„Dziewczyna naciskała mnie na ślub, ale ja się wahałem. Kiedy wreszcie się zdecydowałem, ona... zerwała zaręczyny"

Zerwanie zaręczyn fot. Adobe Stock, New Africa
„Ja tam nie dostrzegałem w tym niczego zabawnego. Najpierw zaciągnie mnie przed ołtarz, a potem instynkt macierzyński tak ją przypili, że nim się obejrzę, zostanę tatusiem… – Nie pali mi się do tego miodu – żaliłem się kumplowi. – Sam wiesz, jak jest…".
/ 21.09.2022 10:11
Zerwanie zaręczyn fot. Adobe Stock, New Africa

Przez rok było super. Miałem ekstra dziewczynę, z którą nie wstyd pokazać się na mieście, która nie robi obciachu, kiedy się odezwie i której inni faceci zazdroszczą! Marylka była śliczną brunetką, absolwentką politechniki. Właśnie w tym roku została inżynierem i zastanawiała się nad magisterium.

Kochałem ją. Było nam dobrze

O ile w ogóle ktoś taki jak ja – wolny duch, obsesyjnie lękający się zobowiązań – był zdolny do miłości…

Po roku zgodnego bycia razem Maryla przeanalizowała sytuację i wyciągnęła logiczny wniosek, że pora przejść na wyższy poziom naszej znajomości. No bo skoro się kochamy, niemal nie kłócimy, a w łóżku jest nam dobrze – to na co czekać?

Chciała wiedzieć na czym stoi. No i zaczęła mi słać sygnały. Z początku subtelne. Najpierw wzdychała, gdy przechodziliśmy koło sklepów jubilerskich, potem wciągała mnie do środka, byśmy obejrzeli, co oferują… Aż znalazła idealny pierścionek, który za każdym razem przymierzała, do wzdychania dołączając wiele mówiące spojrzenia. Nie byłem z kamienia – kupiłem jej ten cholerny pierścionek.

– Skarbie! – rzuciła mi się na szyję. – Dzięki. Jest śliczny, skąd wiedziałeś, że właśnie o takim marzę?

Zerknąłem na nią zdziwiony. Zachowywała się, jakby nagle jej iloraz inteligencji drastycznie się obniżył. Widać kobietki już tak mają, gdy pojawia się temat zaręczyn. Tylko że ja nie oświadczyłem się Maryli.

Po prostu dałem jej pierścionek. Ale ona, jako istota praktyczna, wcale nie potrzebowała tych sentymentalnych gestów, by uznać, że skoro szarpnąłem się na pierścionek z brylantem, do zaręczyn doszło.

Przeszła do otwartego planowania ślubu 

– Świetnie. Najpierw ustalmy, czy robimy imprezę kameralną, czy coś z większym rozmachem? Ty pewnie byś wolał bez pompy, co? No już nie rób takiej miny – uśmiechnęła się. – Nie zaobrączkuję cię za tydzień. Najwcześniej za rok. Masz dużo czasu, by pożegnać się z wolnością.

Jeżeli chciała mnie uspokoić – nie udało się. Teraz dopiero się przestraszyłem. Biorąc moje milczenie za zgodę, zaczęła na poważnie szukać pracy w Warszawie, a rodziców poinformowała, że już niebawem nie będzie musiała wynajmować kawalerki z koleżanką…

Czy ona miała na myśli, że zamieszka ze mną, w domu moich rodziców, a swoich… teściów? Mieszkałem ze starszymi, bo tak mi było wygodnie. Miałem wikt i opierunek, bez trucia, bo dokładałem się do budżetu, no i trudno żeby rodzice kontrowali dorosłego syna. Ale żona? Żona to inna para kaloszy, ma jakieś prawa, wymagania, oczekiwania…

Pętla na mojej szyi zaciskała się 

Maryla oglądała katalogi sukien ślubnych, odwiedzała w Internecie portale ślubne i ciągała mnie do lokali idealnych na wesele. Nawet znalazła jeden hotel za miastem. Był godny rozważenia.

– Gdybyśmy wpłacili zaliczkę, zaklepalibyśmy termin na sierpień lub wrzesień przyszłego roku. Potem byśmy dopłacili, znając już konkretny termin. Co ty na to?

– Zastanówmy się jeszcze, rozejrzyjmy – bąkałem.

W głębi serca miałem ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie chciałem się żenić. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz, dopiero skończyłem 27 lat. Chciałem się jeszcze wyszaleć, żeby później niczego nie żałować.

I nie mam na myśli ekscesów erotycznych. Przy wszystkich swoich wadach, byłem typem monogamisty.

Przecież zabawa nie musi oznaczać zdrad

Cholera, po co tak szybko pakować się w sformalizowany związek? Małżeństwo to zobowiązania, wspólne długofalowe plany, odpowiedzialność, kredyty, dzieci. Na dokładkę, Maryla wszędzie teraz widziała niemowlaki albo kobiety w ciąży.

– Jakby nagle się wyroiły! – śmiała się.

Ja tam nie dostrzegałem w tym niczego zabawnego. Najpierw zaciągnie mnie przed ołtarz, a potem instynkt macierzyński tak ją przypili, że nim się obejrzę, zostanę tatusiem…

– Nie pali mi się do tego miodu – żaliłem się kumplowi. – Sam wiesz, jak jest…

– No wiem – odparł.

Pół roku temu jego małżonka urodziła synka. Uroczego potwora, który kompletnie ograbił rodziców ze snu i wolnego czasu. Wpadłem do niego, bo oczywiście nie mógł wyrwać się na miasto i nie pojmowałam, czemu mój przyjaciel, mimo sińców pod oczami, nieustannie się uśmiecha.

Oszalał od tej rodzinnej sielanki. Ale poradził mi niegłupio.

– Może na początek zamieszkajcie razem? A nuż ci się spodoba?

Los zdawał się sprzyjać temu pomysłowi. Moi rodzice dostali zaproszenie od ciotki z Francji. Przez sześć tygodni miałem wolną chatę. Zaproponowałem Maryli, by ze mną zamieszkała.

– Okej, przekonajmy się, czy z tej mąki może być chleb – odpowiedziała.

Było wspaniale. Gdy wracałem z firmy, czekała na mnie moja kobieta z obiadem, uśmiechem i dobrym słowem. Wcale nie odczuwałem potrzeby wychodzenia na miasto, wyśmienicie bawiłem się w domu. Oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy muzyki, gadaliśmy, no i kochaliśmy się niemal codziennie.

Mogłem się ożenić choćby jutro

W przeddzień przyjazdu rodziców przestałem się wahać. Uklęknąłem przed moją idealną narzeczoną, która posprzątała właśnie chatę na powrót „teściów”.

– Kochanie, jesteś mądra i cudowna i śliczna. W końcu pojąłem i doceniłem, jaki skarb mi się trafił. Wyjdziesz za mnie?

– Nie – usłyszałem i mnie zatkało.

– Co? Co ty mówisz?

– Nie wyjdę za ciebie. Bez szans. Za to twój pomysł ze wspólnym zamieszkaniem był doskonały. Nie dziwię się, że wciąż mieszkasz z mamusią. Od żony oczekujesz tego, co od niej – ma ci gotować, prać, prasować, robić ci zakupy, sprzątać po tobie. I nie truć. Jedyna różnica polega na tym, że żona powinna ci jeszcze świadczyć usługi seksualne. Przyznaję, ekstra nam w łóżku, świetnie się razem bawimy i spędzamy wolny czas, ale to trochę za mało.

Czemu nic nie mówiłaś? Przecież… – urwałem.

Miała rację, wielokrotnie przypominała mi o śmieciach, spacerach z psem, opuszczaniu klapy, zmywaniu i innych drobiazgach, ale puszczałem jej prośby mimo uszu. Tak samo jak gadanie mamy.

– Dorośnij, wtedy porozmawiamy – powiedziała, oddając mi pierścionek.

Było mi niezręcznie do niej dzwonić i przepraszać… Nie miałem pewności, czy potrafię się zmienić dla drugiej osoby, dla siebie. Musiałem zacząć od czegoś innego. By być z kimś na co dzień i od święta, na dobre i złe, musiałem najpierw zamieszkać sam ze sobą. 

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA