„Myślałem, że mąż mojej kochanki przyjdzie mi przywalić, a on… poprosił mnie, żebym wziął sobie jego żonę, bo ma już inną”

Mój brat był maminsynkiem fot. Adobe Stock, Anna
„Coś mnie tknęło i wyjąłem z szuflady papier od kominiarza. O nie... Faktycznie. Nazwisko to samo. To był Krzysztof, mąż Ilony. Wsypałem nas tym zdjęciem, bo wcześniej nie wiedział o naszym romansie. Nadeszły chłodne dni, słońce nie mogło przebić się przez sine chmury. Dziczałem coraz bardziej. Z tęsknoty i osamotnienia”.
/ 09.11.2022 15:15
Mój brat był maminsynkiem fot. Adobe Stock, Anna

Zaczęła się ta historia niedawno temu. W październiku. Prognozy już pokazywały zbliżające się załamanie pogody. Jak zwykle zabrałem się za przygotowania do zimy w ostatniej chwili. Piec gazowy już był uruchomiony, ale wciąż nie miałem kominiarskiego protokołu z odbioru „przewodów dymowych, spalinowych i wentylacyjnych”. Nie, żeby było mi to jakoś specjalnie potrzebne do szczęścia, ale facet, który montował piec grzewczy, strasznie marudził, że trzeba to koniecznie sprawdzić.

Ciąg jakiś słaby, niech pan zawoła kominiarza. Sprawdzi, poprawi co trzeba i zostawi bumagę. W razie jakiejś katastrofy, będzie miał pan podkładkę.

– Jakiej katastrofy?

– Cokolwiek się wydarzy, jakiś pożar, czy coś takiego, nie daj Boże, to bez podkładki żaden ubezpieczyciel nie wypłaci panu złamanego grosza. No i przepisy tak stanowią, raz w roku ma być sprawdzenie kontrolne.

Nastraszył mnie

Ostatnie takie słoneczne dni, żeby kominiarza na dach wypuścić, później może być ciężko, pomyślałem. Dwaj pierwsi znalezieni w Internecie mnie wyśmiali.

Z choinki się pan urwał? Pięciu minut dla rodziny nie mam, wszystkie terminy zaklepane już od miesiąca.

Trzeci nie marudził.

– Kiedy panu odpowiada?

– Kiedykolwiek, mam nienormowany czas pracy, jeśli tylko znajdzie pan chwilę…

– Jutro?

Jutro będzie świetnie.

Facet podjechał wypasionym wozem. Takiego pewnie nigdy się nie dorobię.

– Dzień dobry.

– Zapraszam. Może od razu do kuchni?

– A do kuchni po co?

– No, ten dokument podpisać, wie pan, że jest w porządku…

A jest w porządku?

– Nie wiem, nie znam się.

– Ja też nie wiem, a znam się. Muszę wszystko sprawdzić. Prowadź pan do pieca.

Trochę mnie tym załamał, byłem przekonany, że weźmie dwie stówy, przybije pieczątkę i obaj będziemy to mieli z głowy.

– Dokument to jedno, a bezpieczeństwo drugie. Jak pan myśli, które ważniejsze?

– To piec gazowy, nowy, parę dni temu fachowiec mi go zamontował…

– Rura źle sprofilowana, widzi pan? Tu jest syfon. Powinno być cały czas lekko w górę, bez tego garba, o tu. Ale to drobiazg, zrobi się. Ma pan jakąś drabinkę?

Zaczął sprawdzać, czy jest ciąg w kratce wentylacyjnej.

– Trzeba będzie przeczyścić, teraz niech pan mnie prowadzi po reszcie pomieszczeń.

Oglądał jeszcze inne kratki, mrucząc coś pod nosem.

Ożywił się w mojej pracowni

– O cholera, sporo ma pan tu tego – pokazał na półki z płytami.

– Sporo, lubię muzykę. Zbieram płyty.

– Animalsi, Neil Young… Stare dzieje.

Stare i nie stare. Ciągle nagrywają.

– Kiedyś dużo słuchałem, teraz nie mam czasu. Tyle do mnie dociera, ile z radia…

– To błąd! Muzyka jest najważniejsza.

– Czasami życie bywa bezwzględne i wymusza na nas ustępstwa. Hierarchia potrzeb – roześmiał się.

– Ja bym bez muzyki nie mógł…

– To jest pan szczęśliwym człowiekiem.

– Niech pan się nie obrazi, to nie tak, że uważam kominiarzy za niemuzykalnych z natury… ale… jak…

– Niech się pan nie krępuje, to moja stosunkowo nowa profesja. Przez większość życia siedziałem przy komputerze, aż nagle poczułem, że chcę zmienić perspektywę. Spojrzeć na wszystko z góry.

– To się panu udało.

– Uparłem się.

Wyciągnął jeszcze kilka płyt i westchnął.

– No dobrze, to teraz na górę.

Ciekawy typ

Mógłbym się z nim zakumplować. Poszliśmy z piwnicy na parter.

– O, ma pan tu kominek.

– No tak, ale praktycznie nieużywany, palę w nim z pięć razy w roku, jak są goście, dla nastroju. Może kawy się pan napije?

– A z chęcią.

Poszedłem do kuchni, a on ruszał klapą.

– Szkoda, ze pan samochodem, bo bym panu zaproponował jakiś godniejszy trunek.

– Niestety. Ale może jeszcze nadarzy się okazja… To zdjęcie, to pańscy krewni?

– Dziadkowie.

– Piękne. Stare fotografie mają w sobie szczególny urok, jakąś siłę magnetyczną…

– Dlatego stoi tu, na kominku w salonie.

– A to też ładne, choć współczesne.

Pokazał na zdjęcie, którą zrobiliśmy sobie z Ilonką przed kilkoma tygodniami. Byliśmy na działce u mojego przyjaciela. Siedzimy na ławce, ona opiera głowę o moje ramię, trzymamy się za ręce. Uśmiechnięci, w pięknym zachodzącym słońcu. Prosiła mnie, żebym je schował i nikomu nie pokazywał. Nie mogłem, oprawiłem w ramkę i postawiłem na kominku. Ilona ma męża. Nie wiem, kim jest. Ona nie mówi, a ja nie dopytuję. Tak jest zdrowiej. A zdjęcie jest po prostu piękne.

– To ja z moja dziewczyną – powiedziałem, bardzo chciałem się Iloną pochwalić.

– Śliczna. To teraz ja zabieram się do roboty, a jak skończę, z chęcią wypiję jeszcze jedną kawę i spiszemy dokument.

– A ile to w sumie wyniesie?

– Tak jak się umówiliśmy, dwie stówy. Za te poprawki nie będę panu już liczył, bo… polubiłem pana.

– Dzięki, to miłe.

Zakochał się? Rozbawiła mnie ta myśl. „Zakochany kominiarz”, dobry tytuł dla jakiejś operetki. Aria nad dachami albo w przewód kominowy.

– Zrobione.

– To co, może pół kieliszeczka? Na spróbowanie, sam robię nalewkę z pigwy i jeszcze mi trochę zeszłorocznej zostało.

Naprawdę z chęcią, ale nie mogę. Takie zasady mam, jak samochód, to nawet kropelki. Ale… jeśli kiedyś będzie się pan nudził? Nie będę ukrywał, że ta pigwówka, rozmowy z panem i pańska płytoteka, to wszystko razem, jest niezwykle zachęcające.

– Nie ma sprawy, niech pan sobie zapisze w telefonie przy moim numerze „Waldek”. Z chęcią zobaczę się z panem.

A ja jestem Krzysiek. Miło mi było.

Przybił pieczątkę i wręczył mi dokument.

– Teraz jest pan bezpieczny i w porządku wobec przepisów.

Następnego dnia zadzwoniła Ilona

– Waldek, wpadka. Mój mąż jakimś cudem dowiedział się o nas. Miałam wieczorem straszną rozmowę.

– Jak się dowiedział? Śledził cię?

– Nie wiem. Nic nie wiem. Nie chciał nic powiedzieć, tylko że wie o moim romansie i mam się zdecydować, z kim chcę być. Siedział i patrzył na mnie tak smutno.

– I co mu odpowiedziałaś?

– Że on. Że zostaję z nim. Muszę tak zrobić. Przepraszam.

– Czyli jak? Zrywasz ze mną?

Rozłączyła się. Coś mnie tknęło i wyjąłem z szuflady papier od kominiarza. Cholera jasna! Nazwisko to samo. To był Krzysztof, mąż Ilony. Wsypałem nas tym zdjęciem. Nadeszły chłodne dni, słońce nie mogło przebić się przez sine chmury. Dziczałem coraz bardziej. Z tęsknoty i osamotnienia. Znajomi znudzili się moim ponurym nastrojem i przestali wpadać. Minęło kilka tygodni. Nie zorientowałem się, czyj to był numer. Odebrałem telefon.

– To ja, Krzysztof, kominiarz. Pamiętasz?

– Pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć.

– Czy myślisz, że możemy się spotkać u ciebie? Napić się, posłuchać i… pogadać?

Czego może chcieć? Mścić się na mnie? Prać brudy małżeńskie? Dopytywać o szczegóły naszego romansu? Dziwne to wszystko.

– Tak. Możemy.

– Świetnie. Teraz?

– Teraz? No, jestem u siebie…

Bo ja stoję pod twoim domem.

Wyjrzałem przez okno. Stał i patrzył w moją stronę, a minę miał jak zbity pies. Nie wyglądał, jakby chciał mi obić mordę.

– To chodź.

Tarł butami o wycieraczkę, a w rękach trzymał plastikową torbę.

– Pamiętam o twojej nalewce, ale nie wypada tak z pustymi rękami, więc mam jeszcze to.

Podał mi butelkę brandy.

– Odrobina hiszpańskiego słońca na te ponure dni.

Zeszliśmy do pracowni

– Puścić coś szczególnego?

Co chcesz, byle było smutne.

Ruszyła płyta. Dźwięki wypełniły przestrzeń, alkohol rozszedł się po organizmie.

– Nie wiem, jak zacząć.

– To ja nie wiem, jak zacząć. Przede wszystkim, przepraszam… za… to całe… za tę historię.

– Daj spokój. Mam zupełnie inny problem. Odwrotny. Powiedz mi uczciwie, czy to możliwe, żebyś odnowił kontakt z Iloną?

– Słucham?

– Nie umiem jej zostawić tak po prostu, po tej całej sprawie. Po moim ultimatum. Ona tak się stara, żeby zamazać wasz romans. Nie umiem być potworem. Jak to zrobić?

– Dlaczego chcesz ją zostawić?

– Jak to w życiu. Zakochałem się. Śmiertelnie. Kilka dni po tym naszym feralnym spotkaniu. Zakochałem się z wzajemnością. Poszedłem sprawdzić komin, a wyszedłem cały w skowronkach. Obuchem dostaliśmy przez łeb. Oboje. Ona jest cudowna i czeka na mnie cierpliwie. Chcę, muszę rozstać się z Iloną, ale nie mam siły tego zrobić. Byłoby mi łatwiej, gdybym wiedział, że ona kogoś ma. Myślisz, że to jeszcze możliwe? Ty i ona? Może spotykacie się jeszcze? – spytał z nadzieją.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA