Droga do polityki na najwyższym krajowym szczeblu bywa długa i wyboista. Dla niektórych start w postaci miejsca na liście wyborczej dużej partii bywa okupiony wieloletnią pracą na szczeblu lokalnym, dla innych – pracą w nocnym klubie. Po ogłoszeniu przez Martę Szulawiak decyzji o kandydowaniu w nadchodzących wyborach parlamentarnych z listy SLD, w mediach różnego kalibru zawrzało. Czy efektem tego sprintu do polityki będzie meta i trofeum w postaci miejsca w sejmowej ławie?
Miejsce na okładce magazynu „Wprost”, który na swojej frontowej stronie często zamieszcza fotografie topowych, w danym momencie polityków, z pewnością nie zaszkodzi Marcie Szulawiak w promowaniu swojej kandydatury na posłankę z ramienia SLD. Ba, początkujących polityków, których dotknął ten zaszczyt można policzyć na palcach jednej ręki. Zatem start wydaje się być wyśmienity. Sęk jednak w tym, że zarówno okładka „Wprost”, podobnie jak i wszystkie inne publikacje poświęcone modelce i tancerce na rurze, która postanowiła spróbować swoich sił w polityce, mają wydźwięk negatywny. Efekt medialnego szumu, po którym kurz będzie się unosił w mediach jeszcze przez najbliższych kilka miesięcy, został osiągnięty. SLD zyskało sobie „trzeciego aniołka Napieralskiego”, jak nazwana została Marta Szulawiak, w nawiązaniu do sióstr Zaboroś, tworzących zespół 2sisters, który wspierał Grzegorza Napieralskiego w kampanii prezydenckiej. Tym samym partia konsekwentnie realizuje swój pomysł na przyciągnięcie do siebie młodego elektoratu, a gdzie efektywniej szukać nowych, ciekawych i przyciągających uwagę mediów kandydatów, niż na portalach plotkarskich? Pytanie tylko, czy SLD naprawdę wierzy w to, że młodzi ludzie w Polsce mają ochotę głosować na bohaterów plotek, których lekturą młodzi Polacy wypełniają sobie przerwę na kawę w pracy? Czy po prostu stawiają na medialny show, nie zważając na to, że wysuwające się często na pierwszy plan kampanii wyborczej postaci, które jednak grają tylko epizodyczne role, podpisane w scenariuszu partii jako „folklor wyborczy” lub „egzotyka polityczna”, zwykle szybciej znikają ze sceny politycznej, szybciej niż się na niej pojawiły?
Fot. Wprost
Fot. modelki.plejada.pl
Pozostawiając te pytania bez odpowiedzi, warto jednak przejść do sedna sprawy, czyli programu wyborczego, kandydatki na posłankę, Marty Szulawiak. Otóż bohaterka show „Top Model – zostań modelką”, wyprodukowanego przez telewizję TVN, mówi: „Interesują mnie sprawy społeczne, problemy najuboższych. Sama tego doświadczyłam i wiem, jak ważna jest pomoc tym ludziom. Chcę złamać stereotyp modelek odbieranych jako osoby ładne i głupie.” Jednak mimo najszczerszych zapewnień Marty Szulawiak o jej dobrych intencjach i autentycznej chęci podjęcia pracy społecznej, jak to w polityce bywa, jej przeszłość nie pozostała przemilczana. Po licznych głosach potępiających jej dwuznaczną moralnie pracę w charakterze tancerki go-go, kandydatka na posłankę, postanowiła dokonać oczyszczającej, dla siebie i wszystkich wątpiących w trafność jej życiowych wyborów, spowiedzi w mediach. Historię swoje życia opowiedziała na łamach Super Expressu: "To był koszmarny okres. Tata zmarł, mamie było ciężko. Postanowiła wyjechać do pracy za granicę. I tam miała wypadek samochodowy. Została ciężko ranna, złamała kręgosłup i była sparaliżowana. W wieku 18 lat mój świat obrócił się do góry nogami - wspomina. Miałam 10-letnią siostrę, chorą mamę, do spłacenia długi, kredyty i moje marzenia o studiowaniu marketingu. Od ponad trzech lat pracowałam w instytucie badawczym, a do tego zaocznie studiowałam. Pensji jednak nie wystarczało nawet na raty kredytu. A potrzebowałam pieniędzy na leczenie mamy, utrzymanie siostry, domu... Musiałam znaleźć drugą pracę. I to dobrze płatną. Nie miałam wyboru - zapewnia. To była najtrudniejsza decyzja w życiu. W tajemnicy przed rodziną zdecydowałam się na pracę w klubie go-go. W ciągu dnia byłam menedżerem, nocą tańczyłam w klubie. Pomoc instytucji państwowych to jedna wielka fikcja. Nikt nie chciał nam pomóc. Instytucje państwowe odsyłały jedna do drugiej. Zrozumcie. Nie miałam wyjścia. Miałam kraść? Ze łzami w oczach walczyłam, by za wszelką cenę zachować odrobinę godności. Nie wstydzę się tego, co zrobiłam. Ratowałam rodzinę. Chcę zostać politykiem, by pomagać biednym, potrzebującym ludziom.” Ciężko dyskutować z takimi argumentami, może zatem warto powołać się na opinię doświadczonych polityków, jak Ryszard Kalisz, który tak wypowiedział się o kandydaturze Marty Szulawiak: „Ja obok tej wrażliwości widzę też piękne kształty, ale ma w oczach coś myślącego. I ma wrażliwość społeczną w oczach. Boję się jej konkurencji, uważam, że jest lepsza ode mnie.”
Jedno jest pewne, w czasach, kiedy polityka opiera się w dużej mierze na kreowaniu medialnego show, obowiązuje w niej ta sama zasada, co w show-biznesie i modelingu: „Nie ważne, jak o tobie mówią, ważne, żeby nie przekręcali nazwiska”. Z tą jednak różnicą, że na arenie politycznej weryfikacja dokonań następuje już po czterech latach przechadzania się po politycznym wybiegu. A kiedy już dotrze się na metę trzeba liczyć się z bezlitosną weryfikacją swoich dokonań. Odpowiednio gruba skóra, nie tylko na stopach, wskazana, Pani Marto, w obu branżach. Szkoda tylko, że musi się Pani o tym przekonać już w przedbiegach do sprintu o mandat poselski.
Przeczytaj podobne:
Gwiezdne wybory