„Wnuk sąsiadki miał wypadek, ledwo uszedł z życiem. Z egoistki zapatrzonej w czubek swego nosa zmieniła się w filantropkę”

kobieta, której wnuk miał wypadek fot. Adobe Stock, aletia2011
„– Chodzi o ten nasz szpital. Bo oni sobie wymyślili, że na dachu sąsiedniego wieżowca będą lądowały helikoptery medyczne! Wyobrażasz to sobie? Śpisz spokojnie, a tutaj nagle w środku nocy huk! Ja to nie wiem, czy nam od tego szyby w oknach nie popękają. Słyszałam o takich przypadkach! To co, podpiszesz mi tę petycję? – spytała”.
/ 28.06.2022 17:30
kobieta, której wnuk miał wypadek fot. Adobe Stock, aletia2011

Kiedy do moich drzwi zapukała sąsiadka, byłam pewna, że jak zwykle wpadła tylko na plotki. Jednak ona już od progu krzyknęła.

– Już wiesz? Będą nam budować lotnisko na podwórku! Szybko podpisz petycję, że się na to absolutnie nie zgadzamy!

Różne rzeczy w swoim życiu widziałam, jednak nawet dla mnie ta nowina brzmiała dziwnie. Na naszym podwórku miałyby lądować samoloty? Miejsca na to jakby za mało…

– Dokładnie nie na podwórku, tylko na dachu! – wyjaśniła Halina. – Na tym najwyższym budynku, co należy do wojska.

Dodała także, że chodzi o helikoptery.

– To już nie mają poligonu, żeby sobie tam lądować? – zdziwiłam się.

– Ano właśnie! To mi podpisz, kochana, tę petycję! – sapnęła.

Nie podpiszę, bo się nie zgadzam

Spojrzałam na dokument.

– Ale tutaj jest coś o szpitalu… – zauważyłam zdziwiona.

– Bo wiesz, właściwie to chodzi o ten nasz szpital, tu niedaleko. Bo oni sobie wymyślili, że na dachu sąsiedniego wieżowca będą lądowały helikoptery medyczne! Wyobrażasz to sobie? Śpisz spokojnie, a tutaj nagle w środku nocy huk! Ja to nie wiem, czy nam od tego szyby w oknach nie popękają. Słyszałam o takich przypadkach! – stwierdziła sąsiadka i zrobiła pauzę, patrząc na mnie znacząco.

– No, może być trochę hałasu… – stwierdziłam wymijająco. – Ale wiesz, czytałam, że specjalistyczne oddziały ratunkowe muszą teraz mieć lądowiska, taki jest wymóg Unii…

– Unia! Ciągle tylko ta Unia! – uniosła się Halina. – Ja to już wolę, jak zajmują się prostowaniem bananów niż lądowaniem helikopterów obok mojego domu! To podpiszesz? – spytała i podsunęła mi papier.

– Wiesz… Ja to bym się jeszcze nad tym zastanowiła – stwierdziłam ostrożnie. – Muszę to sobie przemyśleć.

– Nad czym tu myśleć?

„A chociażby nad tym, że taki szybki transport helikopterem do szpitala może komuś uratować życie” – odpowiedziałam w myślach, a głośno dodałam:

– Wiesz, nie lubię działać impulsywnie, a rozumiem, że to lotnisko nie powstanie jutro, więc mam trochę czasu, prawda?

– Niby masz. Muszę jeszcze oblecieć dwa sąsiednie bloki, a sama wiesz, jak czasami trudno zastać ludzi w domu – westchnęła.

– Słuchaj, a ile razy w tygodniu będą lądowały te helikoptery? – zagadnęłam ją.

– A bo ja wiem? Ale nawet gdyby miały tylko raz na miesiąc, to i tak o ten jeden raz za dużo!

No cóż… Z takim nastawieniem trudno mi było polemizować. Ja jednak miałam zupełnie inne zdanie na temat lądowiska.  Może dlatego, że w młodości byłam honorowym dawcą krwi? Kiedy człowiek ma świadomość, że jego krew uratowała zdrowie, a może nawet i życie wielu ludziom, inaczej patrzy na takie sprawy. Wiadomo, że często liczą się dosłownie sekundy, a transport powietrzny jest najszybszy.

Halina jednak tego nie rozumiała… Nachodziła mnie z żądaniami podpisania petycji i była coraz bardziej natarczywa.

– Zobaczysz, nie zaznamy spokoju we własnych łóżkach! Wyobrażasz sobie te hałasy w nocy?

– Halinko, zrozum, oni ratują ludzkie życie! – wypaliłam jej w końcu.

– Wyłamujesz się? – zapytała.

– Chodzi ci o to, czy podpiszę petycję? Nie, nie zrobię tego – stwierdziłam twardo.

Całkiem zmieniła nastawienie

I tak moja sąsiadka, która wpadała do mnie na kawkę kilka razy w tygodniu, śmiertelnie się na mnie obraziła... Było mi z tego powodu przykro, ale nie zamierzałam robić niczego wbrew sobie. Skoro nie miałam nic przeciwko lądowisku, to dlaczego miałabym podpisywać tę petycję? Dla mnie to Halina była egoistką, chociaż ona mnie zarzuciła taką właśnie postawę…

Mijały dni. W jednej z gazet natrafiałam na artykuł o „naszym” lądowisku. Wyglądało na to, że jeśli petycja mieszkańców zostanie złożona, to szpital faktycznie może mieć kłopot. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy nie powinnam pójść jeszcze raz porozmawiać z Haliną. Problem w tym, że jakoś ostatnio jej nie widywałam. Nawet zapytałam znajomą sprzedawczynię z pobliskiego sklepu, czy nie widziała mojej koleżanki.

– To pani nic nie wie? Jej syn miał wypadek! – powiedziała.

Jechał z dzieckiem, dachowali. Mały bardzo ucierpiał. Gdyby nie szybka pomoc lekarska, to nie wiadomo, czy by go odratowali. Pani Halinka pojechała pomóc synowej w opiece nad dzieckiem.

„Mój Boże, takie nieszczęście!” – pomyślałam i od razu poszłam do kościoła pomodlić się w intencji wnuczka Halinki. Dwa tygodnie później sąsiadka znów stanęła na moim progu.

– Podarłam petycję – zaczęła bez ogródek. – Stasia udało się uratować tylko dlatego, że z miejsca wypadku zabrał go helikopter – ciągnęła. – Aż nie chcę myśleć, co by było, gdyby tamten szpital nie miał lądowiska!

– Wejdziesz na kawę? – zaprosiłam ją pojednawczo i pomyślałam sobie, że jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...

Miałam rację. Kto by pomyślał, że ta sama kobieta, która jeszcze niedawno planowała uniemożliwić szpitalowi budowę lądowiska, teraz zacznie aktywnie wspierać tę placówkę. Nie tylko sama łoży na nią pieniądze, ale też organizuje zbiórki wśród rodziny, znajomych i sąsiadów. Nie poznaję mojej Halinki!

Czytaj także:
„Żona zmusza naszą córkę do katorżniczych treningów. Każe jej robić karierę sportową, żeby spełniać własne ambicje”
„Mąż bił ją i katował. Wylądowała w szpitalu ze złamaną nogą, ale uznała, że on to robi z miłości. To było chore”
„Rozwiodłam się z tyranem, który bił, poniżał i wyliczał mi każdą złotówkę. Drugi mąż był jeszcze gorszy...”

Redakcja poleca

REKLAMA