Borys Szyc: "Jestem rozdwojony"

Niedawno poszedł do wróżki, żeby sprawdzić, kiedy spotka miłość życia. Powiedziała: „Dopiero po trzydziestych urodzinach”. I właśnie stuknęła mu trzydziestka.
/ 27.03.2014 15:21
Mówią o nim: „Za dużo pije, robi z siebie wariata, jest niestały w uczuciach”. Ale też: „Najzdolniejszy aktor pokolenia, człowiek o stu twarzach”. Prawdziwą twarz Borysa Szyca odkrywa Piotr Najsztub.    

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Borys Szyc:
Dziękuję, 4 września wreszcie przestanę być dwudziestolatkiem, a zacznę być trzydziestolatkiem.

– To będzie coś ważnego?
Borys Szyc:
Będą refleksje. Nikt nie wierzy, że kończę dopiero 30 lat, wszyscy myślą, że jestem jakimś starszym dziadem, bo tyle już wszystkiego narobiłem. Rozmyślam o tym, że jest dwóch Borysów. Jeden chciałby już odpocząć, a drugi gdzieś goni.

– I jaka z tego prawda wypływa?
Borys Szyc:
Że jestem jakoś rozdwojony i mam nadzieję, że to nie jest objaw choroby. Nadziałam, nahasam, narobię rzeczy lepszych, gorszych, głupich i mądrych, a później siedzę spokojnie, oglądam to, co narobiłem i myślę, że to ktoś inny zrobił, nie ja, że ten prawdziwy teraz sobie siedzi i myśli o tym wariacie, który fruwa. Może nawet bardziej lubię tego spokojnego.

– Więc będzie impreza, starsi koledzy będą się cieszyli, że Panu też stuknęła trzydziestka, klepali po plecach, mówili: Borys Szyc: Stary, teraz już będzie inaczej, będą inne smutki... Pan się boi tego, co potem? Jako mężczyzna, nie jako człowiek czy aktor.
Borys Szyc: Raczej na to czekam.

– Dlatego, że Borys-mężczyzna dotąd nie ułożył sobie życia?
Borys Szyc:
W tym rozumieniu pierwotnym rzeczywiście się nie udało. Dostałem na 28. urodziny cały gruby horoskop numerologiczny... I w nim przeczytałem, że dopiero po 30. urodzinach mi się uda, może już tego wieczoru, zobaczymy... Ale ta przepowiednia też mnie trochę ogłupiła, bo wmówiłem sobie, że do trzydziestki się nie uda, więc nie ma co się starać.

– Na szczęście przełom 4 września tuż-tuż...
Borys Szyc:
Chciałbym go wreszcie, choć wiem, że życie z kimś cały czas, przy mojej pracy jest trudne. A przecież trzeba mieć czas, żeby po pierwsze, kogoś znaleźć, a po drugie, trochę się nim pozajmować. Szukam kogoś ciepłego, wrażliwego, kogoś, kto by się mną zaopiekował, bo ja sam sobie nie radzę. To znaczy nie Matka Teresa ani typ mamy...

– Treserka?
Borys Szyc:
Czasem trzeba by mnie było rzeczywiście potresować. Do mnie instrukcja obsługi zmieści się na jednej kartce, trzeba mnie po prostu ładnie oszukiwać i zachowuję się jak trzeba. My, mężczyźni, mamy dosyć prostą instrukcję obsługi.

– Dużo Pan ukrywa przed światem ze swojego życia?
Borys Szyc:
Dużo.

– Ze wstydu czy skromności, żeby nas nie oślepiło blaskiem?
Borys Szyc:
Nie jestem skromny. Tak naprawdę to tworzę maskę „do sprzedawania”, a moje sprawy są tylko moje i niewiele osób o nich wie. Zawsze się popisywałem, robiłem z siebie pajaca, więc ludziom się teraz wydaje, że dlatego się tak zachowuję, bo jestem aktorem, a tak było także wtedy, gdy nim nie byłem.

– Pajacuje Pan w obronie własnej? Żeby się ukryć?
Borys Szyc:
Trochę. Ale bardziej coś mnie tak od środka gnało w pajacowanie i nadal gna. Żeby „to” wyrzucić z siebie.

– Żałuje Pan, że aktorzy w Polsce przestali już być guru? Kiedyś ludzie traktowali ich jak autorytety.
Borys Szyc:
W ogóle autorytety się skończyły. Wystarczy wejść w Internet i tam właściwie nie ma żadnej świętości, której nie można by opierdolić.

– Jednak wstępował Pan do innego zawodu, który z czym innym się w Polsce kojarzył, a teraz po kilku latach zmarniał... Nie żałuje Pan, że nie ma już tamtego świata?
Borys Szyc:
Żałuję. Najchętniej przeniósł-bym się w czasy młodości mojej mamy do Krakowa.


– W Krakowie, z pańską skłonnością do zabawy z alkoholem, zapiłby się Pan na śmierć.
Borys Szyc:
Ale jak by było ciekawie... Drugi pociągający okres to dwudziestolecie międzywojenne...

– Zaczął się od Legionów Piłsudskiego. Wstąpiłby Pan do nich? 
Borys Szyc:
Raczej bym siedział nad kieliszkiem absyntu.

– Nie ma Pan, biorąc pod uwagę pańskie role, skłonności do munduru, do tego męskiego świata?
Borys Szyc:
Mam, może nie do munduru, ale na pewno do jakiejś rewolucyjności, na jakieś barykady to bym pewnie pierwszy poleciał i się bił.

– Nie zdarzyło się Panu?
Borys Szyc:
Ominęło mnie, nie wysypywałem zboża.

– Legendy krążą o pańskim imprezowaniu, że rozkręca Pan każdą. Wchodzi Pan na imprezę i jaka jest pańska pierwsza myśl, jaki plan?
Borys Szyc:
Nie mam planu, to się dzieje spontanicznie.

– Staje Pan w drzwiach i co?
Borys Szyc:
Pytam: „Co tu się dzieje!?”. Mam jakąś taką skłonność do brojenia. Lubię, jak się coś dzieje wokół mnie.

– Twarze imprezowiczów muszą być zwrócone na Pana?
Borys Szyc:
Taką mam przypadłość od dziecka. Już w podstawowej na dyskotece musiałem być w środku kółka, dokoła wszyscy stoją, a ja tańczę, Michaela Jacksona oczywiście.

– Kiedykolwiek Panu ta przypadłość ciążyła?
Borys Szyc:
Czuję się czasem zmęczony sobą, ale tak naprawdę to orientuję się po spojrzeniach ludzi, że może już za dużo, że za bardzo jestem ekspansywny i po prostu ich męczę.

– Bał się Pan już kiedyś, że będzie alkoholikiem?
Borys Szyc:
Bałem się, boję się, ale z drugiej strony mam tyle pracy, że ja po prostu nie mogę się nim stać, bo nie mógłbym być co rano na planie.

– Jest sporo aktorów alkoholików, którzy dają sobie radę na planie. Zatrzyma się Pan w tym tańcu czy nie, a tylko zmęczony świat wokół będzie pustoszał?
Borys Szyc:
Nie chciałbym, żeby pustoszał, chciałbym, żeby się bogacił. Może w tej sprawie trzeba się będzie ruszyć gdzieś dalej. Chociaż uwielbiam ten kraj, tu mi się dobrze żyje, to mam taką ciekawość pracowania gdzie indziej, bo tam inaczej podchodzą do tej pracy ludzie, są nią zainteresowani i zależy im na efekcie końcowym, a nie na tylko na tym, żeby zarobić i kupić sobie samochód.

– To czemu nie pożyczy Pan walizek od Weroniki Rosati i nie uda się w podróż za ocean?
Borys Szyc:
Bo mnie nikt nie będzie przytulał.

– Pomijając ten niewątpliwie nieprzyjemny fakt, to dlaczego nie?
Borys Szyc:
Byłem tam, spotkałem się z Januszem Kamińskim, z muzykiem Markiem Żebrowskim, który pracuje z Lynchem, miałem tam naprawdę kilka genialnych rozmów i wieczorów. I widać, że ci ludzie rzeczywiście coś tworzą. Mają to co i ja mam w sobie – pasję. Tutaj ludzie najczęściej nie mają pasji, nie wiedzą co robić w życiu. Więc jakieś kroki czynię w kierunku tamtego zaoceanicznego świata, ale nie umiałbym rzucić wszystkiego i tam nagle zaczynać od zera. To jednak trzeba robić, jak się jest naprawdę młodym.

– Pan mi trochę wygląda na takiego człowieka, co to wszystko potrafi, utalentowany aktor, skakał Pan zawodniczo na koniach, nagrywa Pan płytę, czasem coś sobie namaluje...
Borys Szyc:
I co z tym dobrem zrobić...


– To się często źle kończy. Za dużo i nie wiadomo właściwie czemu dać ujście. Co z pańską płytą? Dwuletnia ciąża przenoszona?
Borys Szyc:
Wyjdzie jesienią, ale to taki żart muzyczny. I nie chodzi o to, żeby mieć swoją płytę w Empiku, ale o koncerty.

– Spełnienie marzeń, czy ubicie kolejnej piany samouwielbienia, że „i to potrafię!”?
Borys Szyc:
Kurdę, w tym kraju już tak jest, że jak się coś potrafi, to powiedzą, że się człowiek popisuje. A gdzie indziej mówią: o, fajnie, umie to!

– Pan się do czegoś przywiązuje?
Borys Szyc:
Przywiązuję się do rzeczy, żal mi wyrzucić cokolwiek. Czuję się jak pani Ania, u której mieszkałem na studiach, która nie wyrzucała nic, nawet reklamówki i zarastała rzeczami. Jestem właściwie też sentymentalny i żyję wspomnieniami. Mam od przedszkola wszystkie karteczki, zeszyty, jakieś listy, mam taką swoją skrzynkę i jak mi jest źle to sobie ją otwieram.

– Kiedy jest Panu źle?
Borys Szyc:
Jak mi jest smutno, a smuci mnie, że moja córka jest chora, że moja mama nie jest szczęśliwa. Jestem w środku smutny. Siedzę czasem i się smucę. I jest smutnie i cudownie, bo ja lubię być sam.

– Co w tym cudownego?
Borys Szyc:
Gadanie ze sobą.

– I co Pan do siebie gada?
Borys Szyc:
Zaczęło się od udzielania wywiadów. Na przykład udzielałem sobie wywiadów na jakiś zadany temat.

– Rozmawia Pan ze sobą na głos?
Borys Szyc:
To nie jest taki dialog, że „słuchaj, Borys...”. To już by było rozdwojenie jaźni, tylko po prostu tak gadam, jakbym komuś o czymś opowiadał.

– Zdarza się, że ma Pan do siebie w tych pogawędkach pretensje?
Borys Szyc:
Oczywiście, ale wtedy już mówię do lustra, żeby sobie spojrzeć w oczy. I mówię: Co ty robisz, co ty robisz!? Bo czasem nagrzeszę. Momenty, kiedy siebie nie lubię, są wtedy, kiedy orientuję się, że wczoraj gdzieś się komuś naprawdę narzucałem, głupoty gadałem, wymądrzałem na temat, którego właściwie nie znam. Mówię sobie wtedy przed lustrem: Po cholerę, po co, ile można siebie komuś wpychać...

– Kobiety to też są grzechy?
Borys Szyc:
Cudowne to są grzechy.

– Ale potem ona cierpi. Uwiedziona, a potem zawiedziona.
Borys Szyc:
Staram się nie łamać nikomu serca, jak już się decyduję z kimś być, to z nim jestem.

– Nie ma Pan miłostek jednowieczornych?
Borys Szyc:
Kiedyś tak, ale już mi się znudziło.

– Co było w tym nudnego?
Borys Szyc:
Brak rozmowy.

– A to Pana wtedy trzeba słuchać, czy kobieta też może mówić?
Borys Szyc:
Mi się czasem po prostu nie chce mówić i posłuchałbym kogoś innego, gdyby miał coś ciekawego do powiedzenia.

– Jakim jest Pan kochankiem? Ma Pan sobie coś do zarzucenia?
Borys Szyc:
Wiem, co mi się zarzuca. Ale naprawdę nie jestem egoistycznym kochankiem. Właściwie w tej roli bardziej interesuje mnie zadowolenie drugiej osoby niż moje, to mi sprawia jakąś większą przyjemność. Wręcz jestem na tym tle ambitny.


– Podczas seksu jest czas na rozmowę?
Borys Szyc:
Oczywiście. Kiedyś się tego wstydziłem, myślałem, że facet nie powinien gadać, to mi się wydawało niemęskie albo w ogóle nie powinien wydawać dźwięków.

– Śmieszył Pana kiedyś seks?
Borys Szyc:
Tak.

– I co wtedy?
Borys Szyc:
Śmiałem się, dosyć często.

– Jak one to znosiły?
Borys Szyc:
Często były zdziwione, ale mam tak zaraźliwy śmiech, one się zaczynają ze mną śmiać. Mam taki przypływ adrenaliny, że reaguję śmiechem.

– Czerpie Pan jakąś siłę do życia z seksu?
Borys Szyc:
Tak mi się wydaje.

– Z czego jeszcze?
Borys Szyc:
Z ludzi. Wybieram takich, którzy mnie motywują, dają mi energię. Tacy ludzie mnie zachwycają. Mają pasje, mają podobne jak ja podejście do życia albo kompletnie inne, takie, które ja bym chciał mieć, wewnętrzny spokój, a z tego spokoju wynika jakaś mądrość, kiedy ja jestem rozlatany, roztrzepany i tak naprawdę udaję samego siebie.

– Częściej jest seks czy tacy ludzie?
Borys Szyc:
Ludzie są niestety rzadsi.

– A zawodowe miał Szyc porażki?
Borys Szyc:
Nie.

– No to ta nieprzerwana seria sukcesów musiała podgrzać Panu głowę do niebezpiecznej temperatury.
Borys Szyc:
Temperatury się nie boję.

– A chłodna autorefleksja?
Borys Szyc:
Pojawia się zmęczenie samym sobą, swoją publiczną rolą. Czasem człowiek chce, żeby się nikt na niego nie gapił, chciałby się po prostu przejść w spokoju po parku.

– A czasami „człowiek” chciałby czegoś więcej?
Borys Szyc:
Jako mały chłopiec usłyszałem pierwszy raz Grechutę śpiewającego „ocalić swój świat od zapomnienia”. Coś we mnie wtedy drgnęło, że i ja muszę ocalić swój świat od zapomnienia.

– Może ta myśl jest tylko inteligentną formą samouwielbienia?
Borys Szyc:
To nie samouwielbienie, tylko tak mnie to coś ze środka pcha. Już nie siebie kocham najbardziej.

– A kogo?
Borys Szyc:
Córkę.

– Dlatego, że ona się pojawiła, czy coś Pan w sobie dostrzegł takiego, co osłabiło miłość własną?
Borys Szyc:
I to, i to.

– To co Pan w sobie dostrzegł?
Borys Szyc:
Że jestem leniwym, egocentrycznym, nerwowym i trudnym partnerem do życia na co dzień.

– Patrzę na Pana i myślę: jakim cudem dawał Pan sobie radę na koniu jako zawodnik, jest Pan rozedrgany w środku, a koń jest bardzo wrażliwym zwierzęciem i to czuje, więc...
Borys Szyc
: Konie mnie uspokajają, trzeba się wtedy skupić na jednej czynności i inne myśli nie latają wtedy po głowie. Trzeba dobrze tego konia prowadzić, patrzeć, gdzie się jedzie, pilnować dosiadu.

– Jest jeszcze jakaś czynność, która tak Pana uspokaja?
Borys Szyc:
Każda związana ze sportem.

– Seks też?
Borys Szyc:
Też, wtedy nie rozmyślam o innych rzeczach, chociaż podobno ci, którzy mają ADHD, są dobrymi kochankami, tak ostatnio mi pewna kobieta powiedziała.

– Ale to była jej Pana ocen, czy nadzieja na demonstrację?
Borys Szyc:
Nadzieja, ale zaczęła dobrze używać instrukcji.

– Czyli wyglądałoby, że jest Pan prosty, wejść Panu na ambicję i od początku, nawet w ciemno, chwalić.
Borys Szyc:
Obsługa mnie jest naprawdę prosta.

Rozmawiał Piotr Najsztub
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/photo-shop.pl
Makijaż WILSON
Produkcja sesji Anna Wierzbicka
Współpraca Hubert Masalski
Podziękowania dla AUTOKOMIS TEAM NET ONE S.C. G. SKLEPKOWSKI, M. JAKUBASEK ul. BONIFACEGO róg CZARNOMORSKIEJ WARSZAWA
INTER-TESCH ROBERT LEWANDOWSKI
ul. CHŁODNA 29, tel. (022) 654 59 19

Redakcja poleca

REKLAMA