„Lubię, gdy przyjaciółce źle się wiedzie. Mogę wtedy coś doradzić, pocieszyć. Gdy odnosi sukcesy… rośnie mi w gardle gula”

kobieta, która zazdrości przyjaciółce fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Przeszłam samą siebie w uwodzeniu, ale rezultaty były mizerne. On naprawdę interesował się tą pszenną kluską, z nią gadał, przy niej był w wodzie, dowcipkował, nią się zajmował, dla niej popisywał się jak nastolatek. We mnie rosła złość i zawiść. Byłam jak wulkan tuż przed wybuchem. No i stało się…”
/ 22.09.2022 14:40
kobieta, która zazdrości przyjaciółce fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Znamy się od szkoły średniej, czyli już ponad piętnaście lat. Obie jesteśmy samotne, tyle że Bożena ma synka. Jest wdową, jej mąż zginął w wypadku niemal tuż po ich ślubie, a po jego śmierci ona nigdy na poważnie nie związała się z żadnym mężczyzną. Chociaż parę okazji miała, bo jest całkiem atrakcyjna i miła. Po prostu nie chciała i już. Ja nie wyszłam za mąż. Ogólnie nie mam szczęścia w miłości, chociaż bardzo jej pragnę. Bożena godzi się z samotnością, ja nie… Ona jest zadowolona z tego, co ma, ja zawsze chciałam więcej.

Bardzo ją lubię, ale muszę wyznać, że ta moja sympatia jest szczera tylko wtedy, gdy Bożenie się gorzej wiedzie. Ma kłopoty, brakuje jej kasy, dopadła ją depresja, ktoś jej dokopał? Proszę bardzo, jestem na każde zawołanie! Pomagam, załatwiam, odwożę, przywożę, robię zakupy i tak dalej…

Ale kiedy Bożena wychodzi na prostą, kiedy ma dobre dni, odnosi jakieś sukcesy, układa jej się, powodzi – mnie rośnie taka gula, że nie mogę oddychać. Udaję, że się cieszę razem z nią, ale to fałszywy obraz i dziwię się, bo ona tego nie widzi. Na szczęście dla mnie Bożena jest mało rozgarnięta i wierzy w to, co się jej wmawia. Gdyby było inaczej, już dawno byśmy się nie kolegowały.

Nie podobało mi się, że kogoś poznała

Przez ostatnie miesiące moja zazdrość była wystawiana na ciężkie próby, bo Bożena poznała fajnego faceta i po raz pierwszy, odkąd pamiętam, nawet się nim zainteresowała. Opowiadała mi, że to młody facet, ale dość dobrze sytuowany, właściciel połowy bliźniaka pod miastem z niedużym ogródkiem, w którym rosną piękne konwalie.

– Skąd wiesz? – zapytałam ją od razu. – Byłaś już tam?

– Owszem. Zaprosił mnie i jestem zachwycona! – zawołała. – Nie masz pojęcia, jak świetnie może sobie radzić samotny facet. Czyściutko, z gustem, miło… No, aż się chce tam wracać!

Znajoma żółć podeszła mi do gardła. Przez tę gorycz ledwo mówiłam:

– Chyba cię wzięło… Nie za szybko? Żebyś potem nie płakała, bo wybacz, ale doświadczenia z chłopami to ty masz tyle, co kot napłakał. Więc lepiej uważaj, kochana!

Tylko się roześmiała:

– Nie kracz, bo wykraczesz! Poza tym, my się dobrze rozumiemy, chociaż to niedługa znajomość. Naprawdę, chyba nigdy nikt mi się tak nie podobał… No, może mój mąż.  Nie sądziłam, że się jeszcze zakocham…

– Nie opowiadaj bzdur! Jakie „zakochać?” Co ty, nastolatka jesteś?

– Możesz się śmiać, ale tak się czuję. Wszystko dookoła pojaśniało, mam więcej energii, nawet się zdecydowałam, że będę z nim chodziła na basen. On świetnie pływa, podobno na studiach nawet grał w piłką wodną, był w jakiejś znanej drużynie…

Zbierałam te informacje jak kura ziarna. Pomyślałam, że nigdy nie wiadomo, co się może przydać, więc ciągnęłam ją za język, a ona opowiadała o wszystkim. O tym, co robili, gdzie chodzili i o czym rozmawiali. To było przydatne i ciekawe. Dowiedziałam się na przykład, że Adam lubi kobiety spokojne, zdystansowane, ciepłe i ugodowe. Czyli takie jak Bożena. Ot, miał doświadczenia z partnerkami pewnymi siebie i kłótliwymi, więc takich unika jak ognia. To już był jakiś punkt zaczepienia!

Trafiła na złotą rybkę! Ona musiała być moja…

Codziennie wieczorem chodzili na ten swój basen razem. Po paru dniach zapytałam, czy nie mogłabym do nich dołączyć.

– Od dawna chciałam pływać, więc gdybyś nie miała nic przeciwko, to poszłabym z wami. Będzie mi raźniej!

Oczywiście zgodziła się natychmiast, więc kupiłam nowy, elegancki kostium kąpielowy, a potem skorzystałam dwa razy z solarium, żeby nadać skórze złotawy kolor. Na szczęście jestem szczupła i zgrabna, więc ciało to mój atut, w przeciwieństwie do Bożeny, która jest pulchna i biała.

Adam miał po nas przyjechać, więc wyszłyśmy trochę wcześniej, bo Bożena jest chorobliwie punktualna. Kupowała właśnie losy na chybił trafił w punkcie lotto dla mnie i dla siebie, kiedy podjechał. Był naprawdę super!

– Nie zawracaj mi głowy – prychnęłam, kiedy Bożena wyciągnęła do mnie rękę z kuponem. – Schowaj oba, ja nie wierzę w te głupoty!

Zajęłam się Adamem, bo od razu wiedziałam, że Bożena złowiła złotą rybkę. A ona musiała być moja! No cóż, przeszłam samą siebie w uwodzeniu, ale rezultaty były mizerne. On naprawdę interesował się tą pszenną kluską, z nią gadał, przy niej był w wodzie, dowcipkował, nią się zajmował, dla niej popisywał się jak nastolatek. We mnie rosła złość i zawiść. Byłam jak wulkan tuż przed wybuchem. No i stało się…

Po pływaniu Adam zaprosił nas na kawę. Siedzieliśmy we dwoje przy stoliku, bo Bożena poszła do toalety. I wtedy nagle powiedziałam:

– Jakie to szczęście, że pomagasz jej dojść do siebie! Przy tobie to inna dziewczyna, spokojna, bez tych swoich histerycznych ataków złości i napadów szału czy pesymizmu… Wiesz, zrobiłeś kawał dobrej roboty.

– Nie rozumiem… – spojrzał na mnie zdumiony. – O czym ty mówisz?

– O Bożenie! Chyba ci mówiła, że jest po pewnej, hm… kobiecej operacji, która kompletnie rozregulowała ją hormonalnie. Przez ostatnie tygodnie chodziła non stop wkurzona. Trudno z nią było wytrzymać. Raz ze złości wyrzuciła komórkę za okno. Wiesz, to nie było normalne… Groził jej nawet szpital psychiatryczny!

Gapił się na mnie przerażony, a ja tylko zaśmiałam się w duchu.

– Niemożliwe, żebyś o tym nie wiedział… – ciągnęłam. – No, jeśli ci nie powiedziała, chociaż tego na ogół nie ukrywa, to znaczy, że ma w stosunku do ciebie jakieś plany i udaje inną, niż jest. Niepotrzebnie ją wkopałam. Mam nadzieję, że nic jej nie powiesz o naszej rozmowie. Potrafi być naprawdę przykra, nie chcę awantur!

Zmarszczył brwi i przez chwilę milczał. A potem spytał:

– Czemu mi to mówisz? O kogo ci chodzi? O nią, o mnie, czy o siebie?

Był sprytny, skubany. Błyskawicznie mnie rozgryzł. Zrozumiałam, że na nic się zdadzą moje starania. Strzeliłam kulą w płot…

Wróciła Bożena, ale rozmowa już nam się nie kleiła, bo Adam zaczął się nagle spieszyć. Dopił swoją kawę, powiedział, że ma coś do załatwienia i wpakował nas do auta. W samochodzie prawie się nie odzywał. Nie wysiadł nawet, żeby się z nami pożegnać. Rzucił krótkie: „cześć” i odjechał.

Bożena była bliska płaczu.

Co mu się stało? – zastanawiała się. – Nigdy taki nie był. Może zobaczył wreszcie, że jestem gruba i brzydka… Najwyraźniej to koniec naszej znajomości. Ale dlaczego?

Natychmiast zrobiło mi się jej żal. Była taka biedna, zrozpaczona, nagle przestała wierzyć w siebie. Siedziała przybita, nieszczęśliwa, a ja zaczęłam ją szczerze pocieszać.

Dotarło do mnie, co i komu zrobiłam

– Nie przejmuj się – mówiłam. – To jakiś dupek, skoro tak się zachowuje. Daj sobie spokój! Będziemy razem chodziły na ten basen, schudniesz, nabierzesz siły, mięśnie ci się wzmocnią. Nie martw się, jestem z tobą!

Ale Bożena okropnie cierpiała. Chyba naprawdę się zakochała w tym całym Adamie i nie mogła przeboleć nagłego i niespodziewanego odrzucenia. A ja? Z każdym dniem coraz bardziej jej współczułam…

Minęło trochę czasu i pewnego dnia zaskoczyła mnie, jak jeszcze nikt nigdy. Przyszła do mnie i od progu podała mi kupon totka.

– Co to jest? – zapytałam.

– Nie pamiętasz? Kupowałam wtedy, kiedy Adam mnie rzucił i dopiero dzisiaj sprawdziłam, bo wcześniej nie miałam do tego głowy. Masz piątkę, wpadło sporo kasy. Przyda ci się…

Zdębiałam.

– Skąd wiesz, że to mój kupon? Przecież były dwa identyczne!

– Wiem, bo twój inaczej złożyłam, żeby się nie pomylić – oznajmiła. – I schowałam do innej przegródki w portfelu. To na pewno twój!

– Ale… ty mi go oddajesz, choć nie musisz? Zwariowałaś? Przecież nawet bym o niczym nie wiedziała?! Kompletnie o tym zapomniałam. Jesteś niespełna rozumu, to kupa forsy!

Uśmiechnęła się.

– Gadasz, jakbyś mnie nie znała. Ja nie sięgam po cudze. Nie wiedziałaś?

Dopiero w tamtej chwili do mnie dotarło, co i komu zrobiłam. Musiałam zdecydować, jak się zachować. I zrobiłam to.

Zobaczyłam, jaka Bożena jest wymizerowana. Zupełnie jak po tamtej operacji. Bo to, co naopowiadałam Adamowi, było prawdą, choć tylko w połowie. Bożena bardzo chorowała, ale z tego wyszła i cała reszta to tylko moje wymysły i podłe, wstrętne, ohydne kłamstwa… Co ja narobiłam?

Trzęsły mi się ręce, kiedy robiłam jej herbatę. Wiedziałam, że staję przed najtrudniejszym wyborem: albo jej powiem prawdę i prawdopodobnie stracę najlepszą przyjaciółkę i dobrego, szlachetnego człowieka, albo wszystko ukryję i wtedy… Właśnie, co wtedy? Czy będę umiała z tym żyć?!

Musiałam się zdecydować, więc weszłam z tą herbatą i powiedziałam:

– Przez chwilę nic nie mów, tylko słuchaj, bo to bardzo ważne. Co wolisz: kłamstwo czy prawdę?

– Prawdę.

Będzie ci strasznie przykro. Przeżyjesz ogromny szok…

– Trudno, wolę prawdę.

– To słuchaj…

Czytaj także:
„Przygotowania do ślubu zmieniły moją córkę w okropną jędzę. Chciała mieć przyjęcie jak z bajki, tylko kto za to zapłaci?”
„Dziewczyna naciskała mnie na ślub, ale ja się wahałem. Kiedy wreszcie się zdecydowałem, ona... zerwała zaręczyny"
„W dzieciństwie babcia wmówiła mi, że moja mama nie żyje, ale dorosłam i nabrałam wątpliwości. Postanowiłam ją odnaleźć”

Redakcja poleca

REKLAMA