Kinga Rusin: Nie, bo sentymentalna bywam tylko, kiedy myślę o moich dzieciach: ich narodzinach, pierwszym dniu w szkole. Wzruszam się, patrząc na nie. 14-letnia Pola już przerosła mnie o pół głowy, 11-letnia Iga ją goni. Czas tak szybko mija… Ale jeżeli chodzi o inne sprawy, to staram się niczego nie rozpamiętywać. Nie zastanawiam się też nigdy, „co by było, gdyby”.
- A robi pani jakieś noworoczne postanowienia?
Kinga Rusin: Mocne postanowienie potrafię powziąć w dowolnej chwili, jeżeli tylko widzę w tym sens.
- Gdzie spędza pani świąteczno-noworoczny okres?
Kinga Rusin: Zwykle jadę z córkami na narty. Wiele wysiłku i czasu kosztowało mnie zaszczepienie im miłości do tego sportu, ale jeżdżą wspaniale! W zeszłym roku po raz pierwszy jednak pojechałyśmy na kitesurfing. Wigilię zjadłyśmy z przyjaciółmi na plaży, a w sylwestra tańczyłyśmy we trzy na bosaka do białego rana!
- Jak pani najchętniej odpoczywa?
Kinga Rusin: Do niedawna nie wyobrażałam sobie nicnierobienia. Bezruch mnie przerażał. Ostatnio uczę się czerpać radość i siły ze zwykłego leżenia. To dla mnie odkrywcze: patrzeć w dal i medytować. Długo tak nie potrafię, ale to i tak bardzo duży postęp.
- Jak udaje się pani pogodzić pracę z obowiązkami mamy?
Kinga Rusin: Hm… To nie jest łatwe. Jestem ambitna. Kiedy pracuję, to na sto procent. Wtedy nie ma mnie dla nikogo. Praca daje mi radość i satysfakcję. Zapewnia byt. Oczywiście, jak każda matka, mam jednak wyrzuty sumienia, gdy nie jestem z dziećmi. Na pocieszenie mówię sobie, że córki mają spełnioną, zadowoloną mamę, z którą mogą wiele rzeczy załatwić. Poza tym, kiedy dziewczyny były małe, poświęcałam im każdą chwilę. Nie pracowałam. Byłam tylko dla nich. Mogłam rozbudzić w nich różne pasje, z których teraz czerpią garściami.
- Czego chciałaby je pani nauczyć, co przyda im się, gdy dorosną?
Kinga Rusin: Najważniejsze, by potrafiły cieszyć się życiem i czuły się spełnione. Do tego nie trzeba góry pieniędzy. Wystarczy odkryć radość w małych rzeczach, mieć plany i ambicje. Jakąś pasję. Co do wychowywania dzieci, to wierzę w pełną miłości dyscyplinę i konsekwencję. Jeżeli nie powiem córkom, co jest w życiu dobre, a co złe, co jest ważne, a co bezwartościowe, kto to za mnie zrobi?
- Macie jakieś domowe rytuały?
Kinga Rusin: Małe dzieci ich potrzebują, bo dają im poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś były to sobotnie i niedzielne spacery. Długie, ale pełne oczekiwanych przystanków: plac zabaw, cukiernia, pierogi w ulubionej restauracyjce. Dziewczynki czekały na każdy taki weekend. Teraz często razem słuchamy muzyki, czytamy.
- Słynie pani ze zdrowego trybu życia. Ekologia to pani pasja?
Kinga Rusin: Tak. Staram się świadomie odżywiać. Nie zatruwać organizmu za własne pieniądze. Także w firmie kosmetycznej, którą współprowadzę, promujemy superekologiczne kosmetyki, np. do pielęgnacji niemowląt, dzieci i skóry mamy. Tym żyję. To mnie ostatnio pochłania.
- A jakieś kobiece słabostki: buty, torebki, perfumy…
Kinga Rusin: Kupowanie płyt i książek to moja obsesja. Później przy łóżku leży kilka rozpoczętych naraz tytułów. Te najciekawsze kończę najczęściej na wakacjach. Lubię dobre buty i torebki, ale nie mam na tym punkcie fioła.
- Co jest dla pani obecnie najważniejsze?
Kinga Rusin: Sama radość życia! Goniąc za szczęściem, potrafimy tak się zapędzić, że zapominamy, co nam to szczęście daje. Umiejętność zatrzymania się, oddechu jest w naszych czasach bezcenna. Staram się o tym pamiętać.
- Czego można pani życzyć na święta i nowy rok?
Kinga Rusin: Żeby wszystko pozostało bez zmian…
- A czego życzyłaby pani naszym czytelniczkom?
Kinga Rusin: By w nadchodzącym roku zmieniły w swoim życiu to, co im przeszkadza się spełniać i rozwijać, co stoi im na drodze do osiągnięcia szczęścia.
Krzysztof Rajczyk / Pani domu
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>