surfingową pod pachą – zapomniałam o wszelkich wątpliwościach. Facet miał na imię Eryk i był przekonany o swym nieodpartym uroku. Do głowy by mu nie przyszło, że któraś z podrywanych przez niego kobiet oprze się jego czarowi. Na razie nie chciałam wyprowadzać go z błędu.
– Surfujesz? – spytał.
– Ależ nie, nigdy nawet nie stałam na takiej desce – odparłam.
– To nie jest trudne, nauczę cię – rzekł, patrząc na mnie tak władczo, że aż się poczułam nieswojo.
– Bo ja wiem? – uśmiechnęłam się nieśmiało, co go tylko pobudziło.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę morza. Gdy ja oswajałam rozgrzane słońcem ciało z chłodem wody, on popisywał się swoimi umiejętnościami, balansując na desce po niewielkich falach. Najwyraźniej był w swoim żywiole. Mam na myśli popisywanie się, nie surfowanie.

W końcu wrócił po mnie i zaczął mnie uczyć. Fatalnie mi szło. Po godzinie wspólnych wysiłków zakończonych kompletną klapą było już oczywiste, że najlepiej wychodzi mi pluskanie się na materacu blisko brzegu. Ale Eryka to nie zniechęciło.
– To co? Spotkamy się tutaj jutro o tej samej porze? – spytał, gdy zbierałam się do opuszczenia plaży.
– Może… – odpowiedziałam.
Wtedy Eryk niespodziewanie przyciągnął mnie ku sobie i namiętnie pocałował w usta. O rany! To był jeden z tych pocałunków, jakie widuje się w filmach i jakie w małżeństwie już się nie zdarzają, więc aż mi ciarki przeszły po plecach. Coś cudownego.

Szykując się wieczorem do snu, wciąż jeszcze byłam pod wrażeniem tego, co i w jaki sposób zrobił.
Trzeci dzień zajęć wyjątkowo mi się dłużył, nie mogłam doczekać się pójścia na plażę. I ku mojemu własnemu zdumieniu myślałam głównie o spotkaniu z Erykiem. Jak nastolatka.
– Jak długo tu będziesz? – spytał po chwili mało błyskotliwej rozmowy.
– Wyjeżdżam w piątek – odparłam.
– Więc mamy jeszcze tylko dwa dni dla siebie. Co ty na to, żebyśmy poszli wieczorem do baru? Znam tu taki jeden przytulny lokalik.
– Bardzo chętnie – zgodziłam się, mając całkowitą pewność, że wieczór nie skończy się na drinku w barze.
Wcale mnie to nie martwiło, bo Eryk naprawdę mnie zauroczył. Nagle zapomniałam o swoich pierwotnych planach pod hasłem „Przecież nie zrobię nic złego, tylko się zabawię”.
– Przyjadę po ciebie o dwudziestej – powiedział na pożegnanie.

Tego wieczoru wypiłam nieco dla kurażu

Domyślałam się, że czeka mnie upojna noc z przystojniaczkiem. Taka możliwość była wysoce prawdopodobna, bo Eryk wyraźnie przyspieszył plan skonsumowania naszej znajomości. Ja zaś świadomie brnęłam w tę sytuację, choć nie powinnam była. Mój umysł totalnie się wyluzował i przestałam myśleć. I było mi z tym fantastycznie. Nie czułam się tak od lat.

Eryk uważał mnie za atrakcyjną i wartą zachodu, adorował mnie. Wiedziałam oczywiście, że nie ma w tym żadnej głębi, żadnego uczucia… Ale zupełnie nie o to teraz chodziło. Ja po prostu chciałam być pożądana. A moje zasady? A mój plan przechytrzenia przystojniaczka? Chyba od początku wiedziałam, że nie wypali… Około północy wyszliśmy z baru.
– Mamy jeszcze połowę nocy dla siebie. Proponuję, żebyśmy poszli do mnie – powiedział. – Mam płyty ze świetną muzyką – pochwalił się.
„Chwyt na muzykę. Ale banał. – skrzywiłam się w duchu. – Mógłby sobie darować, w końcu oboje jesteśmy dorośli, a sprawa jest oczywista”. Poszliśmy więc do niego. Mieszkał niedaleko mojego hotelu, więc w razie czego łatwo mogłam się zwinąć.

Usiedliśmy wygodnie na kanapie, Eryk włączył muzykę, zaczynając od swego ulubionego bluesa, po czym objął mnie i… Spodziewałam się jakiejś romantycznej akcji czy w ogóle jakiejkolwiek akcji, a tu – nic. Przystojny blondynek przytulał mnie czule i najwyraźniej naprawdę zasłuchał się w muzyce. Miałam wrażenie, że dla niego sprawą najwyższej wagi było teraz jedynie uchwycenie i emocjonalne przetrawienie każdego dźwięku.

A ja? Przecież przyszłam tu po to, żeby coś przeżyć, do cholery. Niestety, nie doczekałam się romantycznych uniesień. W pewnym momencie poczułam, jak głowa Eryka osuwa się po moim ramieniu. Jego oddech stał się spokojny, miarowy. „Co jest, u licha!?” – zdumiało mnie to i niemal natychmiast zorientowałam się, że Eryk zasnął. Wyczerpany intensywnie przeżytym dniem i kilkoma solidnymi drinkami spał, ignorując mój niezaprzeczalny seksapil.
– No nie. Ja to mam szczęście – jęknęłam zrezygnowana.

„Gdy wreszcie jestem gotowa złamać swoje niezłomne zasady i ulec facetowi, on funduje sobie drzemkę!” – dodałam w myślach, delikatnie starając się uwolnić z objęć Eryka.

Wymknęłam się z jego mieszkania i wróciłam do hotelu. Choć na plażę przychodziłam jeszcze dwa razy, już go nie spotkałam. Czyżby biedaczek wstydził się swojego występu?

Nie będę ukrywać, że czułam się trochę rozczarowana finałem mojej romantycznej przygody. Pocieszyła mnie jednak myśl, że moja wierność małżeńska wyszła z tego bez szwanku. Po powrocie z Trójmiasta mogłam odważnie spojrzeć mężowi w oczy i powiedzieć mu, że szkolenie było udane i bardzo pouczające.

Czytaj także: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA