Żony ze Stepford?
Po raz pierwszy określenie „Pierwsza Dama” padło w USA w 1849 roku. Wypowiedział je 12. prezydent Zachary Taylor pod adresem wdowy po poprzednim prezydencie, Dolley Madison. Od tamtego czasu nikt nigdy nie spisał zasad, które obowiązują Pierwszą Damą. Co jej przystoi, a co byłoby w złym guście. Przez lata utarło się jednak, że żona prezydenta powinna całkowicie podporządkować mu życie. Błyszczeć na salonach, jednocześnie pozostać na drugim planie. „Najlepiej, gdyby przed objęciem stanowiska Pierwsze Damy przechodziły przemianę, jaka na przykład miała miejsce w komedii »Żony ze Stepford«, z Nicole Kidman, gdzie kobiety o różnych poglądach, temperamentach i stylu bycia zostają zamienione przez mężów w identyczne idealne panie domu. Wszystkie noszą grzeczne ubrania, a ich jedyną ambicją życiową jest usługiwanie mężowi i prowadzenie domu. Trochę w typie wiecznie uśmiechniętej i oddanej Laury Bush, by sięgnąć w niezbyt odległą przeszłość”, mówi Elaine Kamarck, wykładowczyni z Harvardu, pracująca w obozie Clintonów. Zresztą ten model obowiązuje także mężczyzn, który znaleźli się u boku sprawujących najwyższe stanowiska pań. Zarówno Nestor Kirchner, mąż pani prezydent Argentyny – Cristine, czy mąż Angeli Merkel – Joachim Sauer, zwani Pierwszymi Dżentelmenami, nie biorą udziału w życiu publicznym i stronią od mediów.
Nigdy też Ameryka nie zaakceptowała kobiet, które próbowały wymykać się obowiązującym zasadom. Na przykład Eleonory Roosevelt, która często w trakcie chorób męża podpisywała za niego dokumenty i wygłaszała przemówienia. Czy Nancy Reagan, która chodziła do wróżki, by na podstawie jej przewidywań podejmować potem z Ronnim decyzje dotyczące losów Ameryki i świata. A po zamachu na prezydenta, kiedy przez kilka tygodni był nieświadom tego, co się dzieje, prawie przejęła władzę. Na ostrą krytykę naraziła się też niejednokrotnie Hillary Clinton, która wręcz mówiła, że stoi za sukcesem Billa i gdyby nie ona, prezydent nie dałby sobie z wieloma rzeczami rady.
Za żadne skarby
Dla niektórych takie życie byłoby nie do pomyślenia. Jak dla żony premiera Włoch, Silvia Berlusconiego, Veroniki. „Rola Pierwszej Damy to dla mnie żadna rola. Nie chcę wejść w nic nieznaczący stereotyp żony zawsze przytakującej decyzjom męża czy przywódcy politycznego. Dla mnie życie prywatne jest ważniejsze od jakiejkowiek publicznej roli. Czasami wyobrażam sobie życie w wielkich stolicach świata. Wspaniałe sklepy, restauracje, muzea. Nawet przez chwilę mnie to nie nęci. Zawsze pamiętam o moim ogrodzie, zacisznym domu i wiem, że tam są moje korzenie. Przede wszystkim jestem mamą”, napisała w książce „The Veronica Tendency”. Ta piękna kobieta, kiedyś świetnie zapowiadająca się aktorka, żyje w cieniu męża od niemal 30 lat. Mieszka w 70-pokojowej willi Belvedere w Macherio. Zajmuje się domem, hoduje kozy i króliki. Nie ma nawet komórki, bo – jak mówi – do niczego jej niepotrzebna. Mimo że za swoją decyzję zapłaciła wysoką cenę. Małżeństwo z Silviem od dawna istnieje już tylko na papierze. Premier ma osobną posiadłość i zdradza Veronikę na prawo i lewo. Jego romans z 30-letnią deputowaną do partii Forza Italia Marą Cafagną trafił na czołówki gazet, po tym jak Berlusconi niemal oświadczył się na wizji. „Gdybym nie był żonaty, z miejsca bym cię poślubił”, wypalił.
W służbie męża
„To był dla mnie bardzo trudny moment. Bardzo przeżyłam rezygnację z pracy i przeprowadzkę na Downing Street 10”, zwierzyła się kiedyś żona premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna, Sarah. Przez lata była właścicielką świetnie prosperującej firmy PR w Bristolu i zapewne nie spodziewała się tak radykalnej zmiany w życiu, tym bardziej że szanse Browna na premierostwo były niewielkie. Mimo że jej mąż sprawuje urząd od niemal dwóch lat, o niej samej wiadomo niewiele. Sarah, która wygląda bardziej jak kobieta z sąsiedztwa, a nie Pierwsza Dama Wielkiej Brytanii, bardzo chroni życie prywatne. W przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, Cherie Blair, nie udziela wywiadów, rzadko pokazuje się publicznie. Właściwie na arenie międzynarodowej po raz pierwszy można ją było zobaczyć na szczycie G20, który obywał się w Londynie. Sarah jako gospodyni kraju, który organizował większość spotkań, zaprosiła wszystkie Pierwsze Damy towarzyszące mężom politykom na lunch. Poza tym wiadomo o niej tyle, że zajmuje się domem i działa charytatywnie. Wspiera walkę z rakiem piersi i patronuje organizacjom pomagającym ofiarom przemocy domowej. „Zdecydowała o tym historia mojego znajomego, który nie miał gdzie pójść, by prosić o pomoc”, tłumaczyła swoją decyzję Sarah. Ale robi to po cichu, z dala od mediów. Nie zniosłaby takiego zainteresowania prasy, jakie towarzyszyło księżnej Dianie.
Podobnie zresztą jak nasza Pierwsza Dama Maria Kaczyńska, która też nie przepada za nagłaśnianiem swojej działalności. Mimo że – jak mówi – „Lista różnych działań i patronatów, które objęłam, liczy sobie 10 pełnych stron maszynopisu. A gdy ma wolny czas, nie biegnie na przyjęcie czy raut. Jedzie wtedy do córki Marty i wnuczek do Sopotu albo po prostu biegnie do sklepu, by uzupełnić garderobę męża. „Kupuję mu buty, koszule, krawaty. Przygotowuję gotowe zestawy. Zastrzegam sobie tylko możliwość wymiany lub zwrotu. Zwykle jednak rzeczy wybrane przeze mnie pasują na męża jak ulał”, mówi z dumą.
Śladami Jackie Kennedy
Carla Bruni-Sarkozy i Swietłana Miedwiediew na salonach czują się jak ryby w wodzie. „Uwielbiam być Pierwszą Damą i reprezentować Francuzów”, przyznaje żona Nicolasa Sarkozyego. I robi to rzeczywiście w znakomitym stylu. Kiedy wychodziła za mąż za prezydenta Francji, wszyscy obawiali się, że to tylko chwilowy kaprys byłej modelki, która całe życie zmieniała facetów jak rękawiczki. Że tylko patrzeć, jak zacznie go zdradzać. Francuzi bali się też, że przy jej swobodzie bycia i temperamencie nie będzie w stanie podporządkować się regułom protokołu dyplomatycznego. Tymczasem Carla wszystkich zaskoczyła. Świetnie pełni obowiązki Pierwszej Damy. Jej wizyta w Wielkiej Brytanii, w trakcie której doszło do spotkania z królową Elżbietą II, była wielkim sukcesem. Carla szybko też zdobyła miano ikony stylu, a sposób, w jaki się ubiera, zaczęto porównywać do stylu Jackie Kennedy. Także podczas ostatniego szczytu w Londynie wyglądała pięknie i elegancko.
Podobnie zresztą jak Pierwsza Dama Rosji Swietłana Miedwiediew, która brylowała na lunchu u Sarah Brown. Pierwsza Dama Rosji jeszcze przed wyborem Dmitrija Miedwiediewa na prezydenta była gwiazdą na moskiewskich salonach. Można ją było zobaczyć na party u Ałły Pugaczowej i na festiwalu filmowym, gdzie witała się wylewnie z Nikitą Michałkowem. Odkąd jej mąż został prezydentem Rosji, częściej bywa we Włoszech, gdzie przyjaźni się z tamtejszą śmietanką towarzyską. Zajęła się także promocją swojego kraju i rosyjskich projektantów w Paryżu i w Mediolanie. Urządza przyjęcia wystawne jak na carskich dworach, gdzie szampan leje się strumieniami. I gdyby tylko jej pozwolić, odgrywałaby jeszcze większą rolę. „Żona prezydenta nie powinna jednak zbytnio się eksponować i pchać do polityki. Doradzać mężowi. Rosjanie tego nie akceptują”, zauważa politolog Siergiej Markow.
Na piątkę z plusem
Na szczęście dla Baracka debiut Michelle na arenie międzynarodowej wypadł świetnie. Podczas szczytu G20 pani Obama była gwiazdą wśród Pierwszych Dam z całego świata. Pisano, że przyćmiła samą Bruni, co nie jest łatwe. W trakcie rozmów Baracka z politykami buszowała w Harrodsie. Pozwoliła sobie nawet, by podczas wizyty w Buckingham Palace objąć ramieniem królową Elżbietę II. I choć było to faux pas, monarchini nie była zła, a nawet zrewanżowała się prezydentowej podobnym gestem. I widać już, że Michelle doskonale odnalazła się w niełatwej roli Pierwszej Damy. Jest swobodna i naturalna, niczego nie gra. Pokazując przy okazji, że stereotypy Pierwszej Damy, pielęgnowane przez lata, to już historia, do której nie ma co wracać.
Magda Łuków / Viva