Po publikacji na pierwszy rzut oka niewinnego zdjęcia Weroniki Rosati z córką Elizabeth, fanki zareagowały w nieoczekiwany sposób. Jedna z obserwatorek przestrzegła ją przed zjawiskiem sharentingu.
„Nie piszę złośliwie, ale raczej z troski o Pani córeczkę”
Weronika Rosati jest mamą 2,5 letniej Elizabeth, którą dzielnie wychowuje sama. Aktorka robi wszystko co w swojej mocy, by dziewczynce niczego nie brakowało, dba także o jej bezpieczeństwo, nie publikując wizerunku w sieci. Często umieszcza zdjęcia z ich codzienności, np. tym razem Rosati udostępniła uroczą fotografię, na której widać że ona i córka mają takie same fryzury i był to wybór małej Eli.
Twinning. Ela zdecydowała o naszych dzisiejszych fryzurach - napisała w poście aktorka.
Rozczulające zdjęcie spowodowało niemal niepoliczalną liczbę pochlebnych komentarzy i gratulacji. Pomysłowa córka to duma wielu mam, więc panie chętnie współdzieliły macierzyńską radość aktorki. Natomiast jedna z obserwatorek zwróciła uwagę na co innego: przestrzegła ją, że nie powinna wstawiać takich zdjęć. Mała Elizabeth na zdjęciu nie ma żadnej bluzki i widać nagie plecy.
Pani Weroniko, proszę nie udostępniać nagiego zdjęcia córki. Pedofile tylko na to czekają. Słyszała Pani o zjawisku sharenting? Proszę o tym poczytać. P.S. Nie piszę złośliwie, ale raczej z troski o Pani córeczkę. Pozdrawiam Panią.
Co to jest sharenting?
Nie da się ukryć, że w dobie internetu, w którym działają hejterzy, nie brak też złośliwych (mówiąc delikatnie) ludzi, którzy takie zdjęcia mogą wykorzystać do niecnych i obrzydliwych celów. Zdjęcia dzieci w sieci są łakomym kąskiem dla siatek pedofilskich, a rodzice niekiedy dumni ze swoich pociech, chwalą się nimi na swoich profilach, nie wyczuwając zagrożenia. Określenie sharentingu to nazwa na zachowanie rodziców, którzy często niekoniecznie w przemyślany sposób, publikują zdjęcia swoich dzieci na portalach społecznościowych.
W sieci nic nie ginie, dlatego zjawisko sharentingu jest groźniejsze niż kiedykolwiek, zwłaszcza latem. Rodzice nieroztropnie wrzucają zdjęcia dzieci w bieliźnie, kostiumach kąpielowych lub nawet nago, co stanowi pożywkę dla dewiantów. Jak czytamy w opartym na statystykach artykule o sharentingu Julii Krupińskiej:
W jednym z badań (A.Brosh, 2016) dowiedziono, że aż 67% rodziców udostępniło na swoim profilu na Fb co najmniej jedno zdjęcie, które uznano za niewłaściwe lub zawstydzające. A najbardziej popularne w tej grupie okazały się zdjęcia dzieci nago lub półnago, zwłaszcza poniżej 3. roku życia na plaży lub podczas kąpieli.
Kiedy opublikujesz zdjęcie w internecie, to choć masz do niego pełnię praw, przestajesz mieć nad nim kontrolę. Nie możesz sprawdzić, czy ktoś je skopiował, przerobił czy wykorzystał np. w ulotkach czy na bannerach. Media społecznościowe są bardzo płodnym pod tym względem terenem poszukiwań dla pedofilów: handlują nimi na forach internetowych.
Więcej do poczytania: Oto najgorsze sandały dla dziecka - unikaj ich jak ogniaRodzice dobrze się bawią, a dzieci są przerażone - oburzający trend na Tik Toku