Nienawidzę jej, a jeszcze bardziej nienawidzę mojego brata, gdy tak gada: „Masz pozdrowienia od Iwonki. Całe rano z nią przegadałem, spóźniłem się przez to na spotkanie z klientem, ale nie mogłem się oderwać od komórki, od jej widoku na ekranie, od jej słodkiego głosu. Tęsknię za nią jak wariat, nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ach, rzucić tę robotę i jechać do niej, być z nią wreszcie na co dzień, nie od święta”.
Aha, już widzę, jaka by była zachwycona!
Głupi ten Maro już nie jak but, ale jak cały obuwniczy sklep. Czy to naprawdę mój rodzony brat? Nie chcę obrazić świętej pamięci mamusi, ale chyba jednak o czymś nie wiem. Wiem za to, że nigdy nie był do mnie podobny. Póki miał mniej latek, jego głupota dała się wytłumaczyć, ale do jasnej ciasnej facet jest już bardzo solidnie dorosły. A postępuje jak nastolatek, słowo daję, burza hormonów.
Nie znam drugiego podobnego idioty, nawet pośród tych zakochanych. Przeżyłam niejedno, poznałam bliżej paru panów i powiem tak: niby kochali, ale stąpali twardo po ziemi. Pilnowali swoich portfeli, dbali o żony, jeśli się okazywało, że je mieli, i jak co, to zawsze były w końcu najważniejsze.
Psioczyli na nie, udawali, że chcą rzucić, że „już dawno ze sobą nie śpią” i tym podobne bzdury wygadywali, ale nie porzucali ich ani też dzieci, które mieli. Wiem, mówi się, że zakochany facet myśli niekoniecznie głową, ale nawet jeśli jest to prawda, to chyba do czasu? Chyba po czterech czy iluś tam latach można wreszcie zacząć używać łba, choćby i zakutego? A Maro ciągle swoje: „najukochańsza na świecie, najlepsza pod słońcem”. I do tego „taka skromna”. Jak ona jest skromna, to ja jestem cesarzowa imperium rzymskiego.
Weźmy dla przykładu taką historię: zgubiła zaręczynowy pierścionek. Co za żałosna sytuacja. Głupek się wykosztował, nawet się nie chwalił, ile wydał, więc na pewno dużo, a ona wzięła i zgubiła, biedaczka.
„Gdzieś na umywalce zostawiła albo może pies nosem strącił ze stolika i w odkurzacz poszło. Nie wiadomo. No cóż, stało się. Kupię drugi.” Pamiętam, jak mnie zatkało. Rozumiem, że kolczyk może się odpiąć i spaść gdzieś niezauważony, ale pierścionek? Moim zdaniem dobrze to nie wróży. To czytelny znak, że ona tych zaręczyn tak naprawdę nie chce, przyjęła je, ale… Jest jakieś ale.
Zresztą, to chyba oczywiste, skoro wciąż jeszcze się nie rozwiodła, ponoć żyje z mężem w separacji. Czy można być jednocześnie mężatką, nawet w separacji, i narzeczoną kogoś drugiego? Ten wariat rzucił żonę z dnia na dzień, a ta… Coś tam kombinuje w swoim rzekomo ślicznym łebku i tylko Maro broni jej jak oblężonej twierdzy.
Gotów zginąć, by uratować honor swojej pani, rycerz jeden. „Rozwód w drodze, to znaczy w trakcie załatwiania. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim. Skomplikowana sprawa, nie o wszystkim musisz wiedzieć, mądralo”.
– A gdzie ona była, jak ty się do roboty spóźniałeś, bo sobie gaworzyliście? Sama powinna być jeszcze w swojej, o ile różnica czasu mnie nie myli.
– Na chorobowym. Denerwowaliśmy się, że to Covid, ale na szczęście nie, tylko przeziębienie. Zmizerniała bardzo, maleńka moja. Dobrze, żeby w domku trochę posiedziała, w tej pandemii.
– Doprawdy? Wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Że w twoich opowieściach ona zawsze taka biedna, takie to mizerne chucherko, maleństwo. Wcale nie wygląda.
– Bo ja zawsze mówię o niej z czułością, myślę z czułością, więc tak to brzmi.
– No właśnie. Nie mógłbyś się czasem na nią wkurzyć? Po prostu zwyczajnie wkurzyć? Na przykład wtedy, gdy zgubiła ten pierścionek albo jak nie przyjechała do ciebie na święta, bo podróż zbyt męcząca dla biedactwa. I siedziałeś sam jak palec w Boże Narodzenie, a ona – ze swoją rodzinką, prezenty rozpakowywała od ciebie.
Z urlopu w Polsce Maro wrócił zaczarowany
– Ach, zdarzyło się…
– Albo jak zgubiła ten smartfon, co jej za tyle forsy kupiłeś!
– Smartfon akurat jej ukradli, to pewne.
– Dlaczego mnie się coś takiego nie zdarza? Jak na coś ciężko zapracuję, to pilnuję jak oczka w głowie.
– Sugerujesz, że ona nie pilnuje?
– To chyba jasne. Spada jej z nieba, więc ma to gdzieś.
– Głupstwa gadasz, Mariola. Iwona nie jest taka. Nie ma żadnych wymagań, roszczeń, niczego ode mnie nie chce. Wszystko, co jej kupuję, ja sam wybieram, z własnej woli. Teraz na przykład zepsuł się jej laptop. To znaczy nie zepsuł się całkowicie, ale coś tam w nim nie gra, więc rozejrzałem się za nowym. I wiesz, co powiedziała, jak jej przesłałem link? Że nie chce takiego drogiego, że starczy jej tańszy.
Wyraz triumfu na tej skądinąd przystojnej twarzy. Zdawałoby się – inteligentnej.
– Ciekawe, co znaczy dla niej „tańszy”?
– Nie twój interes, siostrzyczko.
Wiem, wiem, nie mój interes. Jasne. Ale martwię się o niego. Mimo że tak beznadziejnie głupi, jest jednak moim bratem. Pamiętam, jak mama nosiła go w brzuchu, jak się urodził. Cieszyłam się z braciszka, jest między nami siedem lat różnicy. Czuję się mądrzejsza, bardziej doświadczona. Chciałabym obronić go przed tą wredną zołzą. Pomóc mu, chociaż on mojej pomocy nie chce. Ale winna to jestem mamusi.
Wszystko tak dobrze szło, póki jej nie spotkał. Moja bratowa jest świetną dziewczyną, była dobrą żoną, a matką to już idealną. Nie znałam drugiego tak czystego domu. Wszystko wysprzątane, obiad ugotowany, dzieci oprane, oprasowane. A do tego przecież pracowała zawodowo.
– Wypaliło się między nami, skończył się seks, zanikła więź – powiedział mi, gdy wystąpił o rozwód – do domowych robót to ja mogę mieć jakąś panią, zapłacę i przynajmniej nie będzie wiecznie narzekać, biadolić, jaka przemęczona, jak ją głowa boli. Mnie potrzebna kochająca kobieta, dla której jestem kimś ważnym.
Rozstaliśmy się pokłóceni, ale potem mi przeszło…
Poleciał do Polski na wakacje, sam, bo Magda nie dostała urlopu – my tu w Ameryce ciężko pracujemy. Maro też, przyznaję, ale on ma własną firmę, więcej swobody ruchu. No więc poleciał i wrócił jako inny człowiek. Odmieniony. Zaczarowany.
– Słuchaj, Mariola, ja chcę jeszcze trochę pożyć. Nasz dom z Magdą to była pogrzebowa kaplica.
– A teraz? Teraz w ogóle nie masz domu, żadnego. Mieszkasz w wynajętej chałupie i jesteś sam.
– Ale już wkrótce będę go miał. Jeszcze trochę popracuję i wracam do Polski. Dzieciaki, można powiedzieć, odchowane. Poradzą sobie beze mnie. Magda też. Nic mnie tu nie trzyma.
– No to na co czekasz? Ktoś kiedyś śpiewał, że szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie. Czemu nie rwiesz? Czemu nie jesteś z tą fantastyczną kobietą, dla której jesteś taki ważny?
– Bo muszę jeszcze coś zarobić. Rozwód kosztował, wiesz, i trzeba mieć trochę na zapas, nim w Polsce na nowo się jakoś ustawię.
Czas mija, a Maro ciągle w Ameryce. Gromadzone zapasy rozchodzą się, bo ukochanej trzeba pomagać. Wykupić mieszkanie, zanim się je wyremontuje, a następnie sfinansować remont, przecież zamieszkają w nim razem. Jeszcze samochód dla Iwonki, jeszcze alimenty dla Magdy, no i studia trzeba dzieciom opłacić…
Iwona była tu ze dwa razy, chyba niezbyt jej się spodobało. Poznałam ją, chociaż tego nie chciałam, czuję lojalność wobec Magdy i bratanków. Z drugiej strony, byłam strasznie ciekawa, jak wygląda kobieta, która okręciła wokół palca dojrzałego faceta i dalej nim kręci z tak żelazną konsekwencją.
Zwyczajnie. Żadna osobowość, Magda zdaje mi się dużo ciekawsza. W sumie szara myszka z tej Iwony. Ścichapęk. Odzywa się niewiele, więc trudno powiedzieć, co w niej siedzi. Nijak nie umiem jej rozgryźć i polubić. Nie wierzę jej, nie ufam. Boję się o brata. On tego nie przeżyje, jeśli ona go rzuci, a obawiam się, że to zrobi, gdy już Maro zjedzie do Polski. Gdy skończy się miłość zaoczna. Ale co tu tłumaczyć idiocie.
Pożyjemy, zobaczymy, kto miał rację
– Po prostu jej zazdrościsz – wyparował ostatnio. – Ubierasz się w fałszywe szmatki mamusinej troski, a tak naprawdę nie możesz przeżyć, że nikt się nigdy tak w tobie nie zakochał jak ja w Iwonce.
Tak. Nikt nigdy nie poświęcił dla mnie swojego małżeństwa ani opinii w oczach dzieci. Sama zasuwam na swoje zachcianki i jeszcze muszę się z nich czasem mężowi tłumaczyć albo wręcz je przed nim ukrywać. Nigdy nie kupił mi pierścionka z brylantem ani najnowszego modelu czegokolwiek, szkoda forsy. Jestem zwykłą barchanową żoną, którą się obtańcowuje za brak obiadu na czas. Istotnie muszę być cholernie zazdrosna!
– Ze mnie inny typ, Maro. Na pewno nie chciałabym mieć poczucia, że ktoś kupuje moją miłość. Że jest tak zaślepiony i głupi.
– Dosyć tego. Sama jesteś ślepa i głupia. Moje uczucia to moja sprawa. Nie zamierzam więcej z tobą o tym rozmawiać.
Rozstaliśmy się pokłóceni, ale potem mi przeszło. Niech ją sobie kocha, skoro tak kocha, przygłup jeden. Rzeczywiście, nie mój interes. Pożyjemy, zobaczymy, kto miał rację.
Czytaj także:
„Kochałam się z mężem tylko raz, żeby zajść w ciążę. Ludzie uważają nas za dziwaków, bo nie chodzimy ze sobą do łóżka”
„Najlepszy przyjaciel sabotował mój nowy związek. Podrzucił mi swoje bokserki do sypialni, żeby wrobić mnie w zdradę”
„Wnuki pochłaniały wszystkie moje oszczędności. Przez nie musiałam zrezygnować ze spokojnej, dostatniej starości”