Dorota Wellman krytykuje wesela na pokaz w felietonie

Dorota Wellman felieton fot. ONS.pl
"Ludzie, wesela nie robi się dla gości, na pokaz!".
Edyta Liebert / 15.09.2016 10:22
Dorota Wellman felieton fot. ONS.pl

Dorota Wellman na stałe gości w opiniotwórczej rubryce popularnego magazynu dla kobiet. Raz tłumaczy, czemu nie obchodzi ją kto z kim sypia, innym razem uwiera ją (między)narodowa sytuacja polityczna. Tym razem dotknęła tematu dość lekkiego. Urządzania przyjęcia weselnego pt. "zastaw się, a postaw się", czyli jak to się robi w Polsce.

W swoim najnowszym felietonie dla "Wysokich Obcasów" Wellman opisała jedno z tych bardziej wystawnych przyjęć weselnych, w których miała okazję uczestniczyć. Imprezę sklasyfikowała jako przyjęcie "na pokaz" robione na siłę, by pokazać się przed rodziną. nie możemy oprzeć się wrażeniu, że temat jest niezmiernie aktualny. Od tygodnia media żyją ślubem Małgorzaty Rozenek i Radosława Majdana. Liczą, ile sukni miała na sobie ""Perfekcyjna...", kto uszył smoking Radosława Majdana, gdzie para pojedzie w podróż poślubną... Wellman w swoim felietonie mówi jasno i wyraźnie: wesel nie robi się na pokaz.

Zostałam zaproszona na wesele. Przyznam się bez bicia, hucznych wesel nie lubię, ale obiecałam. Wystroiłam się jak stróż w Boże Ciało, kupiłam prezent i poszłam. Na przyjęcie zaproszono trzystu gości. Poza parą młodą znałam jeszcze tylko kilka osób. W ogonku do składania życzeń stałam ponad godzinę. Sala, w której odbywało się wesele, była tak wielka, że po to, by przejść na drugą stronę, trzeba było zdejmować buty na obcasach. Właściwie można było wynająć Torwar albo Stadion Narodowy.

- kąśliwie żartuje na samym początku Wellman, a nam otwiera się szufladka w głowie: skąd my to znamy? Chyba każdy z nas był na imprezie z udziałem rodziny i zastanawiał się, czy koszt przyjęcia jest równy cenie średniej klasy samochodu.

Polskie "co łaska", czyli ile kosztuje ślub kościelny?

Stoły zastawione przekąskami, sałatkami to powszechna norma, bo przecież puste być nie mogą. Co z tego, że większość jedzenia się zmarnuje. Ważne, że było, sfotografowane zostało, a że mało kto tknął tatara czy śledzia - trudno.

Kiedy "a co, nie stać mnie" spotyka się z "a kto mi zabroni"

Podobno wystawne wesela są zapisane w naszym kodzie genetycznym. Powoli młodzi ludzie wyłamują się i uciekają od tej reguły, decydując się na przyjęcia dzielone. Rodzina osobno, znajomi osobno. Bez 8-osobowej orkiestry i flaczków "na pierwsze".

To rodzice państwa młodych zdecydowali, że będzie taki ślub, żeby wszyscy zapamiętali, bo przecież ślub jest raz w życiu (nieprawda!). Wystawny, bogaty, robiący wrażenie. Dawniej duże, wystawne wesele było wizytówką rodziny - świadczyło o jej zamożności, hojności i pozycji społecznej. Dziś może być świadectwem braku rozsądku. Nowy kredyt będzie do spłacania przez lata. - Ja chciałabym skromnej uroczystości w gronie najbliższych, rodziny i znajomych, jakieś 30 osób, ale takich, z którymi przebywam na co dzień, z którymi łączą mnie prawdziwe i głębokie relacje - mówiła panna młoda. Chciała ślubu w plenerze, skromnego i niezapomnianego, wyjątkowego, bo o tym weselichu chciałaby jak najszybciej zapomnieć.

Dużo w tym racji. Wielu Polaków wciąż zapożycza się na potęgę, by urządzić wesele (swoich) marzeń, bo przecież kiedyś oni sami nie mogli sobie pozwolić na imprezę "na bogato". Podobnie jest w przypadku chrzcin i komunii. Wychodzi na wierzch zaściankowość i kompleksy. Z drugiej strony młoda para chce, by rodzice byli dumni i zadowoleni. Złoty środek poszukiwany. A może potrzebny jest rozsądek i szczera rozmowa?

Ludzie, wesela nie robi się dla gości, na pokaz. Nie dajcie się i zróbcie taką uroczystość, którą Wy będziecie wspominać z przyjemnością i wzruszeniem. Chcecie wielkiego polskiego wesela - zróbcie. Chcecie rockowego - zróbcie. Chcecie na środku jeziora - zróbcie. Chcecie w tajemnicy - zróbcie. Chcecie małego, cichego, skromnego, tylko dla dwojga - na co czekacie?

Gdyby to tylko od młodych ludzi zależało, to pieniądze zainwestowaliby chętniej w mieszkanie czy inną nieruchomość. Część może założyłaby jakiś biznes dzięki temu. Prawda jest jednak taka, że wszyscy bardzo mocno zależymy od kontekstu rodzinnego. Wciąż decydują uwarunkowania i zaszłości towarzyskie z dawnych czasów. Zaprasza się dawnych znajomych, bo kiedyś naz zaprosili, TĘ ciocię, bo nie wypada, i TEGO wujka też, bo da dużo w kopercie.

Dorota Wellman opisała wydarzenie ze swojego życia. My mamy wrażenie, jakby to był felieton o doświadczeniach każdego z nas. Macie podobne przemyślenia?

Dorota Wellman przekazała 300 tys. złotych na cele charytatywne

Redakcja poleca

REKLAMA