Serial „Anna German” co piątek przyciąga przed telewizory aż sześć milionów Polaków. W Rosji statystyki były jeszcze lepsze, bo tam historię życia i kariery gwiazdy polskiej estrady regularnie śledziło ponad dwadzieścia milionów ludzi. Nie należy się jednak temu dziwić, bo tam Anna jest postacią kultową. I nie ma w tym określeniu żadnej przesady. To ją radzieccy kosmonauci przed startem kosmodromu prosili o zaśpiewanie piosenki „Nadzieja”. Ten sam utwór pokrzepiał rodziny marynarzy z okrętu Kursk. Na wschodzie mówią o niej „Nasza Anuszka”, a jej przeboje ciągle są tam grane przez radia i przypominane przez coraz młodsze pokolenia artystów. Dziesięć lat temu uroczyście odsłonięto gwiazdę Anny German w moskiewskiej Alei Gwiazd. Ale Rosja to nie jedyny kraj, który docenił talent naszej rodaczki – Anna znana była publiczności w Stanach, Francji, Kanadzie i wszystkich państwach byłego bloku socjalistycznego. We Włoszech Annę uwielbiano przede wszystkim w Neapolu. Gdy śpiewała miejscowe piosenki, mieszkańcy dziękowali jej ze łzami w oczach. „Jeśli chcecie posłuchać, jak śpiewa się sercem i duszą, musicie zobaczyć jej występ!”, zachęcał jeden z tamtejszych dzienników. „Jest ucieleśnieniem anioła. Jej głos jest anielski, jej dusza jest anielska, jej serce jest anielskie”, pisał inny. „Cała była ulepiona z dobroci i ludzie to widzieli”, powiedział kiedyś jej mąż. Choć German wydawała się kobietą delikatną i kruchą, miała też niesamowitą siłę, której źródłem była – jak sama mówiła – miłość do ludzi i muzyki. „Bo dla mnie żyć i kochać to śpiewać!”, twierdziła.
Realistka
Anna przyszła na świat w uzbeckim mieście Urgencz. Tuż po tym, jak się urodziła, jej ojciec Eugeniusz German, emigrant z Łodzi, został uznany za wroga ZSRR, aresztowany za szpiegostwo, wywieziony w nieznane miejsce, a następnie rozstrzelany. Anna wraz z matką zostały wysiedlone do Kirgistanu. Wykorzystały jednak pierwszą sposobność, aby wrócić do Polski. Najpierw mieszkały w Nowej Rudzie, potem we Wrocławiu. Przez cały czas milicja, najpierw rosyjska, potem polska, miała je na oku. Być może dlatego dorosła już Anna podkreślała, że polityki unika, i nigdy nie chciała o niej rozmawiać.
Droga na szczyt
Choć na jej głos zwrócili uwagę już nauczyciele w podstawówce, to Anna długo nie dała się namówić na wypróbowanie swoich sił na estradzie. „Byłam geologiem, który chciał śpiewać i czuł się winny, że nie chce być geologiem w praktyce”, tłumaczyła. Wreszcie namówiona przez przyjaciółkę German w 1960 roku poszła na przesłuchania do Wrocławskiej Estrady i zaczęła występować w Teatrze Kalambur. Przełomem w jej karierze okazało się spotkanie z kompozytorką Katarzyną Gaertner. Gdyby nie ona, Anna nie zaśpiewałaby „Tańczących Eurydyk”, które otworzyły jej drzwi do kariery. Co ciekawe, utwór ten początkowo pomyślany był jako szybka piosenka bigbitowa, przeznaczona w dodatku dla Heleny Majdaniec.
W tej wersji jednak nie zwrócił niczyjej uwagi. Dopiero dramatyczne, orkiestrowe wykonanie German rzuciło wszystkich na kolana! Dzięki tej piosence wokalistka wygrała festiwal w Sopocie i dostała zaproszenie na pierwsze zagraniczne występy do NRD i ZSRR. Po kilkunastu miesiącach występowała już w Wielkiej Brytanii, Belgii, Francji, Monako. W kwietniu 1966 roku, już jako wielka gwiazda, wyruszyła w trasę po Stanach. W tym samym roku zadebiutowała też jako aktorka w filmie „Marynarka to męska przygoda”. Świat stał przed nią otworem. A przynajmniej tak się wydawało...
Pierwszy finał
Był koniec sierpnia 1967 roku. Nieco wcześniej Anna wydała dwie płyty: jedną na polski rynek i jedną z muzyką neapolitańską dla wydawcy z Włoch. W ramach promocji tej drugiej wybrała się do Italii na kilka koncertów. Kiedy wracała z jednego z nich, rozpędzone auto, którym podróżowała, uderzyło w kamienną barierę przy słynnej Autostradzie Słońca, łączącej Neapol z Mediolanem. German cudem przeżyła wypadek. Z pogruchotanymi kośćmi krążyła między kolejnymi szpitalami. Lekarze nie dawali jej szans na powrót do pełni zdrowia i kazali jej zapomnieć o szybkim powrocie na estradę. „Tego dnia umarłam”, powiedziała German.
Walka o życie
„Moja sytuacja była rozpaczliwa – i z fizycznej, i z psychicznej strony. Długo nie odzyskiwałam przytomności. Nie mogłam mówić. Pięć miesięcy byłam w gipsie po szyję, kolejne pięć – unieruchomiona już bez gipsu”, wspominała wokalistka w wywiadzie dla jednej z rosyjskich gazet. A jednak się nie załamała! Szukała specjalistów i robiła wszystko, by zwiększyć swoje szanse nie tyle na dalszą karierę, ile na to, by w ogóle wstać z łóżka. Lata spędzone na salach pooperacyjnych umilały jej listy od fanów. To był też czas pracy nad jej książką „Wrócić do Sorrento?”. Na tak postawione pytanie sama zainteresowana odpowiadała zresztą: „Nie”. Do Włoch miała uraz . Po wypadku zaczęła też myśleć inaczej o swoim repertuarze. Dość smutków! Anna chciała przekazywać ludziom „miłość i radość życia”. I niecałe trzy lata po wypadku ze sceny w Sali Kongresowej zaśpiewała: „Uśmiechaj się do każdej chwili złej”.
Bez powrotu
Równie mocno jak polska tęskniła za Anną publiczność rosyjska. Kiedy tylko German znów zaczęła występować, zaproszeniami z ZSRR wręcz została zasypana! Sama piosenkarka nie kryła, że uwielbia język rosyjski i kochała emocje, jakie niosą wschodnie piosenki. Chętnie wracała do Rosji. „Tu jak nigdzie indziej ludzie potrafią docenić dobrą muzykę”, komplementowała tamtejszych słuchaczy. Jej koncerty przyciągały tłumy, a organizatorzy zapewniali jej na tyle komfortowe warunki, że German śpiewała w ZSRR jeszcze nawet w siódmym miesiącu ciąży. Po tych występach zrobiła sobie przerwę. Wszystko dla Zbysia juniora, który przyszedł na świat w listopadzie 1975 roku. Dla niego Anna zrezygnowała też na jakiś czas
z kariery. Mało kto wiedział, że już wtedy musiała znów walczyć o życie po tym, jak zdiagnozowano u niej raka kości. German wróciła na estradę dopiero u schyłku lat 70.
Z klasą, bez silenia się na zmianę image’u czy eksperymenty z repertuarem. Szybko okazało się, że nawet w czasach królowania disco i początków rewolucji rockowej ludzie nadal chcą słuchać pięknych ballad. Po trzech latach od urodzenia synka German znów śpiewała wszędzie – od Moskwy po Toronto. 5 października 1980 roku wyszła na scenę w Melbourne. Nie wiedziała wtedy, że to jej ostatni występ. Tuż po powrocie dowiedziała się, że rak powrócił. Będąc w zaawansowanym stadium choroby, German komponowała pieśni poświęcone Bogu. Zapisywała je na domowym magnetofonie. Odeszła nocą z 25 na 26 sierpnia 1982 roku w warszawskim Centralnym Szpitalu Klinicznym przy ulicy Szaserów. Na jej tablicy nagrobnej widnieje cytat z Psalmu 23: „Pan jest pasterzem moim”.
DOMINIKA WĘCŁAWEK