Mimo że upłynęło dobre piętnaście lat, odkąd zniknęła z pola mojego widzenia, Esterę poznałem od razu. Zmyliło mnie tylko, że zamiast opalać się na plaży w Kalifornii, siedziała na kasie w dyskoncie. Obserwowałem jej twarz w miarę, jak kolejka przesuwała się do przodu i coraz bardziej upewniałem się, że to musi być ona. Kiedy omiotła mnie obojętnym spojrzeniem i bez słowa zaczęła skanować towar, straciłem jednak tę pewność. Tyle się słyszy o istnieniu sobowtórów… Może to jakaś zupełnie obca kobieta? Podetknąłem jej pod nos puszkę z żarciem dla kota i spytałem, czy jest na to promocja. Chciałem, żeby usłyszała mój głos.
– Niestety, nie – odpowiedziała, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem.
Cholera! To był głos Estery. Czy sobowtóry mogą mieć identyczne głosy?
– Dziękujemy i zapraszamy ponownie – usłyszałem mechanicznie powtarzaną formułkę i dziewczyna zajęła się następnym klientem.
Nie poświęciła mi cienia uwagi, a przecież nie mogłem aż tak się zmienić. W przeciwieństwie do większości rówieśników, zachowałem sportową sylwetkę, wszystkie włosy i młodzieńczą ikrę. Ergo: nie mogła mnie poznać, bo to nie była ona. Tym bardziej że po wyjściu za mąż Estera wyjechała do Ameryki, gdzie wiodła luksusowe życie u boku gnojka, który mi ją świsnął sprzed nosa.
Przez długi czas obserwowałem z ukrycia jej życie na portalach społecznościowych, ale w końcu zdołała się jakoś ukryć. Zniknęła i nie mogłem jej już namierzyć. Kamień w wodę. Czy możliwe, by wypłynęła nagle na kasie? Wątpliwa teoria, ale jednak warta sprawdzenia.
Uparcie udawała, że mnie nie zna
Zacząłem częściej odwiedzać ten sklep i zawsze ustawiałem się w kolejce do stanowiska Estery. Próbowałem zagadywać, ale nie poświęcała mi więcej uwagi niż pozostałym klientom. W końcu postanowiłem zapytać wprost:
– Czy my się przypadkiem nie znamy?
Podniosła głowę i omiotła mnie znużonym spojrzeniem czarnych oczu.
– Nie – odparła stanowczo, i spokojnie wróciła do pracy.
– Jestem Andrzej – podsunąłem jej trop.
– Bomba – mruknęła pod nosem, kończąc skanowanie.
– Czy pani ma na imię…
– Płać facet i znikaj – wszedł mi w słowo mięśniak stojący w kolejce. – Swoje końskie zaloty uskuteczniaj gdzie indziej. Ta pani jest w pracy, nie zauważyłeś?
Nie chciałem się wdawać w pyskówkę z prostakiem, więc w milczeniu uregulowałem należność i pchnąłem wózek do wyjścia, ale nie byłbym sobą, gdybym na tym poprzestał. Wieczorem odpaliłem komputer i jeszcze raz spróbowałem znaleźć jakiś kontakt z Esterą. Nic. No dobrze, ale mogłem namierzyć jej byłe przyjaciółki, nieprawdaż? Udało mi się odnaleźć dziewczynę, z którą Estera była dość blisko. Można powiedzieć, że swego czasu były przyjaciółkami.
Kamila była pewna, że Estera nie mieszka już w Ameryce, ale nie za bardzo chciała wchodzić w szczegóły.
– A gdzie jest teraz? – spytałem, kiedy udało nam się połączyć na komunikatorze. – Wróciła do kraju?
– Nie za bardzo cię kojarzę – powiedziała. – Raczej nie będę opowiadać o jej sprawach.
– Byliśmy z Esterą bardzo blisko – uspokoiłem ją. – To nie trwało długo, więc pewnie nie zdążyłaś mnie zapamiętać. Ona wyjechała, ja miałem trochę innych spraw na głowie i w rezultacie straciliśmy kontakt… Chciałbym odświeżyć tę znajomość. Więc wróciła do kraju?
– Tego nie wiem – przyznała z wahaniem. – Jakoś nasze drogi też się rozeszły, ale nie zdziwiłabym się, gdyby tak było… Ta Ameryka to była porażka.
– Dlaczego porażka? – dociekałem. – Wyglądało, że dobrze się tam bawi z tym swoim… Jak mu tam?
– Ze Zbyszkiem? – roześmiała się. – To był kawał gnoja. Rozwiedli się kilka lat temu. Nie wiedziałeś?
Zacząłem obserwować jej dom
Ano, nie wiedziałem, ale wcale mnie ta wiadomość nie zdziwiła. Od razu było widać, że nie pasują do siebie. Estera dostała nauczkę, ale przecież życie się nie skończyło. Gdyby znalazła odpowiedniego faceta, mogłaby być jeszcze szczęśliwa.
– Słuchaj, Kamila, ale chyba jest mało prawdopodobne, by zatrudniła się na kasie w markecie, co? – spytałem.
– Poważnie, pracuje na kasie? – zdziwiła się. – Sama nie wiem. Niby prowadziła firmę, ale może jej się noga powinęła i wróciła z niczym? Szkoda dziewczyny i szkoda dzieciaka. Z Kalifornii trafić do takiej dziury, to już chyba nie może być gorzej. Pozdrów ją ode mnie, jeśli się znów spotkacie.
Obiecałem, że to zrobię, i rozłączyłem się. Musiałem trochę pomyśleć. A więc przeczucie mnie nie myliło: los dał mi jeszcze jedną szansę i nie mogłem jej zmarnować. Przecież kiedyś coś nas łączyło. Była jakaś chemia, przyciąganie. Dziwne, że mnie nie poznała. Naprawdę dziwne, ale wierzyłem, że da się to naprawić. Powinniśmy się spotkać na neutralnym gruncie i pogadać, odświeżyć wspomnienia. Sklep odpadał, więc musiałem się dowiedzieć o niej trochę więcej, by móc wybrać odpowiedni moment na spotkanie. Nie mogłem tego spartolić.
Parę razy warowałem pod marketem i czekałem, aż Estera skończy zmianę. Potem dyskretnie za nią podążałem i w ten prosty sposób dowiedziałem się, gdzie mieszka. Potem mogłem już obserwować jej dom i poznać rozkład dnia. Dowiedziałem się, że nie ma obok niej żadnego faceta, i razem z dwunastoletnią córką mieszka u swoich rodziców.
Jezu, prawie czterdziestoletnia kobieta powinna mieć już własne mieszkanie! Naprawdę musiała ponieść spektakularną klęskę, wychodząc za tego kurdupla i wyjeżdżając z kraju. Jeśli udałoby się nam odświeżyć przyjaźń, mógłbym zapewnić jej i jej dziecku o niebo lepsze warunki. To co, że ojcem dziewczynki był kto inny? Z czasem doczekalibyśmy się własnego potomstwa.
Uderzyłem niespodziewanie, wykorzystując ulewny deszcz, który zaczął padać tuż przed zakończeniem zmiany Estery. Nie miała samochodu, więc nie za bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić po wyjściu ze sklepu. Stanęła bezradnie pod okapem, pewnie w nadziei, że ulewa trochę ustąpi. I wtedy, niby przypadkiem, pojawiłem się ja.
– Estera? – spytałem, udając zaskoczonego. – To naprawdę ty?
Spojrzała na mnie dość nieufnie.
– Znamy się? – spytała, wyjmując z torebki papierosy. Wytrząsnęła jednego, włożyła do ust i zapaliła. Z lubością wciągnęła tytoniową chmurę w płuca i wydmuchnęła w moją stronę.
– Ciężki dzień? – pokiwałem ze zrozumieniem głową.
– Nie odpowiedział pan na moje pytanie – stwierdziła obojętnym tonem.
– Jaki pan? – uśmiechnąłem się. – Pamiętasz imprezę u Przemka na chacie? Tańczyliśmy razem do białego rana. Andrzej. No widzę, że coś ci się przypomina.
– To musiało być wieki temu – mruknęła. – Tańczyłam z tobą?
– Przez całą noc – potwierdziłem wesoło. – A później…
– Nie – Estera weszła mi w słowo. – Nie przypominaj mi tego nawet, bo się rumienię ze wstydu. Bywałam wtedy nagrzana jak pershing. Nie mam pojęcia, co za numery tam odwalałam i raczej nie chcę wiedzieć. Było, minęło.
Nie była mną zbytnio zainteresowana
Trochę mnie ochłodziła ta wypowiedź. Jak mogła nie pamiętać tamtej nocy? Faktycznie była pijana, ale i ja nie byłem trzeźwy, a jednak doskonale wszystko pamiętałem. Wszystkie nasze namiętne pocałunki i upojny seks w sypialni rodziców Przemka.
– Podwieźć cię? – spytałem, bo głupio tak było gadać pod wiatą sklepu.
Spojrzała na wylewający się z rynny strumień wody, a potem na zachmurzone niebo i skrzywiła się z niesmakiem.
– Cholera – powiedziała, gasząc niedopałek papierosa na mokrym betonie. – Chyba nie ma szans na przejaśnienie, skorzystam z zaproszenia.
Biegiem pokonaliśmy odległość kilkunastu metrów dzielącą nas od samochodu, a i tak solidnie zmokliśmy.
– Matko, jaka ulewa – powiedziała, sadowiąc się na fotelu obok. – Cały dzień świeciło słońce, obiecując cuda na drągu, i człowiek nie mógł się doczekać fajrantu, a kiedy tylko wyszedł, pierdut! Biednemu zawsze wiatr w oczy, co?
– Ja nie mogę narzekać – stwierdziłem, ostrożnie wycofując samochód z zatłoczonego parkingu. – Dzięki tej ulewie mogliśmy się spotkać.
– No tak – mruknęła, roztrzepując sklejone deszczem włosy.
– Kopę lat, co? – zagaiłem. – Czym się teraz zajmujesz?
– Przecież wiesz – wzruszyła ramionami. – Skanuję zakupy, wykładam towar na półki, ot, cała moja rzeczywistość.
Czekałem na pytanie zwrotne, czyli co u mnie słychać, ale się nie doczekałem. Szkoda, bo mógłbym się jej trochę zaprezentować i nasza rozmowa nabrałaby rumieńców.
– Fajnie było cię spotkać – przerwałem niezręczne milczenie. – Co za przypadek, że akurat robiłem zakupy w tym sklepie.
Spojrzała na mnie z ukosa.
– Zawsze robisz tu zakupy – stwierdziła. – Przecież cię kojarzę.
– No tak – przyznałem – ale dziś miałem zupełnie inne plany. Przeznaczenie chyba mnie tu przywiodło… Słuchaj, a może byśmy gdzieś wpadli na kawę?
– Nie mam czasu – powiedziała. – Obiecałam wziąć córkę na zakupy.
– Jasne – skinąłem głową. – To może innym razem, co?
– Czemu nie – zgodziła się. – Możemy się kiedyś spotkać na mieście.
– Super – ucieszyłem się, a potem rzuciłem pomysłem, który wpadł mi do głowy: – Hej, a może podwieźć was dzisiaj do sklepu? Nie zapowiada się na to, że przestanie padać, po co macie moknąć? Szkoda Marysię narażać na przeziębienie.
Co te baby mają w głowach?!
Usztywniła się na dźwięk imienia swojego dziecka.
– Skąd wiesz, jak moja córka ma na imię? – spytała chłodno.
– Wspominałaś chyba – powiedziałem, siląc się na beztroski ton.
– Nie – potrząsnęła głową. – Nie wspominałam. I skąd w ogóle wiesz, gdzie mieszkam? Ani razu nie spytałeś mnie o drogę – chyba była w lekkiej panice.
– Noo, zakładałem, że pod tym samym adresem, co kiedyś – wzruszyłem ramionami. – Mylę się?
– Zatrzymaj samochód – podniosła głos. – Natychmiast.
– No co ty – żachnąłem się. – Przecież leje jak z cebra.
– Zatrzymaj! – krzyknęła.
– Czekaj chwilę – uspokajałem ją. – Za chwilę będziemy na miejscu.
– Dzwonię na policję – sięgnęła po komórkę – albo natychmiast stajesz.
Ryzykując mandat, odbiłem kierownicą i zjechałem w zatoczkę dla autobusów. Otworzyła drzwi, kiedy tylko koła się zatrzymały.
– Nie zbliżaj się do mnie ani do mojej rodziny, świrze – powiedziała, wysiadając. – Jeśli cię zauważę w pobliżu, dzwonię po gliniarzy. Czy to jasne?
Trzasnęła drzwiami, mało okno nie wyleciało, ale po zrobieniu dwóch kroków, cofnęła się i znów je otworzyła.
– I zakupy zacznij robić w jakimś innym sklepie. Dobrze ci radzę.
Przygotowałem się na trzaśnięcie drzwiami, ale zamiast tego usłyszałem sygnał z policyjnego samochodu. Właśnie zaparkowali za moim zderzakiem i jeden z mundurowych już szykował bloczek z mandatami. No cholera jasna! Niech ją szlag trafi. Co jest z tymi babami? Jak można założyć normalną rodzinę, skoro wszystkie mają zlasowane mózgi?
Czytaj także:
„Chciałem zabrać żonę na wakacje, lecz do akcji wkroczyła teściowa. Ta wścibska baba wyrzuciła moje oszczędności do śmieci”
„Kiedyś mąż był romantykiem, a dziś ma serce z kamienia. Jedyny wyraz miłości, na jaki zasługuję to kanapka z salcesonem”
„Nietrzeźwa spowodowałam wypadek. Córka przyjaciółki nie będzie chodzić. Nikt nie wie że to ja, ale wyrzuty mnie zżerają”