Borys Szyc i Paweł Małaszyński

Wrogowie w „Oficerach” i „Tajemnicy twierdzy szyfrów”. Mogli zostać rywalami, stali się kumplami, choć dzieli ich naprawdę dużo.
/ 27.12.2006 14:36
Agnieszka Prokopowicz: Krążą plotki, że jesteście w konflikcie, że się nie lubicie, konkurujecie...
Paweł: Tak? To może dlatego, że gramy antagonistów. Ale to nieprawda, że się nie lubimy. Do niedawna przecież nawet się nie znaliśmy. Zakumplowaliśmy się dopiero na planie „Tajemnicy twierdzy szyfrów”, czyli kilka miesięcy temu.
Borys: Jak ja mogę z nim konkurować, skoro to on wygrał Viva! Najpiękniejsi??? (Śmiech). A tak serio, to poznajemy się dopiero. Trochę sobie mówimy, ale o rzeczach prywatnych raczej półsłówkami. Nie wiem o życiu Pawła wszystkiego, ale szanuję to. To jest męskie, że faceci nie plotkują o wszystkim.
Paweł: Raczej wyczuwamy swoje nastroje. Patrzę na minę Borysa i widzę, czy jest dobrze, czy coś nie gra.
Borys: Obaj z Pawłem mamy na przykład tę samą pasję – kolekcjonujemy DVD z dodatkami, w których pokazywane są kulisy powstawania filmów. Dużo o tym rozmawiamy, chcielibyśmy tak pracować, jak na Zachodzie.
Paweł: Dziś omawialiśmy „Grę” Davida Finchera. Te rozmowy to nasze marzenia o profesjonalnej pracy.

– Uważacie, że można naprawdę poznać się na planie filmowym? Czego dowiedzieliście się o sobie nawzajem?
Borys: Paweł zaskoczył mnie pozytywnie tym, że jednak ma poczucie humoru (śmiech). Kiedyś myślałem, że nie ma go wcale. Tak się jakoś spinał na początku. Może przy mnie? (Śmiech, Paweł też się śmieje).

– Jak wyglądało przełamanie lodów?
Borys: Powiedzieć wprost? (Śmiech). No, jak zwykle, napiliśmy się.
Paweł: (W przeciwieństwie do Borysa na poważnie). Pierwszego wieczoru na planie „Twierdzy” usiedliśmy razem i gadaliśmy do rana. To był pierwszy raz, kiedy omówiliśmy naszą pracę w „Oficerze”. Ale mówisz, że niby ścigamy się z Borysem?

– Tak myślę. W drodze do podium z napisem „najgorętsze aktorskie nazwisko”. A na tym podium, jak się okazało, jest miejsce dla dwóch.
Paweł: Będę pokorny. Jestem dopiero na początku drogi, zaledwie cztery lata po szkole. Nie zamierzam się z Borysem porównywać. Wszedłem do zawodu, kiedy on już grał. Śledzę jego role od lat i zawsze uważałem, że jest bardzo zdolny.
Borys: Konkurencja jest zdrowa. We mnie często budzi się duch rywalizacji, ale nie czuję zawiści. Choć jak nie dostaję jakiejś fajnej roli, żałuję bardzo.
Paweł: Ja wiem, że Borys żałuje tylko jednego. Że to nie on wygrał konkurs Viva! Najpiękniejsi (śmiech).
Borys: Taaa... Nawet postanowiłem sobie, że nigdy więcej nie udzielę Vivie! wywiadu, ale.. dupa. Złamałem się (śmiech).

– Lubicie się?
Paweł: Poznaliśmy się na planie „Oficera”. Ja wiedziałem już, kto to jest Borys Szyc i byłem go bardzo ciekawy. Ale na początku musieliśmy się ze sobą oswoić.
Borys: To się nazywa „obwąchiwanie towarzyskie”. Wcześniej nie mieliśmy okazji się dobrze poznać, bo zdjęcia do „Oficera” powstawały w Warszawie, a w takich sytuacjach po planie wszyscy rozchodzą się do domu. Ja miałem zaraz zostać tatą, a Paweł był świeżo upieczonym ojcem. Każdy miał swoje sprawy.
Paweł: Wtedy głównie rozmawialiśmy o dzieciach. Porucznik Kruszon i bandzior Grand siadali po zdjęciach w garderobie i gadali o pieluchach. Szybko zorientowaliśmy się, że wiele nas łączy i wiele dzieli. Ja jestem raczej naiwnym idealistą, a Borys to wariat. Nie można go nie słyszeć. Ciągle coś przestawia, śmieje się, szaleje.
Borys: Ja chyba mam ADHD. Dysponuję taką ilością energii, że czasem myślę, że eksploduję.
Paweł: Ale jego wariactwo jest fajne.

– Jakiś przykład tego wariactwa?
Paweł: (Zerkając z uśmiechem na Borysa). Wolałbym nie podawać.
Borys: Ojejku, no bo raz zdemolowałem trochę hotel. Wydawało mi się przez chwilę, że jestem Mickiem Jaggerem.
Paweł: Właśnie o to chodzi, on jest bardziej Mickiem Jaggerem, a ja raczej Johnem Lennonem. Ja mówię: „Pokój”, a on krzyczy: „Zabawa!”
Borys: Tak, rock’n’roll często się we mnie odzywa.
Paweł: On jeden żyje tak, że mógłby obdzielić całą grupę rockową. Wiesz, gdzie w danej sytuacji jest, bo sława płynie przed nim i za nim (śmiech). Mieszkał nade mną w hotelu i hałasował tak, jakby tam był cały zespół Rolling Stonesów.
Borys: Dla mnie doba jest za krótka, zasypiam z poczuciem, że jeszcze coś bym zmajstrował. Zawsze tak było. Mama ciągle była wzywana do szkoły. Mimo piątek na świadectwie, zachowanie miałem naganne. Biłem się o dziewczyny. Mam do dziś dzienniczek z doklejonymi kartkami na uwagi, bo zabrakło czystych. Pełno tam zdań w stylu: „Borys wyrwał koledze pęk włosów na świetlicy”. A dziś? Wyżywam się trochę na play station.

– Play station? W Twoim wieku?
Paweł: A Jan Frycz składa modele statków. A jest jeszcze starszy!
Borys: Ja tu coś wyznam. Jestem klasycznym dużym chłopcem, lubię gadżety i zabawki. Nie to co Paweł, on jest taki bardziej poważny... Poza tym są też różnice podstawowe. Paweł ma żonę...

– Za to obaj macie dzieci.
Borys: Tak, od kiedy na świecie pojawiła się moja ukochana Sonia, cudowna dziewczynka, którą kocham całym sobą, poczułem się innym facetem. Ona mnie naprawdę zmieniła. Błaznuję, żartuję, śmieję się, ale wciąż pamiętam, że mam ją, małego dzieciaczka, który już zawsze będzie ze mną. Taka wydeptana ścieżka we mnie, która będzie sobie rosła do końca życia.

– A jak czujesz się z tym, że tabloidy rozliczają Twoje życie? Pisano, że porzuciłeś swoją dziewczynę, że jesteś winny rozpadu związku.
Borys: Nie lubię, kiedy ktoś pozwala sobie na osądzanie mnie, już to nie jest fair. To było przykre, bardziej dla moich najbliższych, dla Ani, mamy, ciotek niż dla mnie. Sonia, nasza córeczka, na szczęście jeszcze tego nie rozumie. To jest druga strona popularności, tabloidalna. Najpierw opisują cię jako superbohatera, wynoszą cię na szczyt, a potem strącają i mieszają z błotem. Na szczęście ludzie, na których opinii mi zależy, nie czytają tabloidów.

– Sława jak łaska pańska...
Paweł: Tak, tak. Ja też długo oswajałem się z popularnością. Przejmowałem się tym, co kto napisze, jakie zrobi zdjęcie. Powstawały niestworzone artykuły na mój temat, szukano skandali i romansów, których nie było. To był dla mnie szok, nie spodziewałem się, że ludzie potrafią tak kłamać. Teraz już mam dystans. Chcą pisać bzdury, niech wypisują. Ja mam żonę, dziecko i ważniejsze sprawy na głowie.

– Borys powiedział, że jego ucieczką od rzeczywistości jest zabawa, gadżety, te wszystkie chłopięce sprawy. A dla Ciebie co jest azylem, ucieczką?
Paweł: Dla mnie muzyka i rodzina. Z rodziną się wyciszam. Każdy przecież potrzebuje odpoczynku. W szkole też byłem ułożony. Uczyłem się raczej dobrze, choć nie byłem prymusem. Wybijałem szyby, ale nie należałem do największych awanturników. Borys z pewnością był większym.

– Szanujecie się nawzajem? Ludzko, zawodowo...?
Paweł: Jasne. Borys jest naprawdę twardzielem. Wie, czego chce od życia i co chce osiągnąć. Nie marnuje czasu. Mówi zawsze to, co myśli.

– A Ty, Paweł, też jesteś twardzielem? Możesz tak o sobie powiedzieć?
Paweł: Jestem inaczej skonstruowany. Wszystko muszę mieć przemyślane, a Borys czuje coś i natychmiast robi. Mamy podobne cele, ale każdy dochodzi do nich swoimi drogami. Borys szybciej (śmiech). Jest zwierzakiem, Mickiem Jaggerem.
Borys: Witam państwa, kłania się Mick Jagger (zaczyna kolejną kilkunastominutową serię żartów, a Paweł tłumaczy na poważnie).
Paweł: Ja wszystko przepuszczam przez mózg. Oczywiście kiedy pada propozycja głównej roli w „Tajemnicy twierdzy szyfrów” czy „Post Mortem. Opowieść katyńska”, to od razu wiem, że chcę. W „Twierdzy” gra Jan Frycz, Marcin Dorociński i oczywiście kto? Borys Szyc. Tyle że w „Twierdzy” on gra Złego, a ja Dobrego, a w „Oficerach” odwrotnie.

– Pamiętam Was sprzed lat – niepewnych swojej przyszłości młodych aktorów. Paweł ekscytował się Bogusławem Lindą, Borys marzył o roli w filmie. Szybko trafiliście na świecznik. Zmieniliście się przez te kilka lat?
Paweł: Tak, ale wiele w nas z tamtych chłopaków zostało. Przynajmniej niepewność jutra... (śmiech).

– Boisz się o swoją przyszłość?
Paweł: Każdego dnia. To wszystko może się nagle skończyć. Doceniam to, co mam. Pewnie wiele osób chciałoby być na moim miejscu, ale do szczytów jest mi daleko.
Borys: A ja myślę, że prawdą jest, że obrośliśmy w pancerz, bo wchodząc w ten świat byliśmy idealistami, a teraz wiemy już o złych stronach tego zawodu. Wiesz, ile ról miałem rzekomo zagrać, a które dziwnymi zbiegami okoliczności dostawali inni? I to jest OK, tylko nie wtedy, kiedy ja dowiaduję się na końcu.
Paweł: Na początku naiwnie myślisz, że wszyscy chcą twojego dobra. Potem okazuje się, że niewiele osób pracuje z pasją, większość liczy, jak łatwo zarobić pieniądze. Każdy dba tylko o własne interesy. I świadomość tego na pewno zmienia.

– Słyszę narzekania, a gdzie pozytywy?
Borys: Ja tam myślę pozytywnie. Przyjąłem sobie na życie rolę klauna, pajaca, i to mi pomaga przetrwać.
Paweł: Dziękuję Bogu, że mam pracę. Po pierwszej serii „Oficera” wpadłem do szuflady z napisem „gangster” i telefon nie dzwonił 10 miesięcy.
Borys: No co ty? 10 miesięcy? Nie wiedziałem. To zaskakujące, biorąc pod uwagę twoją popularność.
Paweł: Teraz mieliśmy na ekranach „Oficerów”, potem będzie „Tajemnica twierdzy szyfrów” i film Andrzeja Wajdy o Katyniu. Ale na to musiałem długo czekać.

– Przecież zaledwie kilka lat temu czekałeś na debiut. W tej chwili jesteś jednym z najpopularniejszych aktorów!
Borys: I jesteś Viva! Najpiękniejszy! (Śmiech).
Paweł: Spadaj, zazdrośniku, sam byś chciał być najpiękniejszy! Borys ma szczęście, bo gra od dawna w filmach kinowych, ja zacząłem dopiero teraz – w „Post Mortem” i „Świadku koronnym” Jarosława Sypniewskiego.

– A Ty, Borys, czujesz czasami tę niepewność jutra?
Borys: Nie chcę być chojrakiem, ale nie boję się przyszłości. Nie zrozum mnie źle – nie uważam, że jestem najlepszy i świat należy do mnie, ale wiem, że mogę wiele zagrać, mam mnóstwo energii. Jestem jak maszyna drążąca kolejną stację metra, idę do przodu, nie oglądając się na ten tunel za mną. Ciągle mi za mało.

– Wyobrażasz sobie siebie w ułożonym spokojnym życiu?
Borys: Czasami tak, czasami nie. Chciałbym, żeby jeszcze się wszystko ułożyło. Bo mnie zawodowe porażki nie złamią, ale prywatne mogą. I jeszcze jedno: byłem kilka dni w Moskwie i zobaczyłem, jak Rosjanie poważnie traktują sztukę. Przegadaliśmy kilka wieczorów, opowiadałem, co robię, o filmach, serialach, imprezach, i usłyszałem: „A ty się nie boisz, że zaśmiecasz sobie duszę?” Dało mi to do myślenia.

Niedługo potem Borys wybiega z charakteryzatorni, w której rozmawiamy, i śmieje się: „Ale super! Nareszcie jestem ładny!” Paweł patrzy na niego, uśmiecha się i mówi: „No, wariat! Ale fajny”.

Rozmawiała Agnieszka Prokopowicz/ Viva!
Zdjęcia Krzysztof Opaliński/Melon
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka Iga Pietrusińska
Charakteryzacja Iza Wójcik
Produkcja sesji Ewa Opalińska