Zerknęłam na wiszący na ścianie kalendarz. Urodziny Hani. Jeszcze jakiś czas temu dzisiejsza data wywołałaby u mnie falę smutku i rozgoryczenia. Tego dnia, trzy lata temu, moje życie zmieniło się na zawsze. Nic potem nie było już takie samo… Marcin miał być miłością mojego życia, a okazał się totalnym dupkiem. Ja i nasza córka nagle przestałyśmy pasować do wizji idealnego świata mojego ex.
Miało być w nim jak w bajce, piękny dom, atrakcyjna żona, śliczna córka, dobra posada i spore pieniądze. Chore dziecko zakłócało ten obrazek, a przecież Marcin zawsze musiał być najlepszy. Zaczęłam porządkować papiery na biurku i z czułością pomyślałam o Hani. Moja mała córeczka przyszła na świat za wcześnie. Nie ważyła nawet kilograma!
Rokowania miała naprawdę kiepskie. Zewsząd słyszałam, że dalszy rozwój Hani stoi pod dużym znakiem zapytania. Istniało poważne ryzyko, że będzie niepełnosprawna. Gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że trzy lata później moja córka będzie zdrowa jak ryba, a ja będę właścicielką dobrze prosperującego biznesu, nie uwierzyłabym…
Po urodzeniu Hani miałam depresję, nie chciałam nawet wstać z łóżka. Dobre pół roku zajęło mi jako takie zebranie się do kupy. Na szczęście mam waleczną naturę, więc postanowiłam, że się nie poddam i nawet w pojedynkę zawalczę o przyszłość Hani.
– Zostawiam wam mieszkanie, zdaję sobie sprawę, że nie miałabyś się gdzie podziać. Finansowo też pomogę – zapewnił Marcin przy rozstaniu.
– Jakiś ty wspaniałomyślny…
– Wybacz, ale to dla mnie za dużo. Masz depresję, nie chcesz się leczyć, z małą nie wiadomo, co będzie – wyliczał.
– Więc się wynoś się, lepiej nam będzie bez ciebie – wycedziłam zimno.
Zamykając za nim drzwi, zamykałam je zarazem za moją młodością, beztroską, złudzeniami na temat miłości, mężczyzn, związków. Życie nie jest piękne – myślałam – a miłość to tylko słowo.
Obrazy sprzed trzech lat na nowo stanęły mi przed oczami, ale dziś nie chciałam o tym myśleć. Zamierzałam świętować urodziny mojej małej królewny i jak co roku dziękować losowi za to, że ją mam. Wybrałam numer mamy, żeby zorientować się, na jakim etapie są przygotowania do imprezy urodzinowej.
– Nie martw się, tata przywiózł już tort, jedzenie gotowe, twój brat z dzieciakami w drodze, tak się cieszę, że wszyscy się spotkamy – trajkotała do słuchawki.
– Ja też, mamo, najlepiej świętować w rodzinnym gronie.
– A wiesz, córko, nie do końca… – mama się zawahała. – Ania i Marek widzieli, jak rozkładamy stół w altanie. Wiesz, że mają wnuczkę w wieku Hani, i jakoś tak wyszło, że kazałam im przyjść.
Krystiana przedstawił mi mój brat
– Dobrze – mruknęłam, choć nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Nowi sąsiedzi moich rodziców byli miłymi ludźmi, ale mieli syna, który wprowadził solidny zamęt do mojego życia. Krystiana przedstawił mi mój brat. Karol często bywał z dzieciakami u mamy i szybko znalazł z nowym sąsiadem wspólny język. Doskonale pamiętam, kiedy Krystian po raz pierwszy na mnie spojrzał, a potem na pozór zwyczajnie uścisnął moją dłoń. Od stóp do głów zalała mnie fala ciepła. Moje ciało zareagowało na niego tak, jak już bardzo dawno nie reagowało na obecność mężczyzny. Po raz pierwszy od rozstania z mężem zwyczajnie się zawstydziłam.
Szybko uznałam, że muszę trzymać się od sąsiada matki z daleka, żeby nie zauważył, jak wielkie wywarł na mnie wrażenie. Karol tamtego wieczoru rozpalał grilla, zaprosił znajomych i nowych sąsiadów. Tak się złożyło, że obecne były same pary, a jedyna singielka (siebie nie liczę) w towarzystwie warowała przy Krystianie, próbując go poderwać na wszelkie możliwe sposoby.
Siedziałam na starym pniu i bynajmniej nie było mi przykro, że jestem sama. Po rozwodzie nawet nie brałam pod uwagę kolejnego związku. Mimo terapii czułam, że nikomu nie jestem w stanie w pełni zaufać. Postanowiłam poświęcić się pracy i wychowywaniu córki. Największym szczęściem było dla mnie to, że Hania prawidłowo się rozwija. Rozczulałam się za każdym razem, gdy zdobywała nowe umiejętności. Godziny spędzone u lekarzy i w salach rehabilitacyjnych owocowały. Miałam nad wiek mądrą, zdrową córeczkę, więc żadna samotność nie była mi straszna.
– Tylko ty jak zawsze bez pary – skomentowała mama. Powiedziała to na tyle głośno, że część gości usłyszała jej słowa.
– Mamo, nie zaczynaj, moja para śpi na górze – odparłam z krzywym uśmiechem.
– Ale to nie to samo, prawda, Aniu? – zwróciła się do sąsiadki. – Kto to widział, żeby młoda kobieta sama szła przez życie.
– Zwłaszcza taka ładna – dopowiedział jeden z kolegów Karola. – Pół miasta się w niej kochało.
– Lepiej tego nie mów przy swojej żonie – odcięłam się.
Poczułam na sobie wzrok Krystiana. Magda, koleżanka Karola, przyssała się do niego jak pijawka, a on ciągle patrzył na mnie. Spuściłam głowę i zaczęłam grzebać czubkiem buta w piasku. Czułam się jak nastolatka. Taka spłoszona i podekscytowana zarazem. Kwadrans później po angielsku wymknęłam się na werandę, gdzie siadłam w fotelu z lampką wina.
Na chwilę przymknęłam oczy
– To prawda, że spławiasz każdego faceta? – usłyszałam nad głową.
Uniosłam powieki. Znowu Krystian. Stał i patrzył na mnie w taki sposób, że zrobiło mi się gorąco.
– Nie uważasz, że to nieco bezczelne pytanie? Nie znamy się.
– Nie znamy – przytaknął – ale ja sporo o tobie wiem. Miejscowa piękność czyż nie? – droczył się.
– Odczep się! – rzuciłam ostro, wstając.
Zostawiłam osłupiałego Krystiana na werandzie. Weszłam na górę, żeby zobaczyć, czy Hania śpi. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Jasne, falowane włosy, pełne usta i ogromne zielone oczy. Przekroczyłam trzydziestkę, ale nadal miałam młodą, ładną twarz. Wyglądałam najwyżej na dwadzieścia pięć lat, a czasem ludzie dawali mi jeszcze mniej. Do tego figura, jaką każda kobieta chciałaby mieć po ciąży. Koleżanki od zawsze mi zazdrościły, a mężczyźni się za mną oglądali. Tylko co mi z tego? Jak się to skończyło? – pomyślałam smutno.
Mniej atrakcyjne znajome miały mężów i narzeczonych, a ja już zawsze będę sama. Oczywiście, że brakowało mi mężczyzny! Nikomu o tym nie mówiłam, ale te trzy lata samotności i celibatu nie były dla mnie łatwe. Zasypywałam samą siebie stertą obowiązków, żeby o tym nie myśleć. Spychałam swoje pragnienia na dalszy plan, za jedyny cel i sens życia mając opiekę nad córką. Byłam matką, ale przestałam być kobietą. Nie dla Krystiana.
Wkrótce zdobył mój numer telefonu
– Jak się masz, złośnico? – zagadnął tym swoim niskim głosem, i takim lekkim, żartobliwym tonem.
Nie umiałam się na niego gniewać. Sama nie wiem, jak to się stało, ale zaczęliśmy wymieniać wiadomości. Przyznał bezwstydnie, że pod byle pretekstem wyciągnął mój numer od Karola.
– Intrygujesz mnie. Wiesz, że wasi znajomi nazywają cię Królową Lodu? – roześmiał się. – Jakby mi pomachali czerwoną płachtą przed oczami.
Przyznał, że za punkt honoru postawił sobie nie tyle mnie uwieść, co dowiedzieć się, czemu stałam się taka chłodna. Był ciekaw, dlaczego uciekam, czemu unikam mężczyzn jak ognia, staram się z nimi nie rozmawiać, nawet nie patrzę w ich stronę. Wspólnych grilli było jeszcze kilka, a moje zachowanie zawsze takie samo.
Sama, na uboczu, sącząca herbatę albo wino, pogrążona we własnych myślach. Wydawało się, że nikt nie znajdzie klucza, który mógłby mnie otworzyć. Zwłaszcza że nie wpuszczałam nikogo w moją prywatną strefę. Do tego stopnia, że jak zepsuł mi się samochód, wolałam iść pieszo albo jechać rowerem, niż narażać się na wymuszoną tłokiem bliskość w komunikacji miejskiej.
– Słuchaj, ustalmy, że możesz czuć się przy mnie normalnie – powiedział pewnego razu Krystian. – To znaczy bezpiecznie i komfortowo. Jesteś siedem lat starsza, masz dziecko, nic od ciebie nie chcę.
– Co za ulga – odparłam z uśmiechem, choć w rzeczywistości poczułam zawód.
No tak, miał dwadzieścia sześć, a ja byłam kobietą po trzydziestce z bagażem doświadczeń. Jego zainteresowanie mną mogło być jedynie czysto fizyczne, a skoro tego nie chciałam, elegancko złożył broń.
– To co, kumple? – zaproponował. – Lubię z tobą rozmawiać.
– I nawzajem.
Rozmawialiśmy prawie do świtu
Faktycznie poczułam się bezpiecznie, bo skoro niczego ode mnie nie chciał, to mogłam być w końcu sobą. Sądziłam, że Krystian potrzebuje kobiety wolnej, bez zobowiązań, takiej jak Magda. Ja mogłam być tylko koleżanką i odpowiadała mi ta rola.
Po raz pierwszy od rozstania z Marcinem dawałam się komuś poznać. Brakowało mi czasem męskiego spojrzenia na pewne sprawy, a nie o wszystko mogłam zapytać Karola. Ta papuga-pleciuga pewnie zaraz poleciałby do mamy. Krystian rozumiał mnie w pół słowa i potrafił rozładować żartem napiętą atmosferę. Dzwonił do mnie coraz częściej, z chęcią słuchał moich opowieści o Hani, a ja… nadal nie wyczułam zagrożenia. Dałam się podejść jak dziecko. Poczułam się oszukana, gdy wyznał mi pewnego wieczoru na werandzie, że żadna kobieta nie pociągała go tak jak ja.
– No przepraszam, musiałbym być chyba gejem, żeby nie zwrócić uwagi na twoją urodę. Ale to naprawdę tylko dodatek, cudowny bonus. Jesteś nie tylko piękna i seksowna, ale też dobra, troskliwa, odważna, silna, mądra i bardzo inteligentna – wyliczał, sypiąc zaletami jak z rękawa.
– Taaa… anioł, nie kobieta – zadrwiłam. – Wezmą mnie z butami do nieba.
– Przestań… Twoja mama ma rację, ktoś powinien się zaopiekować tobą i Hanią.
– O tym nie ma mowy! – zdenerwowałam się. – Świetnie dajemy sobie radę same. Nie potrzebujemy komplikacji.
– Jak długo jeszcze zamierzasz uciekać? – powiedział jakoś tak czule. – Naprawdę nie musisz być cały czas taka idealna.
Do oczu napłynęły mi łzy. Czy to moja wina, że tatuś roku zostawił mnie samą z dzieckiem? To on zabił we mnie wiarę w miłość. Ślubował mi w kościele na dobre i na złe. Ile warte były jego słowa? To przez niego od trzech lat uciekałam od każdego mężczyzny. Dusiłam wszystkie znajomości w zarodku, nie pozwalając się rozwinąć żadnej z nich. Krystian był młodszy i z tego, co mówił, wolał inny typ kobiet.
Myślałam, że obserwuje mnie z czystej ciekawości, nie dlatego, że mu się podobam, ale dlatego, że jak sam to ujął, zaintrygowałam go. Chciał poznać dziwne zjawisko, jakim się stałam. Córka sąsiadów, piękna, zimna i niedotykalska. Niebanalna, owszem, ale też trudna, a on przyznawał, że lubi wyzwania i rozmowy z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia.
Nie ma co kryć, że swoje w życiu przeszłam
– Oliwka, przepraszam, nie płacz, nie chciałem cię urazić. Nigdy się nie skarżysz, ale pociągnąłem twojego brata za język i wiem, że nie miałaś lekko.
– Pojdę już…
– Znowu to robisz, uciekasz.
Złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował tak, że nogi się pode mną ugięły. Na szczęście mnie trzymał. Był środek nocy, my sami w altanie, wtuleni w siebie, to nie mogło się inaczej skończyć… Po trzech latach przerwałam swój celibat i było tak cudownie, jak nigdy z moim mężem. A potem standard: uciekłam.
Nie odbierałam od niego telefonu, przestałam przyjeżdżać do mamy. Krystian był u mnie kilkakrotnie, ale zwyczajnie nie otwierałam drzwi. Musiałam to przerwać, bo czułam, że się zakochuję, że robi się poważnie, że ktoś w końcu przedarł się przez zasieki, skorupę z lodu i zaraz dobierze się do miękkiego, wrażliwego wnętrza. Nie mogłam na to pozwolić, nie mogłam ryzykować. Hania miała tylko mnie.
Nie widziałam Krystiana dwa miesiące, a teraz moja matka zmusza mnie do konfrontacji z nim – myślałam zła, wychodząc z biura. Może go nie będzie, tylko jego rodzice? – łudziłam się, jadąc na imprezę urodzinową Hani. Wiedziałam, że Krystian czeka na mieszkanie od dewelopera, więc po cichu liczyłam, że już się wyprowadził od rodziców. Sama od dwóch miesięcy starałam się za wszelką cenę zapomnieć o jego istnieniu. Wróciłam już do swojej rutyny, było spokojnie, nudno i bezpiecznie, czyli tak jak lubiłam najbardziej. Do mamy dotarłam trochę spóźniona.
– Wszystko gotowe, goście są w ogrodzie – powitała mnie.
Stanęłam na ganku i zaczęłam wypatrywać Hani. O zgrozo, bawiła się z Krystianem. Puszczał dla niej błyszczące w słońcu tęczowe bańki mydlane.
– Mamo, pats, co wujek zlobił! Lubię tego wujka! – oznajmiło radośnie moje dziecko.
W odpowiedzi zarumieniłam się
Krew odpłynęła mi z twarzy. Poczułam się jak w potrzasku. Krystian wstał i podszedł do mnie.
– Nie pytaj, co tu robię, po prostu chciałem w ten dzień być z wami – wyznał z rozbrajającą szczerością. – I w ogóle lepiej nic nie mów, znam twoje wymówki na pamięć. Jesteś starsza i masz dziecko, no i nie ufasz facetom – uśmiechnął się.
Hania pobiegła za kuzynami. Zostaliśmy z Krystianem sami.
– Już dawno chciałem ci coś powiedzieć.
– Niby co takiego? – przybrałam obronno-zaczepny ton.
– Że cię kocham.
Chryste, on naprawdę był bezwstydny i niczego się nie bał.
– Mam uwierzyć, że zakochałeś się w starszej babce i chcesz wychowywać cudze dziecko? – zasłoniłam się kpiną.
– Ani słowa więcej. Wiesz, że mam swoje sposoby, by skutecznie zamknąć ci usta.
W odpowiedzi zarumieniłam się, a on zaśmiał się cicho, intymnie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.
– Chyba nie masz wyjścia, musisz dać mi szansę – wyszeptał wprost w moje ucho.
Czytaj także:
„Mój mąż uważał, że 2-letnie dziecko powinno chodzić na tenis i angielski. Czy on oszalał?”
„Mój mąż to tyran, ale przed wszystkimi udaje pana idealnego. Nawet moja matka uważa, że przesadzam, chcąc odejść”
„Mój mąż nie rozumiał, że zajmowanie się dzieckiem to harówka. Zostawiłam go samego z synem na tydzień”