„Pasierbica zgotowała mi piekło. Mój mąż wiecznie ją usprawiedliwiał, a ta modliszka perfidnie nim manipulowała dla kasy”

Córka mojego męża manipulowała ojcem dla kasy fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
może w końcu przestanie zatruwać mi życie.
 – Roksi to jeszcze dziecko! To ty jesteś dorosła, powinnaś znaleźć sposób, żeby się z nią porozumieć…
 – Ona ma 21 lat! I nie kłam, wiesz dobrze, jak było”.
/ 08.11.2022 10:30
Córka mojego męża manipulowała ojcem dla kasy fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

– Rozwód nie wchodzi w grę, rozmawialiśmy już o tym – Krzysztof z trudnością panował nad sobą.

Anna nie pozostała mu dłużna:

– To nie była rozmowa, mówiłeś tylko ty, nie dopuszczając mnie do głosu, nie chciałeś wysłuchać tego, co mam do powiedzenia, jak zwykle zresztą.

– Wiesz, że to nieprawda. Do tej pory potrafiliśmy się porozumieć…

– …chyba że chodziło o twoją córkę.

– Ona ma imię! Dlaczego nigdy go nie używasz? Zawsze mówisz o Roksanie „twoja córka”, od razu widać, że jej nie znosisz.

Chciałam im przerwać te potyczki

– Chwileczkę! Czy moglibyście zwrócić uwagę na…

Byli tak zacietrzewieni, że nie zauważyli moich starań.

Ona jest dla ciebie najważniejsza, nikt inny się nie liczy. Tatuś i jego córeczka. Manipuluje tobą, próbuje się mnie pozbyć, powinna być zadowolona z naszego rozwodu. Wreszcie ją uszczęśliwię, może w końcu przestanie mnie nienawidzić.

– Roksi to jeszcze dziecko! To ty jesteś dorosła, powinnaś znaleźć sposób, żeby się z nią porozumieć, wychodząc za mnie za mąż, wiedziałaś, że mam dziecko.

– Ona ma 21 lat! I nie wykręcaj kota ogonem, wiesz dobrze, jak było.

Wstałam z fotela, żeby mnie lepiej widzieli, i prawie krzyknęłam.

A jak było? Ja też chciałabym wiedzieć.

Anna i Krzysztof spojrzeli na mnie nieprzytomnie, jakby zdziwieni, skąd się wzięłam w ich prywatnym świecie. Skorzystałam z okazji i rozpoczęłam pokojowe mediacje:

– Moi drodzy, tak nie można, nie po to przyszliście na terapię. Ile już takich kłótni odbyliście? Zgaduję, że wiele. Czy pomogły wam się porozumieć? Na pewno nie. Proponuję, żebyście mówili po kolei.

– Ja zacznę – Anna o włos wyprzedziła męża. – Chcę rozwodu i nikt mnie nie przekona do zmiany decyzji.

– O! – zdziwiłam się teatralnie. – No to źle pani trafiła, bo tu odbywa się terapia małżeńska. Dobrowolna.

Anna machnęła ręką.

– Przecież wiem. Jestem tu w akcie dobrej woli, robię to dla Krzyśka, żeby zrozumiał, dlaczego dłużej nie mogę tego ciągnąć, bo na razie obarcza mnie winą za wszystko, nie widząc, co wyprawia jego córka.

– Ona ma na imię Roksana – podpowiedział ze złością Krzysztof.

– Roksana – zgodziła się Anna. – Chciałabym, by usłyszał bezstronną opinię od kogoś niezaangażowanego w konflikt, to znaczy od pani. Może wtedy uwierzy, że mam poważne powody, by odejść.

– Ciekawe, jakie – mruknął jej mąż.

Anna odwróciła się do niego

– Nigdy nie wiem, czy wracając do domu, nie natknę się na nią. Czy nie siedzi w salonie, nie leży w naszym łóżku, nie robi bałaganu w kuchni, nie grzebie w moich szufladach. Ostatnio zginęło mi kilka sztuk bielizny. Nowej. Nie widziałeś jej może? Nie wiem, jak Roksana mnie potraktuje, a raczej wiem. Jak intruza. Będę miała szczęście, jeśli na mnie nie naskoczy albo nie zrobi czegoś głupiego. Odkąd dałeś jej klucze, czuje się u nas jak u siebie, a nawet lepiej.

– To również jej dom – odparł natychmiast Krzysztof.

– No to Roksana ma dwa, jeden u mamy, drugi u taty, a ja żadnego – podsumowała Anna. – Zaraz to pani wyjaśnię – zwróciła się do mnie. – Pobraliśmy się z Krzyśkiem pięć lat temu, ale wcześniej mieszkaliśmy razem drugie tyle. U mnie. Krzysztof był rozwodnikiem i miał jedenastoletnią córeczkę Roksanę, słodkie dziecko. Od razu ją polubiłam, ale jeśli myśli pani, że postanowiłam być dla niej drugą matką, to nic z tych rzeczy. Nie narzucałam się, wolałam pozostać na uboczu, ale chciałam się z nią zaprzyjaźnić. Ona chyba też. Z początku Roksi była trochę nieufna, ale kiedy zobaczyła, że nie stoję między nią i ojcem, odprężyła się. Miło spędzaliśmy razem czas, bez większych zadrażnień. Było sympatycznie i poprawnie.

– Co więc poszło nie tak?

– W Roksanę wstąpił diabeł, gdy dowiedziała się, że zamierzamy się pobrać. Miała wtedy 16 lat, nie była dorosła, ale wystarczająco dojrzała, by zrozumieć, że nasz ślub niczego w jej życiu nie zmieni. Próbowałam jej tłumaczyć, dotrzeć do niej, ale osiągnęłam tylko tyle, że mnie znienawidziła.

– A pan? – zwróciłam się do Krzysztofa. – Rozmawiał pan z córką?

Odpowiedziała Anna.

– Krzysiek schował głowę w piasek, twierdząc, że to sprawy między kobietami. Że się pokłóciłyśmy i dlatego są problemy. Żądał, ale tylko ode mnie, byśmy się pogodziły i żeby było jak dawniej.

– Nie próbował pan wniknąć w przyczyny zachowania córki? – pytanie znów skierowałam do Krzysztofa.

– A po co? Łatwiej było obwinić mnie o aferę z Roksaną – rzuciła Anna.

Wreszcie odezwał się Krzysztof:

– Roksi weszła w trudny okres dorastania, a ty byłaś dorosła. Mogłem chyba wymagać, byś okazała mądrość i ustąpiła.

– W czym? – zainteresowałam się.

– W spornej sprawie – wyjaśnił Krzysztof. – Nie wiem, o co się pożarły, ale na pewno można było załagodzić spór.

– Pożarłyśmy się, jak to byłeś łaskaw nazwać, o ślub, mój i twój – wyjaśniła Anna z podejrzaną słodyczą. – Roksi tolerowała mnie, dopóki żyliśmy w konkubinacie i mieszkaliśmy u mnie. Zmieniła nastawienie, gdy powiedzieliśmy jej o ślubie.

– Nie rozumiem – wyznałam dość bezradnie. – Szesnastoletnia dziewczyna nie powinna reagować jak małe dziecko, znała panią od kilku lat, tolerowała, a może nawet lubiła, więc co się zmieniło? Uważała, że po waszym ślubie straci ojca?

– Raczej jego majątek – odpowiedziała spokojnie Anna.

– Znowu oczerniasz moją córkę – rzucił się Krzysztof.

– Roksanę – podpowiedziała Anna ze złośliwą intencją.

Krzysztof udał, że nie słyszy

– Ona nie jest interesowna. Miała wtedy tylko szesnaście lat, na pewno nie myślała o kasie.

– Tu się z tobą zgodzę, Krzysiu. Ona nie, ale jej matka tak.

Podniosłam rękę, żeby im przerwać, a potem wstałam. Dopiero wtedy zwrócili na mnie uwagę.

– Wyjaśnicie mi, drodzy państwo, o co chodzi? Jaki majątek miała utracić Roksana po waszym ślubie?

– Przyszły spadek po ojcu – zachichotała Anna, nie zwracając uwagi na zdegustowany wyraz twarzy całkiem dobrze się mającego męża. – Żona dziedziczy po mężu w większej części niż dzieci. Dopóki byłam konkubiną, nie zagrażałam przyszłym interesom Roksany, po ślubie stałam się niebezpieczna. Nadal jestem, dlatego Roksana ze mną walczy, chce się mnie pozbyć. Zaraz to pani wyjaśnię – dodała po chwili milczenia. – Przed ślubem mieszkaliśmy w moim mieszkaniu, bo dom Krzysztofa, chociaż duży i dobrze położony, wymagał poważnego remontu, na który nie mieliśmy siły ani ochoty. Krzysiek wynajął go firmie za niemałe pieniądze i zamieszkał ze mną. Plan był taki, że dom zarobi na siebie, wtedy spokojnie, bez pośpiechu, nadal mieszkając u mnie, dokonamy koniecznych reperacji i przeprowadzimy się do odnowionej siedziby. A po drodze miał być ślub. I wtedy wkroczyła na scenę Roksana. Urządziła mi karczemną awanturę, wyzywając od najgorszych. Obiecała, że nie dopuści do małżeństwa, zrobi taki skandal, że długo popamiętam. Nie wyjaśniła powodów. Strasznie mnie zaskoczyła, nie wiedziałam, co się dzieje, odruchowo jej odpowiedziałam i poszło! O mało nie skończyło się rękoczynami.

Powinnaś być mądrzejsza, opanować sytuację – mruknął Krzysztof.

Anna wzruszyła ramionami.

– Nie jestem aniołem ani tym bardziej pedagogiem od trudnej młodzieży – odcięła się i opowiadała dalej: – Potem Roksi zaczęła urabiać ojca. Od rana do wieczora łzy, krzyki i groźby, że sobie coś zrobi.

Spojrzałam na Krzysztofa.

– To niebezpieczny moment, nie myślał pan o zasięgnięciu porady specjalisty? Terapia rodzinna mogłaby wiele zmienić.

– Proponowałam, Roksana wystawiła środkowy palec – odparła krótko Anna.

– Nieważne – Krzysztof rzucił spłoszone spojrzenie, nie chcąc mnie dopuszczać do wstydliwych sekretów.

– Roksi poradziła sobie sama, na zmianę płakała i obrażała się, zacinała w milczeniu, nie chciała się widywać z ojcem albo dzwoniła w środku nocy, że za nim tęskni. Histeryzowała. Przerażony Krzysiek uległ pannicy, oznajmił, że ślub to teraz nie najlepszy pomysł i trzeba odłożyć go na później, jak sytuacja się uspokoi. Widząc, co się dzieje, zgodziłam się na przełożenie terminu w USC. Głupio wyszło, trzeba było wycofać zaproszenia, tłumaczyć rodzinie i znajomym, dlaczego tak się stało, pilnując, żeby za wiele nie zdradzić. Byłam tym wszystkim tak zmęczona, że w końcu się zbuntowałam i przestałam przytakiwać Krzyśkowi. On chciał czekać z ustaleniem nowego terminu, aż Roksi przyzwyczai się do myśli o ożenku tatusia, ja postawiłam ultimatum. Zażądałam, żeby zdecydował, z kim chce być, ze mną, czy córką.

Anna opuściła głowę i starannie obejrzała paznokcie, jakby zbierała siły.

– To był błąd – przyznała cicho.

Krzysztof spojrzał na nią zaskoczony

– Mówiłem, że trzeba poczekać, aż Roksi dorośnie i zrozumie, że nic jej z twojej strony nie grozi – przypomniał.

Anna zaczęła się głośno śmiać. Podałam jej wodę, ale podziękowała gestem. Wyjęła chusteczkę i osuszyła oczy z łez, które chyba nie były wynikiem radości.

Mój błąd polegał na tym, że nie chciałam z ciebie zrezygnować. Parłam do ślubu, który wydawał mi się rozwiązaniem patowej sytuacji, a tymczasem trzeba było uciekać. Zostawić gówniarz tatusia i całą resztę… Następne lata pokazały, że miałam rację, Roksi dorosła, ale nie zmieniła stosunku do mnie, przeciwnie, stała się jeszcze bardziej uciążliwa i nieobliczalna – ciągnęła Anna. – W zasadzie udało jej się, dopięła swego. Obrzydziła mi życie, a ciebie tak omotała, że dla świętego spokoju obiecałeś przepisać na nią dom. Ona już teraz traktuje go jak swoją własność, a mnie jak niepożądanego gościa. Wyraźnie daje mi to do zrozumienia, powiedziała nawet, że jak dostanie akt własności, to mnie wyrzuci.

– Nie mówiła tego poważnie – mruknął Krzysztof. – Roksi ma trochę trudny charakter, ale jest dobrą dziewczyną.

Anna spojrzała na mnie kpiąco.

– Widzi pani, mąż uważa, że nie mam podstaw do niepokoju. Roksana rządzi się w moim domu, grozi mi eksmisją, ale nie powinnam brać tego poważnie, bo przecież to takie kochane dziecko… Ludowa mądrość mówi, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to na rzeczy są pieniądze.

Dla Roksany Anna była uzurpatorką, która w przyszłych latach mogła ją pozbawić części należnego jej spadku. Jej ojciec nie był jeszcze stary, więc jedno z dwojga: albo dziewczyna była bardzo przewidująca, albo matka uświadomiła jej, co oznacza ożenek ojca.

Stawiałam na drugą ewentualność

Pewnie miałam rację, ale dla Anny niewiele z tego wynikało, wciąż była na niejasnej pozycji, z wrogiem w postaci żądnej krwi młodej kobiety za plecami. W sumie i sytuacja Roksany, i jej ojca była nie do pozazdroszczenia – w tej patchworkowej rodzinie puściły wszystkie szwy, nikt nie miał spokoju i nie wiedział, jak z czasem zmieni się układ sił. O miłości, wzajemnym oddaniu, lojalności nikt tu nie mówił, na tapecie był dom wart kilka milionów złotych. Łakomy kąsek.

Przetarłam oczy. Co im doradzić? Co innego niedostatek uczuć, a co innego kasa. Na tym polu nie czułam się kompetentna, serce podpowiadało mi, że Anna powinna uciekać, bo niczego dobrego się nie doczeka. Jej małżeństwo zostało pogrzebane przez nastolatkę broniącą swoich przyszłych zasobów. Krzysztof czuł się winny wobec Roksany, więc trzymał jej stronę, starał się zaspokoić żądania, by udowodnić że jest dla niego ważna. Obiecał jej dom… Czy coś jeszcze? Ostatnie pytanie zadałam głośno.

Och, tylko taki drobiazg – odparła lekko Anna. – Mąż bywa na rodzinnych uroczystościach z córką, ja zostaję w domu. Ostatnio były chrzciny, przedtem wesele. Uważa pani, że to normalne? Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, dziwne to nasze małżeństwo.

Krzysztof spojrzał na mnie porozumiewawczo i zwrócił się do żony:

– Nie mam wyboru, ty i Roksana to o jedną za wiele. Nie wytrzymałybyście ze sobą w tym samym pomieszczeniu.

– Nie stawiaj mnie w jednym szeregu z tą rozwydrzoną gówniarą! – Anna podniosła głos. – Nie widzisz, że ona realizuje swój plan? Dobrze jej idzie, już prawie osiągnęła cel. Ja powoli pakuję manatki i opuszczam pole bitwy, zostawiam jej dom i ciebie. Hm, a swoją drogą ciekawe, czy jak odejdę, nadal będziesz mógł tak często cieszyć się towarzystwem córki. Teraz codziennie u nas przesiaduje, bo pilnuje terytorium, potem nie będzie musiała. Zostaniesz sam, kochany i nie myśl, że znajdziesz inną kobietę. Roksi tego dopilnuje.

Mina Krzysztofa wyraźnie mówiła, że ta myśl nie jest dla niego nowa. Przyszło mi do głowy, że jest to powód, dla którego nie godzi się na rozwód. Anna miała już kombatanckie doświadczenie z Roksi, następna partnerka musiałaby się wiele nauczyć, o ile by wytrzymała wstępny ostrzał. Nie umiałam im wiele pomóc, niektóre małżeństwa są nie do uratowania. W rozpaczy zaproponowałam, by na kolejną rozmowę przyszli z Roksaną, porozmawiali we trójkę w mojej obecności, spróbowali ustalić reguły gry. Anna się zgodziła, Krzysztof odmówił.

Ja bym nie miał nic przeciwko, ale Roksi nie zechce – wyjaśnił.

Więcej ich nie widziałam, ale zawsze kiedy o nich myślę, przychodzi mi do głowy pewne porzekadło. Mówią, że żony można zmieniać, ale dzieci są na zawsze… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA