Kiedy zadzwoniła do mnie sekretarka z mojej podstawówki, informując, że w tym roku nasza szkoła organizuje zlot absolwentów z okazji stulecia, nie mogłam uwierzyć. Sto lat? Przecież kiedy jeszcze do niej uczęszczałam, nauczyciele śmiali się, że szkoła powinna już przejść na emeryturę, bo miała sześćdziesiąt pięć lat… Czyżby minęło już trzydzieści pięć?
No tak, latka lecą. U mnie także…
Niedawno obchodziłam pięćdziesiątkę. Dwa dni później odebrałam kolejny telefon z nieznanego numeru. To była Danusia, z którą przez całe lata siedziałam w jednej ławce.
– Proszę cię, Alinko, powiedz, że będziesz na zjeździe! Tak bardzo chciałabym się z tobą spotkać! Nie widziałyśmy się od tylu lat.
Obiecałam, że przyjadę, bo trudno jej było odmówić. Zresztą Danka od zawsze potrafiła dopiąć swego. Kupiłam z tej okazji piękną nową garsonkę. Nie była tania, ale chciałam wyglądać elegancko, kiedy zobaczę się po latach z dawnymi koleżankami. Część z nich zdarzało mi się spotykać od czasu do czasu, ale nie Danusię. Kiedyś ktoś powiedział mi, że wyjechała do Warszawy i założyła własny biznes, więc byłam bardzo ciekawa, jak jej idzie. Zawsze życzę wszystkim dobrze i daleko mi do zawiści, bo jestem zadowolona z tego, co mam: ze zdrowych, dobrych dzieci, które same się utrzymują, udanego małżeństwa i fajnej pracy w sklepie z odzieżą XXL.
W dniu spotkania spakowałam zaproszenie do torebki i ruszyłam swoją starą skodą pod szkołę. Oj, dawno już tam nie byłam… Ledwie wysiadłam, jakieś auto wjechało wprost w kałużę i brudna woda ochlapała mój płaszcz. Po prostu wspaniale! Weszłam do środka, w panice rozglądając się za szatnią, kiedy wpadłam na babkę w skórzanej kurtce, dżinsach i z burzą blond loków na głowie. Ona nie wyglądała na sponiewieraną przez deszcz. Spojrzałam na nią i nagle mnie olśniło.
Wyglądała jak młodsza wersja mamy Danusi
– Danka? – zaryzykowałam.
Tak naprawdę miałam nadzieję, że to jednak nie ona, bo wyglądała na dwadzieścia lat młodszą ode mnie. Może to była jej córka?
– Elżunia? – rzuciła mi się w ramiona.
No tak, to była ona! Wbrew wcześniejszym zapewnieniom o tym, że nie zdarza mi się odczuwać zazdrości, poczułam lekkie ukłucie podobne do szpileczki. Jak ona dała radę tak się zakonserwować? Przecież to niemożliwe, żeby się nie zestarzeć!
– Wyglądasz fantastycznie! – szepnęłam, a ona zaśmiała się szczebiotliwie, ukazując białe zęby i odrzucając w tył burzę włosów.
W ciągu kolejnego kwadransa zeszli się byli uczniowie naszej klasy. Każdy witał się ze mną pobieżnie, wcześniej zerknąwszy na imię na identyfikatorze, a później omdlewał z zachwytu nad wiecznie młodą Danką. Ona nawet nie próbowała udawać, że jej to nie emocjonuje. Była ewidentnie królową balu! Po cudownym apelu z przedstawieniem, które przygotowali uczniowie szkoły, poproszono nas o udanie się do sal zgodnie z rocznikami wywieszonymi na drzwiach. Było nas ze dwadzieścia osób! Pojawiła się nawet nasza wychowawczyni, która pamiętała wszystkich z imienia i nazwiska.
Byłam pod wrażeniem
Danka najwyraźniej nie, bo kiedy zainteresowanie wokół jej osoby ucichło, postanowiła zwrócić na siebie uwagę w inny sposób. Z przepastnej torby z markowym logo wyciągnęła kilka butelek wina musującego i całe opakowanie plastikowych kieliszków.
– Musimy oblać to spotkanie! – oświadczyła głośno.
Większość osób przyjechała samochodami, więc zainteresowanie nie było zbyt wielkie, a mimo to Danka wciskała wszystkim kieliszki, tłumacząc, że jednego małego z takiej okazji wychylić można. Usiadłam przy niej, żeby podpytać, co słychać.
– Fantastycznie, kochana. Życie jest dla mnie łaskawe. Warszawa jest boska, mam swój fitness club, mnóstwo podróżuję. Czego to ja już nie zwiedziłam! – machnęła ręką.
– Och, zazdroszczę. Ja to nigdzie nie jeździłam. Może teraz, jak dziewczyny wyprowadziły się już z domu, coś się zmieni…
– Polecam Dubaj. Jest bajeczny! – zapiszczała Danka.
Myślałam raczej o Bułgarii albo Hiszpanii. Na pewno nie o Dubaju! Wyjaśniłam, że praca w sklepie dla puszystych jest bardzo fajna, ale nie aż tak dobrze płatna, więc nie stać mnie na takie luksusy. Danka jednak nie była zainteresowana tym, co mam do powiedzenia. Z satysfakcją podkreślała za to, że wygląda najmłodziej z dziewczyn.
Aż miałam ochotę jej coś odpalić!
Może i faktycznie nie wyglądam tak jak ona, ale i nie to było moim życiowym celem. Owszem, dbam o siebie, chodzę do fryzjera, czasem zrobię w domu jakąś maseczkę i co jakiś czas kupię sobie coś nowego, ale priorytetem zawsze były dla mnie szczęśliwy dom i dzieci. Myślę, że inni też podchodzili do życia w ten sposób, więc może faktycznie nie wyglądali już na trzydziestkę, tylko swój faktyczny wiek.
– Widziałaś tamtą? – wskazała na koleżankę, którą widywałam dość często i wiedziałam, że ma trudną sytuację materialną, bo jej dziecko jest niepełnosprawne. – Rany, wygląda jak stara baba! Żal mi jej…
– A ja ją podziwiam! – powiedziałam mocno już wkurzona. – Podziwiam, bo pracuje na półtora etatu, jeździ z córką na rehabilitacje, opłaca jej leki, a mąż zostawił je obie bez auta, więc wszędzie muszą jeździć autobusami miejskimi. I podziwiam, bo choć ma ciężko, zachowuje pogodę ducha i optymizm. A ty patrzysz tylko na to, jak kto wygląda! To ciebie mi żal…
Dankę zamurowało i najwyraźniej bardzo się zawstydziła, ale zamiast przyznać mi rację czy przeprosić, zaśmiała się nerwowo i pociągnęła jeszcze kilka łyków wina, po czym poszła szukać innego towarzystwa. Ja też poszłam pogadać z innymi. Kiedy wszyscy zaczęli się już powoli rozchodzić, kątem oka dostrzegłam Dankę. Mocno już wstawiona zaczęła tulić się do jednego z kolegów z klasy, choć ten starał się trzymać dystans. Podeszłam mu pomóc, ale Danka odparła, żebym im nie przeszkadzała.
– Spokojnie, Danusiu, w niczym nie przeszkadza. I tak miałem już iść…
Mietek wyszedł, a Danka spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
– I widzisz, co narobiłaś?! Zepsułaś mi potencjalną randkę.
– Nie sądzę, Danusiu. Mietek ma żonę i dwóch synów.
– Jak wszyscy tutaj. Zero ambicji. Tylko dzieci i dzieci! A własne marzenia? – skrzywiła się. – Ech, Ela, Ela… Chodźmy na piwo do pubu.
Poszłam z nią tylko z obawy o to, że szybko się upije, jeśli tam nie pójdę. Pomogłam jej wejść do mojego auta, ignorując uszczypliwość na temat tego, że w życiu jeszcze nie jechała takim starym gratem. W pubie zamówiłam herbatę, a ona butelkę wina.
Potrzebowała mnie na chwilę
Próbowałam ją namówić, żeby przystopowała, ale odparła ostro, że jest dorosła i nikt jej nie będzie mówił, jak się ma zachowywać.
– Miałam dwóch mężów, którzy zawsze uważali, ze wiedzą wszystko lepiej niż ja! Jeden zrujnował mój biznes. Przez niego musiałam zamknąć fitness club… Tylko jakoś żaden z nich, mimo tej przebiegłości i mądrości życiowej, nie potrafił dać mi dziecka. Musiałam patrzeć na te wszystkie szczęśliwe mamusie z wózkami. A ja? Ani dziecka, ani pracy i ciągłe pretensje. Koniec z facetami. Zaczynam wszystko od nowa – powiedziała, starając się bezskutecznie trzymać głowę w pionie.
– Idź spać, Danusiu. Podwiozę cię do twojego hotelu. Jutro skończymy tę rozmowę – szepnęłam.
– Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Radzę sobie świetnie, świetnie wyglądam… – bełkotała, gdy pomagałam jej włożyć kurtkę i wsiadać do auta.
Całą drogę Danka wciąż to śmiała się, to płakała. Jednak z tych strzępków dało się złożyć obraz bardzo nieszczęśliwej i pokrzywdzonej przez życie kobiety. To było zaskakujące, biorąc pod uwagę jej urodę i to, co mówiła wcześniej. Zaprowadziłam ją do pokoju i pomogłam jej się położyć.
– Dzięki, Elżuniu. Dobrze, że mam taką przyjaciółkę… – wyszeptała.
Wróciłam do domu bardzo wdzięczna losowi za to, jak wygląda moje życie. I mimo że nie mam i nigdy nie będę mieć takiej figury jak Danka, to było dla mnie bez znaczenia. Grunt, że wszyscy mnie taką kochają… Następnego dnia skoczyłam do niej do hotelu, zabierając tabletki przeciwbólowe i butelkę wody, a później zaczęłyśmy rozmawiać długo i szczerze. Danka głównie płakała, mówiąc, jaka jest samotna i nieszczęśliwa. Zaprosiłam ją do siebie na obiad, starałam się ją pocieszać, jak mogłam, choć po wszystkich jej złośliwościach z minionego wieczoru ciężko mi było uwierzyć w to, że faktycznie ma dobre intencje. Następnego dnia bez słowa pożegnania ani podziękowania wróciła do Warszawy. Kilka dni później odebrałam od niej pełen żalu i smutku telefon.
Mąż przysłuchiwał się mojej rozmowie z boku
– Teraz będzie zadręczać cię swoimi dołami? – zapytał później.
– Może i tak… Ale widocznie potrzebuje wsparcia, bo samotność bardzo jej doskwiera, tylko okazuje to w inny sposób – broniłam Dankę.
Przez kolejne pół roku często wysłuchiwałam jej w trudnych chwilach, a później nagle te telefony ustały. Zaczęłam się martwić i w końcu sama zadzwoniłam zapytać, co się dzieje.
– A wiesz… Ach, Elżuniu! Wciągnął mnie ten cały warszawski wir! Założyłam nową firmę, poznałam kogoś. Takie to życie! – zachichotała.
Dosłownie opadły mi ręce. Z jednej strony miałam do niej trochę żal, że gdy znów zaczęło jej się dobrze powodzić, zapomniała o mnie, ale z drugiej… Może i to lepiej. Niech każda z nas żyje swoim życiem i cieszy się nim na swój sposób.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”