Dorota Gardias - Cena sławy

Dorota Gardias fot. ONS
Od kilku miesięcy paparazzi śledzili każdy jej krok. Musiało prawie dojść do tragedii, by Dorota Gardias ujawniła, że jest już po rozwodzie. Tylko nam pogodynka opowiada o szczegółach rozstania z mężem i aferze z fotoreporterem.
/ 21.02.2011 09:01
Dorota Gardias fot. ONS
Kiedy Dorota Gardias (30) oficjalnie potwierdziła, że rozwodzi się z mężem Konradem Skórą, stała się łakomym kąskiem dla paparazzich. Fotoreporterzy śledzili ją, łudząc się, że odkryją, kto jest nowym partnerem pogodynki. Fotografowano Gardias z każdym mężczyną (m.in. z milionerem Konradem Wojterkowskim, a ostatnio z muzykiem Sebastianem Karpielem-Bułecką), podejrzewając o kolejne romanse. Mimo to żadnemu z paparazzich nie udało się zrobić zdjęć ze sprawy rozwodowej Konrada i Doroty, która, jak dowiedziało się „Party”, odbyła się 10 stycznia w Łodzi.   

Kobieta po przejściach
Dlaczego Dorota Gardias zdecydowała się powiedzieć o swoim rozwodzie? – Do tej pory nie reagowałam na bzdury, które o mnie wypisywano. Ale po ostatnich wydarzeniach, gdy pościg paparazzich za moim autem prawie skończył się wypadkiem, powiedziałam dość – mówi.

Choć od rozwodu Doroty Gardias z pilotem wojskowym Konradem Skórą minęło już półtora miesiąca, dla obojga to wciąż trudny temat. Byłych małżonków najbardziej cieszy fakt, że udało im się uniknąć rozgłosu i komentarzy w mediach. – Wszystko załatwiliśmy podczas jednej rozprawy, która trwała niecałe pół godziny. Rozstaliśmy się bez niepotrzebnego gniewu, za porozumieniem stron – zdradza „Party” Dorota. – Nie mamy do siebie żalu. To była wspólna i bardzo trudna decyzja. Długo do niej dojrzewaliśmy. Nie kłóciliśmy się jednak o żadne mieszkanie ani majątek. Teraz każde z nas zaczyna swoje życie od nowa – dodaje pogodynka.

Plotki o kryzysie w ich małżeństwie zaczęły się, gdy Dorota wzięła udział w „Tańcu z Gwiazdami”. Ale pogodynka przyznaje, że problemy pojawiły się dużo wcześniej. – Oboje z mężem żyliśmy daleko od siebie. Nasze prace bardzo nas pochłaniały. Oboje byliśmy w ciągłych rozjazdach, mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie – mówi „Party” Gardias.

Dorota myślała, że po rozwodzie media dadzą jej spokój i będzie mogła wreszcie normalnie żyć. Nie przypuszczała jednak, że wkrótce stanie się bohaterką głośnej afery.

Na celowniku
To miał być miły wieczór. 31 stycznia Dorota Gardias umówiła się ze swoim przyjacielem, właścicielem jednej z trójmiejskich firm eventowych, na kolację. Najpierw para zjadła sushi w restauracji na warszawskim Wilanowie. Później pojechali samochodem pogodynki do kina w pobliskim centrum handlowym. – Już tam paparazzi robili nam zdjęcia. Na parkingu słyszałam migawkę flesza, ale nie chowałam się, bo nie mam nic do ukrycia. Poza tym fotki, na których widać, jak kupujemy bilety i popcorn, raczej nie są chodliwym tematem – mówi „Party” Gardias. Ale wydarzenia, które rozegrały się potem, przypominały scenariusz dobrego filmu kryminalnego.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Seans skończył się przed północą. Dorota ze swoim znajomym wsiedli do jej srebrnego porsche i odjechali w kierunku Wilanowa. – Kilka minut potem zobaczyłam, że śledzi nas paparazzi. Jego samochód podjeżdżał niebezpiecznie blisko mojego, zajeżdżał mi drogę i gwałtownie hamował. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się bardzo nerwowa i niebezpieczna. Próbowałam uniknąć zderzenia, omijając samochód paparazziego – relacjonuje Gardias. Pogodynka z dużą prędkością przejeżdżała przez progi zwalniające, ale paparazzi nie dawał za wygraną. Wreszcie zatrzymała auto. Zdenerwowany przyjaciel gwiazdy wysiadł i podbiegł do samochodu fotoreportera. – Stanąłem w obronie Doroty i swojej. Każdy normalny facet tak by się zachował na moim miejscu. Szarpanina z fotografem to wynik jego zachowania, napaści na nas. Ale wbrew temu, co on mówi, nie miałem przy sobie żadnego ostrego narzędzia – opowiada znajomy Gardias. Po całym zajściu Dorota odebrała paparazziemu aparat. – Żałuję, że dałam się sprowokować, i bardzo nad tym ubolewam. Działałam pod wpływem emocji i stresu, bo czułam się zagrożona. Gdy odjechałam z tym aparatem, uświadomiłam sobie, jak głupio się zachowałam. Mój towarzysz kazał mi od razu jechać na policję, ale nie posłuchałam – wspomina pogodynka. – Zatrzymałam auto i zwróciliśmy fotoreporterowi aparat – dodaje Gardias.

W obiektywie
 – Wcale nie zajeżdżałem im drogi i nie robiłem nic, co mogło doprowadzić do wypadku. Dorota Gardias kłamie! – broni się oburzony paparazzi ukrywający się pod pseudonimem Gumiś. Jak wygląda jego wersja wydarzeń? – Spotkałem ich przypadkiem. Odkąd prasę obiegły zdjęcia Doroty z Sebastianem Karpielem-Bułecką, stała się chwytliwym tematem. Dlatego za nią pojechałem – opowiada chłopak. Przyznaje, że robił im zdjęcia już na parkingu, ale zachowywał bezpieczną odległość. Po seansie ruszył za nimi. – Dla zmyłki Dorota z parkingu wyjechała sama. Jej towarzysz wsiadł do jej auta dopiero na ulicy i... to mnie zainteresowało – opowiada. Na pierwszym skrzyżowaniu zatrzymał się na równoległym pasie i zrobił parze kilka zdjęć. Wtedy Dorota zaczęła uciekać. Kilka minut później jej auto zatrzymało się na ulicy i wyskoczył z niego przyjaciel Gardias.

– Wcale nie prosił, żebym przestał robić zdjęcia. Od razu wskoczył do mojego auta przez otwarte okno i próbował mi wyrwać aparat. Gdy mu się to nie udało, zaczął mi grozić, że zaraz wyciągnie nóż i go użyje – opowiada „Party” Gumiś. Wtedy podbiegła Dorota, wyrwała mu aparat i odjechała ze swoim towarzyszem. W tym momencie fotoreporter zgłosił telefonicznie kradzież na policji.

Paparazzi twierdzi, że jego wersja wydarzeń pokrywa się z tą, którą zarejestrował osiedlowy monitoring. – Film już trafił na policję. Widać na nim, że to ja zostałem zaatakowany przez Dorotę Gardias i jej partnera – przekonuje fotoreporter i zapowiada, że nie ustąpi. Dlaczego? Twierdzi, że para zniszczyła mu wart kilkanaście tysięcy złotych aparat (ma stłuczony filtr i urwaną lampę błyskową), dlatego będzie się domagał odszkodowania. Jest gotów wytoczyć im proces cywilny.


Zacięta walka
Dorota Gardias też zamierza dochodzić swoich praw w sądzie. – Jestem ofiarą i nie dam z siebie zrobić przestępcy człowiekowi, który mnie prześladował. Zwłaszcza że dzień po tym zdarzeniu doszło do kolejnego zajścia – mówi pogodynka. Dorota wsiadła do taksówki, a wtedy w ślad za nią ruszyły cztery auta paparazzich. Kierowca taksówki próbował uciekać. – Pościg trwał kilkanaście minut. Ci mężczyźni zajeżdżali nam drogę i robili zdjęcia. Wreszcie uniemożliwili mi dalszą jazdę – opowiada „Party” Tomasz Święcki, taksówkarz. I dodaje, że wśród ścigających był Gumiś. Miał obrażać Gardias i wykonywać w jej kierunku obsceniczne gesty. – Ten człowiek mi ubliżał i groził, że mnie załatwi. Pytał: „Boisz się? Dopiero teraz będziesz się bała” – mówi pogodynka. Co na to paparazzi? – Owszem, powiedziałem, że powinna się bać, ale nie mnie, tylko konsekwencji tego, co zrobiła. Nie ubliżałem jej. Na każde jej kłamstwo mam dowody i nie pozwolę nazywać mnie psychopatą – przekonuje Gumiś.

Prawnik Doroty zapoznał się już z dowodami i opracowuje linię obrony. – Nie możemy nikomu zakazać robienia zdjęć, ale ich wykonanie nie powinno stwarzać zagrożenia utraty życia, zdrowia czy naruszenia godności – mówi „Party” adwokat Piotr Kulczycki.

Nowy rozdział
Medialna nagonka wciąż trwa. Jedni za zajście winią Dorotę, ironicznie nazywając ją polską Lady Di. Drudzy – oskarżają Gumisia. Po stronie pogodynki murem stoją inne gwiazdy. Nie jest tajemnicą, że czasem nawet największym sławom puszczają nerwy i wdają się w burdy z paparazzimi. Obrońcy fotografa twierdzą zaś, że obecność paparazzich jest integralną częścią show-biznesu i gwiazdy muszą się z tym liczyć. To cena, jaką płacą za popularność.

Dorota wyciągnęła wnioski z tej afery. – To ostatnia rozmowa, jaką przeprowadzam na ten temat z mediami. Teraz chcę się skupić na pracy, bo czeka mnie mnóstwo nowych wyzwań związanych z tym, że prowadzę aż trzy programy – mówi. Ale jej przyjaciele zdradzają, że Gardias powoli zaczęła też układać swoje życie prywatne. Właśnie kupiła mieszkanie w Wilanowie. Czy zamieszka w nim z biznesmenem z Trójmiasta, w którego towarzystwie jest ostatnio widywana? W odpowiedzi na to pytanie Dorota tylko tajemniczo się uśmiecha.            

Magdalena Jabłońska-Borowik / Party

Redakcja poleca

REKLAMA