Zabiła ją psychoza, gruźlica czy odejście męża? Vivien Leigh, czyli Scarlett z „Przeminęło z wiatrem” nie wytrzymała presji

Vivien Leigh - historia jej życia fot. Wikipedia
Oscarowa aktorka z „Przeminęło z wiatrem” miała omamy, obnażała się publicznie, wykrzykiwała sprośności. Smutny koniec jej krótkiego i wielkiego życia wstrząsnął nie tylko środowiskiem filmowym i teatralnym. Zmarła 8 lipca 1967 roku w wieku 53 lat.
Edyta Liebert / 01.10.2020 11:15
Vivien Leigh - historia jej życia fot. Wikipedia

Oscarowe statuetki wykorzystywała do blokowania łazienkowych drzwi, a urodę traktowała jako wroga swojego talentu. Była aktorką dramatyczną, a największy dramat odgrywał się w jej życiu. 

Zdeterminowana córka wojskowego 

Urodziła się w szanowanej brytyjskiej rodzinie oficerskiej i była jedynaczką, która niełatwo nawiązywała kontakty z rówieśnikami, poniekąd z powodu przeprowadzek i wyjazdów związanych z obowiązkami ojca. Jako aktorka zadebiutowała już jako 3-latka, kiedy to bezbłędnie wyrecytowała rymowankę w amatorskim kole teatralnym, do którego należała jej mama, Gertrude Hartley.

Od najmłodszych lat uwielbiała literaturę i sztukę. Jej aktorska edukacja była przerywana wyjazdami rodzinnymi, ale deski teatru były jej przeznaczone. Vivien postawiła na swoim i ojciec zapisał ją do Royal Academy of Dramatic Art w Londynie. W tym samym roku Vivien Leigh znalazła swojego pierwszego męża, Herberta Leigh Holmana, starszego od niej o 13 lat adwokata. Pobrali się rok później, ale nigdy nie znaleźli wspólnego języka w kwestii teatru. Dla niego i dla córki, którą urodziła w 1933 roku, przerwała studia, ale nie marzenia o karierze, której nie wróżyli jej krytycy.

„Nastąpiła w niej zmiana”

Wróciła do aktorstwa i nie zamierzała już niczego poświęcać dla niego. Być może chodziło o dojrzałość aktorską, może o warsztat, a może o początki choroby. Kiedy to w artykule o „Masce cnoty” dla „Daily Mail” pojawiła się wzmianka o jej urodzie i wahaniach nastroju: wtedy dostrzeżono „błyskawiczną zmianę na jej twarzy”.

Zaczęto kojarzyć ją jako ekscentryczną, ale magnetyzującą postać. Ona sama nie mogła odnaleźć się w nagłym, zaskakującym zalewie pozytywnego odbioru jej osoby. Nie czuła się komfortowo jako sławna aktorka: zaczęła czuć ogromną presję, na którą nie była przygotowana. 

Coraz częściej pojawiały się epizodyczne wahania nastrojów: od krzyków i agresji, poprzez nieustający, spazmatyczny płacz, a w międzyczasie potrafiła zamilknąć i pustym wzrokiem patrzeć w okno. Co ciekawe, spektakle z jej udziałem były niemal bezbłędne i nie zdradzały nawet śladu raczkującej psychozy.

Być może te pierwsze sukcesy w latach 30. oraz pierwsza ciąża przyczyniły się do wystąpienia u niej depresji. Tak się złożyło, że rola we wcześniej wspomnianej sztuce dała jej coś więcej - zainteresowanie Laurence'a Oliviera, który był pod jej wrażeniem od początku do końca.

Niedługo potem zostali przyjaciółmi i... kochankami - nie tylko na planie. On był żonaty, ona założyła rodzinę i dlatego gdy tylko dostała w ręce powieść „Przeminęło z wiatrem” uznała, że może być kandydatką idealną do głównej roli. 

Co ciekawe, jak potem okazało się w biografii Oliviera, Leigh nie znosiła grania w filmach. Nie cierpiała określenia „gwiazda filmowa”, bo uważała to za tymczasową i destrukcyjną etykietę. Zaprzyjaźniła się z Clarkiem Gable'em a także odtwórczynią roli Melanii, która to broniła ją przed opinią publiczną, gdy ta podejrzewała obsesyjne, kompulsywne i maniakalne predyspozycje Vivien Leigh. 

Vivien była nienagannie profesjonalna, nienagannie zdyscyplinowana na planie Przeminęło z wiatrem. Martwiły ją dwie rzeczy: dawanie z siebie wszystkiego w skrajnie wymagającej roli i rozstanie z Larrym, który przebywał w Nowym Jorku - Bob Thomas, The Charm of Laurence Olivier, 2006

„Była w stanie przeturlać się po rozbitym szkle, jeżeli miałoby to jej pomóc w budowaniu roli"

Larry, czyli Laurence Olivier, dostał rozwód, a Vivien rozstała się ze swoim mężem; córka została pod opieką ojca. 31 sierpnia 1940 roku Olivier i Leigh pobrali się, choć aktor i reżyser nie był zbyt skłonny do tego kroku.

Ten związek nabrał formalnego charakteru, a prasa i tak wytykała im cudzołożne początki związku. Ich teatralne współprace były nietrafione i pociągały za sobą konsekwencje finansowe aż do 1947 roku, kiedy to Leigh zagrała m.in. w genialnym „Tramwaju zwanym pożądaniem”.

Leigh stawała się nieobliczalna. Wymierzane policzki, awantury, krzyki i bezsenność dawały o sobie znać, choć przed prasą doskonale odgrywała swoją rolę uśmiechniętej aktorki. Przerażało ją widmo niepowodzeń i klęski. Koncentrowała się na krytyce, nie czytała pochlebstw i nie słuchała głośnych braw. Jedno kąśliwe określenie powodowało u niej spadek energii. 

W 1954 roku przeszła załamanie nerwowe, miała na koncie zdradę małżeńską, ale mąż pozostał przy niej dbając o nią. Niestety wyszło na jaw jej „szaleństwo”. Z trudem potrafiła nawiązać relacje z teatralnymi partnerami i była konfliktowa na planie. W 1958 roku uznała, że jej małżeństwo chyli się ku końcowi, wdała się w kolejny romans, ale nigdy nie przestała być związana z Olivierem, nawet po rozwodzie w 1960 roku. On wiedział o niej wszystko. 

Przez cały okres jej opętania przez niezwykle nikczemnego demona – psychozę maniakalno-depresyjną, z jej wciąż zawężającą się spiralą śmierci – udało jej się zatrzymać swoją przebiegłość – zdolność do ukrywania prawdziwego stanu psychicznego przed wszystkimi z wyjątkiem mnie, po którym nie powinna była oczekiwać udźwignięcia tego ciężaru - czytamy w książce Laurence Olivier, Confessions Of an Actor. Nowy Jork: Simon and Schuster, 1982.

Choroba trwała w najlepsze

Vivien Leigh przez większość dorosłego życia cierpiała na cyklofrenię i zyskała reputację osoby, z którą trudno się współpracuje. Od połowy lat 40. doznawała powtarzających się napadów przewlekłej gruźlicy, która nawracała przez lata. Pod koniec życia opiekował się nią Jack Merivale, ale jak potem wyznała, to wolała żyć krótko z Larrym, niż długo bez niego. Tęsknota za drugim mężem potęgowała depresję. Leigh stała się niebezpieczna: miała omamy, obnażała się w publicznych miejscach i wykrzykiwała sprośności. Leczono ją elektrowstrząsami.

Jej pierwszy mąż spędzał z nią dużo czasu, wciąż utrzymywali przyjacielskie stosunki. Jeszcze w 1963 roku, na 4 lata przed śmiercią, odebrała nagrodę Tony dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej w musicalu „Towarzysz”. Nawrót gruźlicy w nocy z 7 na 8 lipca ostatecznie odebrał ją światu. Mając płyn w płucach upadła, chcąc dotrzeć do łazienki. W mieszkaniu natychmiast pojawił się Olivier, który głęboko rozpaczał po tej stracie. 

Więcej poruszających historii: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA