„Kochałam się z mężem tylko raz, żeby zajść w ciążę. Ludzie uważają nas za dziwaków, bo nie chodzimy ze sobą do łóżka”

Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Bardzo chcieliśmy dziecka, ale fizycznie nasze ciała odmówiły współpracy. Dotyk, który miał ekscytować, wywołał kompletnie odwrotny efekt i po zaledwie kilku minutach nie wytrzymaliśmy, oboje wybuchliśmy śmiechem, ubraliśmy się, po czym wróciliśmy do stołu obrad”.
/ 28.07.2022 10:30
Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Szymona poznałam na juwenaliach osiemnaście lat temu. Zdzieraliśmy gardła do piosenki, której tekstu nie znało żadne z nas. On spróbował mnie poprawić, ja poinformowałam go, że wiem lepiej, wszak to była moja ulubiona kapela.

Potem, by rozstrzygnąć nasz spór, zaprosił mnie na jej koncert, który miał być dwa miesiące później we Wrocławiu. Zgodziłam się, przecież nie mogłam odpuścić… Ale jako że oboje byliśmy niecierpliwi z natury, spotkaliśmy się już dwa dni później. Przy stoliku w kawiarni doczytaliśmy, że żadne z nas nie miało racji co do tekstu, a ja zrozumiałam, że to mój przyszły mąż.

Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś, przy kim po kilku godzinach poczułabym się, jakbym wróciła do domu. Szymon czuł podobnie i ze spotkania zrobiła się randka, dwie, trzy, dziesięć. Dziesiąta wypadła na obiecany koncert. Po koncercie w motelu zjedliśmy kolację przy świecach, zatańczyliśmy do powolnego utworu na koncertowej repryzie, obgadaliśmy nieuprzejmego taksówkarza i… usiedliśmy obejrzeć film.

Potem poszliśmy spać. Dosłownie

Żadne z nas nie zrobiło kroku w kierunku intymności. Nie zająknęliśmy się też o tym nawet słowem. Na drugi dzień wróciliśmy razem do Wrocławia, a we wtorek umówiliśmy się na obiad. Potem graliśmy w karty do późnej nocy i drzemaliśmy przed telewizorem, przytuleni pod kocem na kanapie.

I tak zostało. Randki, rozmowy, wrażenie, że jesteśmy stworzeni dla siebie. Temat seksu nie wrócił aż do rocznicy, na dwa tygodnie przed walentynkami.

– Ola – zaczął Szymon, wyciągając zza pleców przepiękne drzewko bonsai w ozdobnej doniczce. – W życiu nie byłem tak szczęśliwy, jak jestem przy tobie. Dziękuję ci za ten wspólnie przeżyty rok.

Złapałam drzewko, odstawiłam je na stół i chwyciłam Szymona w objęcia. Uwielbiałam go przytulać, i to nie tylko przez jego ulubione misiowate swetry.

– Szymon… wiesz, ja chyba cię kocham… – wyszeptałam.

Roześmiał się w głos. Z nas dwojga jemu łatwiej przychodziły rozmowy o uczuciach.

– Wiem – odparł. – Ja ciebie też.

– Jest mi z tobą dobrze. Najlepiej. Ale…

– Ale?

Wypuściłam go z objęć i spojrzeliśmy sobie w oczy.

– Kim my dla siebie jesteśmy? – spytałam. – Przyjaciółmi?

– Też – powiedział.

Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy i mowie ciała, spiął się, a ja niemal poryczałam się, myśląc, że oto nadszedł koniec naszego „związku”. Nie byliśmy prawdziwą parą. Nie łączył nas romans.

– Ola, ja wiem, że jesteśmy razem dopiero od roku, ale…

– Ale?! – krzyknęłam, gdy Szymon opadł nagle na kolano i sięgnął do doniczki z bonsai, gdzie z ziemi wykopał pierścionek.

– Ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wyjdź za mnie, zostań moją żoną.

Nie było na świecie rzeczy, której pragnęłam bardziej. Ani jednej. Jednak gdy sięgnęłam po pierścionek, zamarłam w bezruchu.

– Nie mogę.

Potrafiłam już wtedy rozpoznać, kiedy kłamie

Zmusiłam się, by nie odwracać wzroku jak tchórz, ale by spojrzeć mu w twarz. Jego wargi zadrżały, oczy natychmiast się zaczerwieniły. Opuścił pierścionek i podparł się ręką o nogę, by wstać. A ja wyszeptałam najtrudniejsze wyznanie, które ledwo przeszło mi przez gardło:

– Nie chcę uprawiać z tobą seksu. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem tego, ale nie chcę, nie mogę. Przepraszam.

Szymon zamrugał oczami i opadł z powrotem na kolano.

– Ale ja to przecież wiem – powiedział. – To jedyny powód, dla którego nie chcesz za mnie wyjść?

– Jedyny? To jest przecież bardzo ważny powód. Rozumiem, że czekałeś na mój ruch przez rok, i przepraszam, że mogłam cię zwieść, ale ja nigdy nie chcę tego zrobić.

– To dobrze, bo ja też nie. Kochanie, kochanie moje… – Szymon wstał i ujął moją twarz w dłonie. – Ja na nic nie czekałem. Byłem po prostu szczęśliwy. I chciałbym przeżyć tak resztę życia. Nie wiem, czemu tak u nas wyszło dziwnie, ale przecież nie musimy nic zmieniać.

– Naprawdę ci tego nie potrzeba?

– Naprawdę – odparł.

Nie kłamał. Potrafiłam już wtedy rozpoznać, kiedy kłamie. Przyjęłam pierścionek. Późnym latem urządziliśmy ślub. Nikt poza nami nie wiedział, że noc poślubną wypełniły nam czytane kompilacje najlepszych żartów świata, ani że rano obudziliśmy się wtuleni w siebie, wciąż w ślubnych ciuchach.

– Wyobraź sobie, że jesteśmy oficjalnie rodziną – Szymon podał mi kubek kawy.

– Szaleństwo – uśmiechnęłam się.

Przyznałam się, a on odetchnął z ulgą

Przez trzy lata byliśmy szczęśliwi w naszym białym małżeństwie, aż pewnego dnia, ni stąd ni zowąd, nagle mnie uderzyło: chcę zajść w ciążę. Chcę urodzić dziecko. Przy kolacji zdobyłam się na odwagę i powiedziałam mężowi, że obudził się we mnie instynkt macierzyński i że sprawa jest poważna. Szymon mnie wysłuchał, pokiwał głową w zamyśleniu, po czym stwierdził:

– Właściwie to zawsze myślałem, że będę kiedyś ojcem. I wydaje mi, że i czas jest odpowiedni.

– Pomysł dobry, czas dobry, tylko co… z wykonaniem? – zaśmiałam się.

– Adopcja?

Nie. Gdy tylko to zasugerował, poczułam, że to nie jest rozwiązanie dla mnie. Chciałam urodzić nasze dziecko. Połowę mnie, połowę Szymona. Widzieć w dziecku mężczyznę, który był moim sercem.

Niby mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale w naszym przypadku było, cóż, przeciwnie. We wszystkim co ważne, byliśmy jak dwie krople wody. Zabieg in vitro był drogi, nie mogliśmy usprawiedliwić takiego wydatku naszą niechęcią do seksu, postanowiliśmy więc spróbować postarać się o dziecko naturalnie. Nie dla pasji, nie dla romansu.

– Zamknij oczy i pomyśl o królowej – zażartowałam, gdy niedzielnego poranka szykowaliśmy się do próby.

Ale nawet z królewską pomocą, po prostu nie daliśmy rady. Fizycznie nasze ciała odmówiły współpracy. Dotyk, który miał podniecać, wywołał kompletnie odwrotny efekt i po zaledwie kilku minutach nie wytrzymaliśmy, oboje wybuchliśmy śmiechem, ubraliśmy się, po czym wróciliśmy do stołu obrad.

– Nie chcę zmieniać natury naszego związku – przyznałam. – A czuję, choć może głupio, bo przecież jesteśmy małżeństwem od prawie czterech lat, że seks coś zmieni. Że inaczej na siebie spojrzymy.

Miałam jedną przyjaciółkę, która wiedziała, jak wygląda nasze małżeństwo. Kaja rok wcześniej urodziła córeczkę po dwóch latach starań i stawania na głowie – również dosłownie! Znała każdy domowy sposób na zwiększenie szans na pomyślne zapłodnienie. Gdy usłyszała o naszym problemie, jej oczy rozbłysły.

– Słuchaj, Olka, nie wszystko stracone.

Zadziałało za pierwszym razem

Z zakamarków pamięci wyciągnęła technikę znalezioną na którymś z babskich forów w trakcie wielotygodniowych poszukiwań. Kobitki polecały ją jako wsparcie prób, ale w naszym wypadku mogła rozwiązać problem w całości.

Wiedziałam, że jak Szymon usłyszy szczegóły planu, nie przestanie śmiać się przez pół godziny, i tak właśnie było. A potem wzięliśmy się do roboty. Przygotowania bardziej przypominały przygodę kulinarną niż cokolwiek innego. Postanowiliśmy spróbować dziesięć razy, a jak się nie uda, wtedy szukać dalej.

– Idź po więcej patyczków! – rozkazałam mężowi, wpatrując się w pozytywny wynik testu ciążowego z niedowierzaniem.

Sprawdziłam tego dnia właściwie dla śmiechu, nie oczekiwałam niczego, i prawie zaczęłam się dusić z podekscytowania. Pięć kolejnych testów potwierdziło wynik. Adaś urodził się dwa tygodnie za wcześnie, tuż po Bożym Narodzeniu, zmieniając w pył nasze plany na ostatniego wolnego sylwestra…

Dziś, gdy patrzę na mojego nastolatka, ze śmiechem przypominam sobie, jak chciałam widzieć w nim połowę mojego męża – bo synek w ojca wdał się tak mocno, że ode mnie dostał chyba tylko blond siano na głowie.

Po tylu latach uważam, że jesteśmy parą idealną

Jasne, czasami się kłócimy, jak każde małżeństwo. Bywa, że któreś z nas, obrażone, śpi na kanapie przed telewizorem. Nigdy jednak nie żałowaliśmy naszego małżeństwa, nigdy nie przyszła ani jemu, ani mnie do głowy zdrada.

Nie wiem, dlaczego nie ma między nami chemii – dlaczego nigdy się nie pojawiła, mimo upływu lat i pozostawania w monogamicznym, białym małżeństwie… Za to miłość była od zawsze. Wyszłam za mojego najlepszego przyjaciela i żyję z mężczyzną, za którego oddałabym życie bez mrugnięcia okiem.

Większość ludzi, patrzy na nas dziwnym wzrokiem, jakbyśmy byli inni. Wiem, że gdyby się dowiedzieli całej prawdy, zaczęłyby się plotki, domysły, sugestie, że trzeba spróbować, że to przecież niepełny związek, że tyle tracimy, albo nawet że powinniśmy spróbować związków z innymi ludźmi.

A my? My wiemy, że nie tracimy nic dla nas ważnego. Jesteśmy szczęśliwi i żyjemy w zgodzie z tym, kim jesteśmy. Gdyby ktoś zapewnił, że mnie „uleczy”, wysłałabym go do diabła. Kocham Szymona, kocham naszego syna i nasze życie.

Czytaj także:
„Ojciec nazywał moją siostrę chwastem i nawet jej nie lubił. Kiedy wyjechała, zupełnie zerwał z nią kontakt”
„Bez wiedzy męża poszłam na zabieg in vitro. Efekt? On porzucił mnie dla jakiejś lafiryndy, a ja zostałam samotną matką”
„Po śmierci męża, znienawidziłam własną córkę. Była jak skóra zdjęta z ojca, nie mogłam na nią patrzeć”

Redakcja poleca

REKLAMA