To będzie najbardziej wyjątkowa reprezentacja na igrzyskach olimpijskich w Rio. 10 osób będzie reprezentowało 60 milionów tułających się po świecie, cierpiących uchodźców. Po raz pierwszy w historii, jako symbol nadziei, ale i kolejny dzwonek ostrzegawczy dla sytego świata.
Ich historie są nieprawdopodobne. Smutne i tragiczne, ale jednocześnie będące promykiem nadziei. Bo w przeciwieństwie do milionów swoich rodaków żyją. Mogą się rozwijać i trenować. Wreszcie ukoronować te wysiłki podczas rywalizacji w najważniejszych zawodach sportowych świata - na igrzyskach.
Yusra Mardini
Yusra Mardini urodziła się w Damaszku, stolicy Syrii w 1997 (inne źródła mówią o 1998) roku. Już jako dziecko zaczęła trenować pływanie. Szło jej nieźle, dostała się do syryjskiej kadry. Jeszcze w 2012 roku, jako reprezentantka ojczyzny wystartowała na mistrzostwach świata: na dystansie 200 i 400 metrów stylem zmiennym i dowolnym. A wojna trwała już od roku.
Brutalna wojna, w której zginęło już kilku przyjaciół Yusry Mardini. Jej rodzice postanowili uciekać. Sprzedali wszystko i za 5 tys. dolarów opłacili się przemytnikom, by dostarczyli 4-osobową grupę na greckie Lesbos. Uchodźcy płynęli bez przeszkód, ale już prawie u celu ponton zaczął nabierać wody. Yusra wskoczyła do wody. Wraz z nią młodsza siostra. Zaczęły ciągnąć ponton i tak udało im się dotrzeć do brzegu.
Podczas jednej z rozmów z dziennikarzami Yusra powiedziała, że to, że żyje, że żyje jej rodzina, zawdzięcza sportowi.
Gdybym nie była pływaczką, utonęlibyśmy – powiedziała.
Jak wielu Syryjczyków trafiła do Niemiec. Zanim to się stało, o mało nie została aresztowana na nieprzyjaznych uchodźcom Węgrzech. Zostali okradzeni. Dopiero w Niemczech, w Berlinie, odnalazła spokój.
Polki na olimpiadzie w Rio - poznaj nasze reprezentantki
Umożliwiono jej trenowanie. W 2015 roku wyznaczono jako jedną z osób, które reprezentować będą uchodźców z całego świata w Rio. Stała się liderką tej symbolicznej garstki, to ona najczęściej zabiera głos na konferencjach.
Cały czas wspominam Damaszek, moich przyjaciół, którzy nie żyją. Uciekam w sport, zawsze był on dla mnie odskocznią – mówi Yusra Mardini.
W reprezentacji uchodźców wystąpią nie tylko ci z Bliskiego Wschodu. Tamtejsi przykuwają naszą, Europejczyków, uwagę, bo są blisko, o nich się ostatnio najwięcej mówi.
Ale Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu bardzo zależało, kiedy już podjął tę rewolucyjną decyzję, by w gronie sportowców nie zabrakło także tych, w których krajach uchodźcy tułają się od dziesięcioleci.
Popole Misenga
Demokratyczna Republika Konga w sercu Afryki to "jądro ciemności". Ten kraj cierpi od trzech dekad. W trwającej z przerwami wojnie domowej zginęło już... 5 mln ludzi. Kolejne miliony obywateli Konga są na uchodźstwie.
Popole Misenga urodził się w 1992 roku w Bukavu. Tam została zamordowana jego matka, gdy miał zaledwie 6 lat. Potem błąkał się po lesie przez kilka dni, wreszcie został ocalony, trafił do stolicy, Kinszasy. Tam trafił na łódź, która jego i innych przeprawiła do Brazylii.
W nowym kraju zaczął trenować judo. W 2013 roku na mistrzostwa świata reprezentował swój kraj. Ale do Rio na igrzyska pojedzie (lub może raczej pójdzie, bo mieszka w tym mieście), jako reprezentant uchodźców. W Brazylii dostał azyl, ma dziś żonę Brazylijkę i małe dziecko. Wystartuje w kategorii do 90 kg, a marzy mu się medal.
W Kongo zostali moi bracia i rodzina. Nie wiem, jak się nazywają, czy żyją, jak wyglądają – mówi Popole Misenga.
Yolande Bukasa
W reprezentacji uchodźców, w tej samej dyscyplinie – judo – o laury powalczy też jego rodaczka Yolande Bukasa. Trenowała w ojczyźnie, w 2013 roku trafiła na mistrzostwa świata do Rio. Została opuszczona i okradziona przez trenera. Wspomina, że nie mając pieniędzy i nie znając języka, trafiła do faweli. Tam została zauważona przez pracowników Caritasu. Pomogli w uzyskaniu azylu, a także wznowieniu treningów. Wreszcie została zakwalifikowana do reprezentacji.
Chcę walczyć – mówi Yolanda Bukasa.
Pozostali członkowie reprezentacji uchodźców
Pozostała siódemka również symbolizuje los 60 milionów. Yonas Kinde, maratończyk z Etiopii i taksówkarz w Luksemburgu. Rami Anis – młody Syryjczyk, którego wujek był reprezentantem kraju w pływaniu i namówił go do trenowania.
Pochodzi z Aleppo, w którym bombardowania były tak śmiercionośne, że rodzice wysłali go do Stambułu, z którego trafił do Belgii.
Polscy lekkoatleci wygrali klasyfikację medalową ME
Yiech Pur Biel z Sudanu Południowego, mieszkaniec obozu dla uchodźców przez 10 lat (w Kakumie). James Nyang Chiengjiek, Paulo Lokoro, Anjelina Lohalith, Rose Lokonyen, Yonas Kinde z Etiopii...
Reprezentacja uchodźców w Rio
Decyzja MKOl, by uchodźcy mieli swoją reprezentację, jest szokiem. Przez lata organizacja odmawiała, nie chciała być kojarzona z wojnami, tragediami. Chciała być symbolem wyłącznie sportu, radości i uśmiechu, głównie ze względu na możnych sponsorów.
O ile bezpaństwowcy występowali na zawodach w 1896 roku w Atenach, w 1900 w Paryżu czy w 1904 w Saint Louis, to potem MKOl zabronił tego. Jakiekolwiek demonstracje polityczne były przez dekady karane i ukrywane. Uciekinierzy z krajów komunistycznych w latach Zimnej Wojny dostawali odmowy startu pod flagą olimpijską, za każdym razem, gdy składali wniosek.
Dopiero w latach 90. dopuszczono atletów z Jugosławii, w 2000 startowali sportowcy z Timoru Wschodniego, a w Londynie w 2012 roku z Sudanu Południowego.
Sytuację wywrócił do góry nogami szef MKOl Thomas Bach. W 2015 roku zdecydował, że uchodźcy będą mieli swoją własną reprezentację. Pojechał do obozu dla nich w Atenach, tam w rozmowie z Reutersem przyznał, że to postanowione i reprezentacja będzie liczyła ok. 10 osób.
Słowo stało się ciałem. MKOl wybrał team z kilkudziesięciu zawodników. Brano pod uwagę i osiągnięcia sportowe (żaden z reprezentantów nie jest amatorem), i losy, i – o czym wspomnieliśmy już – miejsce urodzenia. Chodziło o to, by wszyscy nie byli uciekinierami z jednego regionu dotkniętego nieszczęściem.
Jak poradzą sobie w Rio uchodźcy? Popole Misenga mówi o medalu. Reszta jest skromniejsza, ale wszyscy przyznają, że czują na sobie odpowiedzialność za to, co symbolizują. A symbolizują świat taki, jaki on dziś jest. Niepodkolorowany. Zraniony, ale nigdy nie pozbawiony nadziei.