Kiedy przychodziła ta godzina, czyli pora emisji teleturnieju, gremialnie całe rodziny zasiadały przed telewizorami na wersalce i z napięciem obserwowały losy odpowiedzi uczestników. Co można było wygrać? Potrzebne pieniądze, nowy samochód, wycieczka do dalekich krajów, szacunek i sławę. I było się w telewizji!
Polskie teleturnieje lat 90., które wspominamy z łezką w oku
Rozrywka, czyli oderwanie od trudu codzienności, było w latach 90. na wagę złota. Telewizory skryte w meblościankach czy stojące na stolikach RTV były centrum każdego domu. Magia teleturniejów wciągała, szczególnie kilkanaście lat temu, a każdy format angażował także widzów przed telewizorami. Kibicowaniu i emocjom z tym związanym nie było końca.
Pamiętacie teleturnieje, które oglądało się z wypiekami na twarzy? Pamiętacie gwiazdy, które rozpoczynały swoje kariery jako sprzedawcy marzeń? jak kiedyś wyglądał Zygmunt Chajzer z „Idź na całość” oraz czy Krzysztof Ibisz bardzo zmienił się od czasu „Czar Par”? Zerknijcie do naszej wspomnieniowej galerii: oto najbardziej kultowe teleturnieje lat 90.
Miliard w Rozumie
Teleturniej był opracowany przez polskie wydawnictwo PWN, a licencja zakupiona przez TVP. Początkowo program nadawano w czwartki po południu, w późniejszym czasie w soboty w godzinach popołudniowych. Oglądalność tylko rosła.
Pomysłodawcami programu byli Leszek Stafiej i Grzegorz Boguta. Prowadzącym był Janusz Weiss. W latach 1993-2000 główną nagrodą było sto tysięcy złotych (miliard przed denominacją w styczniu 1995 roku). Pytania dotyczyły 54 dziedzin. Przez całą 11,5-letnią emisję teleturnieju czołówką był animowany mężczyzna ubrany w niebieską marynarkę, białą koszulę i niebieski krawat. Na jego czole pokazywany był ekran, ukazujący jego myśli i pracę mózgu. Ten widok utrwalił się w naszej pamięci najsilniej, bo w pewnym momencie głowa mężczyzny eksplodowała i zaczynała z niej wysypywać się pieniądze.
Program skupiał inteligentne jednostki, a bycie w nim świadczyło o dużej wiedzy. Podobnie było też z innym tego typu formatem, który utrzymał się przez lata w niezmienionej, ociosanej formie. Jakim?
Wielka Gra
Utrzymana w spokojnym i kulturalnym tempie, doskonale prowadzona przez Stanisławę Ryster, promująca wiedzę na najwyższym poziomie „Wielka gra” była polskim teleturniejem wszech czasów i emitowanym przez Telewizję Polską w latach 1962–2006.
Teleturniej sprawdzał wiedzę specjalistyczną z danej dziedziny, ale której gracz musiał się przygotować. Nie było tu takich emocji, jak w przypadku „Idź na całość”, bo był to program ekspercki, z udziałem specjalistów. Gra składała się z 4 etapów. Od 2 etapu nagrodą była stawka pieniężna, podwajająca się wraz z każdym etapem, a pytania coraz bardziej szczegółowe i trudne. W 2016 roku TVP myślało o reaktywacji formatu, jednak ostatecznie nie podjęto takich działań.
Koło Fortuny
To pierwszy teleturniej w wolnej Polsce powstały na amerykańskiej licencji „Wheel of Fortune”. W polskiej edycji główne role grali wąsaty Zygmunt Pijanowski i śliczna Magda Masny i byli uznawani za telewizyjne osobowości, wręcz ikony. Polegał on na tym, że uczestnicy kręcili kołem i mieli odgadywać hasło, a Magda Masny chodziła z gracją i odsłaniała pola z kolejnymi wylosowanymi przez graczy literkami. Gdy program startował w 1992 roku, był emitowany jeszcze jako czarno-biały obraz. Do wygrania był np. Polonez i 50 tys. złotych. Do tego szczypta ryzyka! Pole BANKRUT na kolorowym kole oznaczało porażkę. Ale to i tak kusiło! Najdłużej odgadywane hasło w historii programu brzmiało: Naświetlanie promieniami X. Niby znane, a jednak ten rodzaj promieni spowodował poważny zastój (nie tylko umysłowy) podczas jednego z odcinków. Każdy miał szansę!
Nowe Koło Fortuny
Nowa wersja już obfituje w kolejne anegdotki. Reaktywacja „Koła Fortuny” nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Prowadzi je Rafał Brzozowski wraz z Miss Polonia 2016 – Izabellą Krzan, która była już gospodynią magazynu Lajk! emitowanego w TVP 2. Co skłoniło władze telewizji do odświeżenia formuły? Oglądacie?
Czar Par
To format dawny, ale powielany i wciąż aktualny. Emitowany był w latach 1993-1996, a prowadził go Krzysztof Ibisz! W programie młode małżeństwa rywalizowały ze sobą w różnych kategoriach: od szybszego obierania ziemniaków, pisania piosenki, odegrania scenki teatralnej czy wykonania makijażu, słowem: trochę jak oczepiny z konkretną wygraną. Program był novum w swojej kategorii: ponieważ kilkadziesiąt par, a dla każdej z nich wygrana w „Czarze par” rekompensowała ubogie wesela lat 80. Było przy tym dużo śmiechu, zabawy! A pamiętacie Krzysztofa Ibisza? Teraz jego czytanie tekstu z kartki byłoby nie do przyjęcia. Ale dziś jest jedną z twarzy Polsatu!
Idź na całość
„Idź na całość” trwał na antenie cztery lata i doskonale odpowiedział na zapotrzebowanie widzów, którzy łaknęli adrenaliny i emocji. To nie był teleturniej, do którego zapraszano uczestników mających dużą wiedzę. To byli ludzie z nadziejami. Prowadzący go Zygmunt Chajzer nie wymagał od uczestników żadnej konkretnej wiedzy, wystarczyło, że „strzelali” na tyle celnie, by coś wygrać, o ile zdecydowaliby się zaryzykować. Coś prostego, coś dla każdego. Skąd pomysł na program?
Zamysł teleturnieju był związany z paradoksem Monty'ego Halla. Nazwa pochodzi od pomysłodawcy amerykańskiego odpowiednika „Idź na całość”, czyli „Let's make a deal”, a polega na tym, że uczestnik ma do wyboru trzy bramki: za dwiema z nich kryją się wartościowe nagrody, za trzecią – przegrana. Prowadzący ma za zadanie namówić go na jak najdłuższy udział w grze, a tym samym wzbudzić napięcie u widzów. Paradoks Monty'ego Halla udowadniał, że jeśli zawodnik da się namówić na zmianę decyzji, będzie miał więcej szans na bardziej atrakcyjną nagrodę. Sednem całej intrygi jest odsłonięcie pustej bramki i kolejne kuszenie uczestnika zmianą decyzji, a tym samym – paradoksalnie – zmniejszenie jego szans na wygraną. Chajzer dopingował, napięcie zaś sięgało zenitu. Sukces murowany.
Va banque
Teleturniej emitowany w Polsce od 1996 roku do 2003 na antenie TVP 2. Prowadzącym był aktor, Kazimierz Kaczor, a sam pomysł to kalka amerykańskiego „Jeopardy!”. Każdy z uczestników odręcznie pisał swoje imię, które wyświetlało się na ekranie. Prowadzący nie zadawał pytań, tylko czytał z monitora opis pasujący do danej osoby/rzeczy, a uczestnik miał tak odpowiedzieć, żeby brzmiało jak pytanie. Za dobrze postawione pytanie słychać było Tak, proszę dalej, a w przypadku niepoprawnej odpowiedzi: Niestety nie... Wysokość kwoty dodawanej do lub odejmowanej od konta równała się wartości wybranego pytania. Kazimierz Kaczor pożegnał się z widzami symbolicznie: składał wtedy palce w literkę V.