Singielki kontra młode mamy. Czy zawsze musi być konflikt? Felieton Roszczeniowej Trzydziestki

Rysunek - kobieta fot. Roszczeniowa Trzydziestka
Droga mamo, koleżanko, która niedawno urodziłaś, matko udzielająca się na forach, sąsiadko z małymi dziećmi. Piszę do Ciebie ten list, bo za dużo już widziałam artykułów, postów, komentarzy, w których jadą po sobie dzietni i bezdzietni. I zawsze przy takich okazjach zastanawiam się, co sprawia, że czasem mówimy różnymi językami i na różne tematy. Równocześnie. Przekrzykując się.
Roszczeniowa Trzydziestka / 28.02.2017 07:37
Rysunek - kobieta fot. Roszczeniowa Trzydziestka

Oto kilka wniosków. Przygotuj się na mniejsze lub większe przymrużenie oka. Ale jednak pamiętaj, że „coś w tym jest”.
Po pierwsze nie żyję w Twoich realiach. Przykład banalny i w sumie zabawny: te wszystkie fazy rozwoju. Dziecko ma 17 miesięcy? To informacja dla innych matek. Mnie się nawet nie za bardzo chce przeliczać. Etapy są następujące: ciąża, bobas, dziecko, duże dziecko. I bardziej precyzyjne datowanie nie jest do końca ważne. Rośnie to rośnie, przecież widać. :D

„Macierzyństwo to nie jest zajęcie dla jednej osoby”. A co robić, gdy nie ma tej drugiej?

Jak trzeba będzie kupić prezent to już gorzej. Pokaż paluszkiem, bo inaczej dramat. My, bezdzietne singielki raczej nie śledzimy tych trendów i nie wiemy, czy koniki Pony są jeszcze na czasie i czy kantowska „Krytyka czystego rozumu” to dobry prezent dla dziesięciolatka. Powiedz nam to po prostu zamiast smutno patrzeć i mówić, że w tym wieku bardziej adekwatny byłby Hegel.  
Nieznajomość faz rozwoju oznacza jeszcze jedno (i to dla Ciebie akurat superwiadomość): łykniemy każdego njusa z entuzjazmem. Jeśli więc słyszymy, że Jasio zaczął chodzić jak miał dwa lata, to super, głęboko wierzymy, że Jasio to geniusz. Robercik mając lat pięć sam czyta książeczki? No wspaniale. Jakby miał sześć, to tez pięknie. Po prostu nie wiemy, kiedy to jest wcześnie, które zachowania są przebłyskami talentu. Pochwalimy wszystko. Oczywiście, kiedy Patryczek ma lat czterdzieści i nadal z tobą mieszka możemy lekko kręcić nosem. W pozostałych przypadkach Patryczka pochwalimy i wysłuchamy wszystkiego, co masz nam o nim do powiedzenia.

Naturalnie tylko jeśli Cię lubimy. Bo wybacz, ale większość historii o dzieciach jest dla nas nudna (tak jak dla Ciebie mogą być nudne moje „pasjonujące” opowieści o bieganiu). Wyjątek stanowią właśnie dzieci lubianej przez nas kobitki: dzieci siostry, przyjaciółki, bliskiej kumpelki. Wtedy są dla nas fragmentem historii o Tobie. Która – tak się składa – cholernie nas ciekawi, nie dlatego że jesteś matką, ale dlatego, że fajna z ciebie dziewczyna. I chcemy znać Twój świat.

W czym są koty lepsze od dzieci? Nie wiem, być może w niczym. Ale ja zdecydowanie wolę koty.

Ale – wielka prośba – nie przypominaj mi regularnie, że ten Twój świat jest o niebo lepszy i bogatszy niż mój. Że dopiero, jak urodzę, to będę wiedziała Jak To Jest. No halo. Nie mam dzieci. To znaczy tylko, że nie mam dzieci, a nie że nie wyewoluowałam jeszcze do stwora, który miałby szansę wyjść z praoceanu. To całe „zobaczysz, będziesz miała swoje, to poznasz co to życie”, „odpowiedzialność? Co ty możesz o tym wiedzieć?” może poprawiać ego, ale na singielki działa tylko tak, że się sfochamy. I po co Ci to?

„Poczekaj, będziesz matką to się dopiero nalatasz” – powiedziała mi kiedyś jedna z Was dzień po maratonie. To akurat zabawne, ale już notoryczne podkreślanie, że zmęczenie bezdzietnych lasek, to ho ho! nic przy Twoim, jest słabe. Nie cały czas dziecko jest niemowlakiem, a zdarzało się, że o notorycznym zmęczeniu mówiły matki, których obie pociechy były w podstawówce.

My, singielki o dziwo też czasem padamy na ryj, nawet jeśli jest to ryj singielski, a nie matczyny. Zrozumcie, że nam z kolei nikt nie pomaga. Nawet jeśli trzeba naprawić szafkę, przetkać wannę, czy wnieść ciężkie zakupy. Nikt nas nie podwozi, nikt za nas nie załatwia najprostszej pierdoły urzędowej. Też się „nalatamy”. Nie tylko w maratonach.
Jednak jeśli się – mimo zmęczenia – z nami umawiasz, zrozum też, że to Ty jesteś dla nas ważna. Ty masz być gwiazdą naszego wspólnego wieczoru a niekoniecznie Twoja familia. Widziałam już imprezę na której wszystkie dziewczyny przyniosły wino, ciastka i świeże plotki, a jedna zabrała dodatkowo męża (sic!) i dwójkę dzieci. Zrobiło się mega dziwnie i impreza padła. „Bo my wszędzie chodzimy całą rodzinką.” – jakoś nie przeszło.

5 dobrych powodów, żeby nienawidzić kobiet.

„Wy bezdzietne singielki też nie jesteście święte”, powiesz i będziesz miała rację. Czasem za nerwowo reagujemy na dzieci np. w knajpach. Jasne, że są przypadki ekstremalne, kiedy maluchy demolują restaurację, a matka tak pięknie patrzy w dal. To spojrzenie widziałam też u wielu właścicieli psów, których burek właśnie za kimś gonił. Poetyckie, zawieszone gdzieś między światem marzeń a tym padołem łez, nieobecne. No i wtedy z lekka nas nosi. Może nawet paść tekst o gówniakach, których miejsce w domu. Ale generalnie, masz rację, ludzie zrobili się ostatnio jacyś nadwrażliwi. Dzieci to normalny element krajobrazu i kiedy zaczniemy robić z siebie francuskie pieski, powiedzcie nam to. Wyjaśnijcie swoje racje.

I to jest właśnie najważniejsze – żeby mówić. Nie hejtować, ale wyjaśniać. Bo większość problemów, jakie ze sobą mamy to oczywiście kwestia zrozumienia. Przykład? Kiedy my, singielki słuchamy niektórych z Was, macierzyństwo jawi się jako coś strasznego. Dzieci są w tych Waszych opowieściach męczące i straszne, wieczór bez nich jest czymś wspaniałym i wyczekiwanym, przetrwanie dnia w towarzystwie rodziny to dramat. „Nareszcie sami” – piszesz na fejsie wrzucając pierwsze roześmiane zdjęcie od roku. No super.
 Długo mnie to wkurzało, wiesz? Bo z jednej strony tłumaczysz mi, że warto, że powinnam, że muszę mieć dzieci (tu czasem pada argument o egoizmie), z drugiej, słyszę tylko narzekanie. Ale siadłam ostatnio ze znajomymi i opowiadałam scenki z biegów. A to jak fancy warkoczyk na trzydziestym którymś kilometrze potrafi przeciąć ci skórę na plecach, a to jak ciężko biegnie się w palącym słońcu, a to jak dramatyczny potrafi być podbieg na finiszu, a to jak może Cię sponiewierać bieg z narastającą prędkością, czy interwały.
- Po co się tak męczysz? Przecież to musi być beznadziejne. – stwierdzili w końcu.
- Wcale nie, to najpiękniejsze, co można przeżyć – zaprzeczyłam gorąco i nagle poczułam, że jestem jak Ty droga koleżanko-matko. Ten narzeking jest w istocie podszyty miłością i nikt „z zewnątrz” tego nie zrozumie.

Czego Roszczeniowe Trzydziestki najbardziej zazdroszczą kobietom w związkach?

Zrozumienie to jedno, jest jeszcze szacunek. Nie, też mi się nie podoba kiedy internet wypluwa z siebie jad w Twoim kierunku – że pięćsetplus, że matki są roszczeniowe i „misienależy”, że gówniaka zrobiła, niech się męczy. Podziwiam Cię często, serio. Kiedy próbowałam jeździć do roboty na hulajnodze, zaczęłam myśleć jak bardzo miasto jest nieprzyjazne dla Ciebie idącej z wózkiem. Kiedy widzę ceny produktów dla dzieci, zastanawiam się, jak ty dziewczyno w ogóle masz co do garnka włożyć. A jeśli o garnkach mówimy, pamiętam jak moja biedna kumpela przyszła na grilla z maleństwem i mimo wysiłków nie zdążyła zjeść kawałka kurczaka, który ostygł smutno na talerzu i leżał tam, kiedy skończyliśmy biesiadować.  Nie wiem już zupełnie, jak sobie radzisz, kiedy jesteś sama. Nie wyobrażam sobie nawet, jak musisz się bać o dzieci w tym świecie, który straszy kolejnymi zmianami w każdym tygodniu.

Droga mamo, nie jestem absolutnie Twoim wrogiem. Czasem po prostu żyjemy w dwóch różnych światach. Ale najważniejsze, żebyśmy się szanowały. Damy radę?

Więcej komentarzy naszych autorów, a tym Roszczeniowej Trzydziestki - tylko na Polki.pl!
 

Redakcja poleca

REKLAMA