Agata Młynarska - Kobieta po zakręcie

Agata Młynarska fot. ONS
Jeszcze do niedawna myślała, że ma idealne życie. Była panią z telewizji, gospodynią w wielkim podwarszawskim domu, matką i narzeczoną. Nagle puzzle tej układanki przestały do siebie pasować.
/ 03.03.2009 12:57
Agata Młynarska fot. ONS
Kiedy skończył się jej związek z Jarosławem Kretem, zrozumiała, że to tylko początek zmian. Przez ostatni rok wywróciła swoje życie do góry nogami. Czy teraz jest szczęśliwa?

– Jesteś kobietą na zakręcie?
Agata Młynarska:
Już nie.

– Przejechałaś zakręt?
Agata Młynarska:
Tak. Myślę, że mi się udało. I właściwie bez większej stłuczki (śmiech).

– Szybko i bezboleśnie?
Agata Młynarska:
O nie. To był długotrwały proces pracy nad sobą i nie zawsze było miło i bezpiecznie. Ubiegły rok był dla mnie naprawdę przełomowy.

– Wszystko się zmieniło i w pracy, i w życiu. Najpierw po kilkunastu latach postanowiłaś odejść z telewizji publicznej do Polsatu. Teraz, z perspektywy czasu, uważasz, że to był dobry krok?
Agata Młynarska:
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zrobić inaczej. Od dawna potrzebowałam zmiany i wtedy przyszła ta propozycja. Polsat okazał się dla mnie nie tylko nowym miejscem pracy, ale także miejscem nowych wyzwań. Do tej pory uważałam się przede wszystkim za dziennikarkę prowadzącą program i przypuszczałam, że z miejsca w tym charakterze zostanę zatrudniona, a tu porwał mnie wir pracy nad różnymi programami. Dyrektor programowa stacji Nina Terentiew bardzo chciała, żebym zaczęła zajmować się pracą nad powstawaniem programów, tak jak kiedyś robiłam to w Dwójce. Ustaliłyśmy, że nadal będę prowadziła widowiska takie jak sylwester czy koncert na festiwalu TOPtrendy, ale przede wszystkim miałam zająć się pracą nad nowymi projektami.

– Nie było Ci żal, że nie będziesz występować? Przecież do tej pory to właśnie było dla Ciebie najważniejsze.
Agata Młynarska:
Tak, to prawda, że sprawia mi to ogromną frajdę, ale trzeba umieć spojrzeć na siebie z dystansem. W tym roku kończę 44 lata. Ile można występować na scenie w złotej sukience do połowy uda? Uważam, że każdy musi w szczerej rozmowie ze sobą ustalić granice dla siebie. I przecież mogę poprowadzić koncert, tylko muszę mrugnąć okiem do widza, żeby wiedział, że ja nie udaję młodszej, niż jestem. Najważniejsze jest, by znaleźć dla siebie właściwe miejsce, odpowiednie do wieku i pozycji, i nie udowadniać za wszelką cenę, jak jest się wziętym i fajnym, bo to zraża widzów.

– To czym się teraz zajmujesz?
Agata Młynarska:
Zostałam szefową zespołu nowych projektów i jest to dla mnie ogromne wyzwanie. Moja praca polega teraz między innymi na współpracy przy pozyskiwaniu i  wyborze nowych programów, które będą emitowane w naszej stacji. W tym celu spotykamy się z producentami z Polski i z całego świata i przygotowujemy bibliotekę z propozycjami programowymi. To jest wspaniała przygoda i wielka lekcja telewizji.

– Nie bałaś się, że kiedy znikniesz z wizji, to ludzie Cię zapomną?
Agata Młynarska:
Myślałam o tym. Przez blisko 20 lat swojej pracy w telewizji żyłam w przekonaniu, że istnieję w świadomości ludzi tylko wtedy, gdy ciągle pojawiam się na ekranie. Teraz wiem, że to nieprawda. Nie to jednak było najgorsze. Najbardziej bowiem bałam się sama o siebie. Występowanie na wizji uzależnia jak narkotyk. To rodzaj ecstasy, która cię uskrzydla. Jest mnóstwo ludzi, którzy po zakończeniu pracy w telewizji nie potrafili już odnaleźć się w żadnej innej pracy. Bałam się, że i ja pęknę, że i mnie to dotknie. Przez te wszystkie miesiące uczyłam się budować swoją wartość. Myślę, że zrozumiałam już, że waga mojej osoby nie wynika jedynie z tego, że styliści przed moim wejściem przed kamery powiedzą mi, że wyglądam szałowo.


– Zrozumiałaś, że jesteś ważna bez medialnej otoczki?
Agata Młynarska:
Tak. Nie wiem tylko, czy sama potrafiłabym tego dokonać. Bardzo pomogła mi moja siostra, otrzymałam też ogromne wsparcie od przyjaciół. Pamiętam  moment, kiedy po raz pierwszy zrozumiałam, że muszę się zastanowić nad tym, co jest dla mnie naprawdę ważne. Zamiast umówić się z przyjaciółmi i ludźmi, których naprawdę kocham, zdecydowałam się prowadzić kolejny  koncert. Zawsze bardzo lubiłam takie ogromne imprezy i świetnie się czułam, widząc przed sobą tak wielki tłum. Wtedy jednak byłam zmęczona. Przed wejściem na scenę kręciło się wokół mnie kilkanaście osób. Ktoś poprawiał mi sukienkę, ktoś inny włosy. Wszyscy mówili: „Agata, jesteś super. Wyglądasz bosko”. Weszłam na scenę. Znowu czułam, że mam u stóp cały świat. A potem zgasły światła, wszyscy poszli do domu. Zostałam sama. Jacyś panowie zbierali kable, a ja powoli szłam przez parking do swojego samochodu. Było zimno, grubo po północy. Nie chciałam do nikogo dzwonić. Siedziałam w samochodzie i myślałam, czy właśnie o to mi w życiu chodziło. Rezygnacja z tego trybu życia nie jest jednak łatwa. Długo bałam się tego, że nie znajdę substytutu.

– Nie wrócisz już na wizję?
Agata Młynarska:
To nie tak. Przecież ja z niej nie zniknęłam! W tym roku prowadziłam wielki koncert sylwestrowy w Warszawie i byłam naprawdę szczęśliwa. Uporządkowałam  jednak priorytety. Mniej prowadzę, występuję rzadziej, starannie dobieram propozycje. Warto pamiętać, że obecność na wizji nie jest dana ci raz na zawsze. Media lubią dynamikę i zmiany, lubią też się za kimś stęsknić. Niedawno rozmawiałam o tym z Krzyśkiem Ibiszem. Jesteśmy sobie bardzo bliscy i dobrze się rozumiemy. To on wytłumaczył mi, że ludzie będą  chcieli mnie oglądać, bo będę dla nich jak dobre wino, które pije się tylko od święta (śmiech). Podobało mi się to porównanie. Teraz właśnie nagrywamy z Krzyśkiem pilota nowego programu rozrywkowego. Zawsze chcieliśmy razem prowadzić program, może tym razem nam się uda. Mężczyzna po przejściach, kobieta z przeszłością lub odwrotnie – dobrany duet prowadzących!

– Gazety rozpisywały się, że byłaś załamana, kiedy okazało się, że nie Ty będziesz prowadziła z Ibiszem „Jak oni śpiewają”.
Agata Młynarska:
Wcale nie byłam załamana. Jestem przecież producentem kreatywnym tego programu. I naprawdę uważam, że ten czas z dala od kamer dobrze mi zrobił. Wyciszyłam się, a poza tym po raz pierwszy postanowiłam zadbać o siebie. Wiesz, jaki to daje power? Nieprawdopodobny. To też zasługa Krzyśka. Któregoś razu siedziałam bardzo zmęczona w studiu, a on spojrzał na mnie krytycznie i mówi: „Królewno, czas na zmiany. Przede wszystkim musisz się wziąć za siebie. Kiedy będziesz szczuplejsza i zdrowsza, poczujesz się inaczej, znowu uwierzysz, że możesz wszystko”. Umówił mnie ze swoim trenerem na siłowni i nagle poczułam, że odnajduję się na nowo. Zamiast niezdrowych obiadów zaczęłam rano przygotowywać sobie zdrowe posiłki i pakować je do plastikowych pudełeczek. Uporządkowałam rytm dnia i trzy razy w tygodniu znalazłam czas na ćwiczenia. Na początku czułam, jak niektórzy ze mnie żartowali, ale po kilku miesiącach minka im zrzedła. I Krzysiek, który czasem rano pisze mi SMS-a: „Mała bieżnia wspólnie?”, dał mi ogromną motywację do tej zmiany. I, o dziwo, zrobiłam to dla siebie samej, a nie mężczyzny czy pracy.

– Zmieniłaś nie tylko pracę, ale także życie. Po dwóch latach rozstałaś się z Jarosławem Kretem. Rozpad tego związku wywrócił Twoje życie do góry nogami?
Agata Młynarska:
W życiu kobiety zazwyczaj jest tak, że wszystko się zmienia, gdy się zakochuje lub gdy się rozstaje. U mnie też tak było. Nasz związek zakończył się nagle. Jarek zniknął. Dotychczas było tak, że to ja dzwoniłam, namawiałam do rozmów, tłumaczyłam. Tamtego dnia zrozumiałam, że już nie chcę tego robić. Zamknięcie tego etapu w moim życiu było dla mnie trudne. Okazało się jednak jedynym możliwym rozwiązaniem.


– Wtedy jeszcze mieszkałaś z synami w domu w Zalesiu.
Agata Młynarska:
Tak. I potem, kiedy wiedziałam już na pewno, że mój związek z Jarkiem się skończył, zaczęłam przyglądać się swojemu życiu. Dotąd mój dom w Zalesiu był taką rodzinną mekką. Urządzałam tam święta dla całej rodziny, duże obiady, spotkania przyjaciół. Chciałam, żeby moi synowie mieli poczucie, że mają wspaniały rodzinny dom. I nagle rok temu, patrząc na nich, zrozumiałam, że ten etap mamy już za sobą. Staś kończy studia, Tadzio właśnie je zaczął. Nagle to pasje, studia i życie osobiste stały się dla nich ważniejsze niż kolacje z matką. Zrozumiałam, że taka jest kolej rzeczy, że już czas, żebym przecięła z nimi pępowinę, że muszę im dać wolność. Zaczęliśmy wspólnie rozmawiać i doszliśmy do wniosku, że każdemu z nas będzie wygodniej, jeżeli dom w Zalesiu wynajmiemy i każdy pójdzie w swoją stronę, czyli zamieszka na własną rękę. We wrześniu po raz pierwszy od lat zamieszkałam na Mokotowie, w pobliżu tej ulicy, przy której kiedyś mieszkałam z rodzicami. Niedaleko mojej szkoły.

– Bałaś się tej zmiany?
Agata Młynarska:
Trochę na pewno. W końcu po raz pierwszy w całym swoim życiu miałam zamieszkać sama. Ale wiesz, co się okazało? Że to wcale nie jest straszne. Mało tego. Teraz, kiedy wracam z pracy i przygotowuję sobie sałatkę z rukoli, a potem siadam sama przy swoim ulubionym stole, żeby ją zjeść, to jestem bardzo zadowolona z towarzystwa, w którym przyszło mi spędzać wieczór (śmiech).

– Synowie są z Ciebie dumni?
Agata Młynarska:
Mam nadzieję. I nadal mamy  ze sobą bardzo serdeczny i bliski kontakt. Kiedy chcemy się spotkać, to umawiamy się na wspólną kolację na mieście lub robię niedzielny obiad i gadamy o wszystkim do późna w nocy. Niedawno ze Stasiem poszliś≠my razem na koncert, a Tadzio przychodzi czasem w weekend i oglądamy na przykład cały sezon „Lostów” za jednym zamachem. Wiem, że oni są moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Szanując swoją niezależność, potrafimy cieszyć się z bycia razem.

– Kiedyś było inaczej?
Agata Młynarska:
Kiedyś mogłam napisać poradnik, jak zostać pracoholiczką roku. Żyłam dla pracy, a nie pracowałam, żeby żyć. Szczególnie w mediach łatwo jest w taki korowód wpaść, trudno się z niego wyzwolić.

– Kariera w rozkwicie, stanowisko, mieszkanie w centrum miasta, zadbane ciało. Co taka kobieta jak Ty robi w niedzielę, skoro nie jest już pracoholiczką?
Agata Młynarska:
Wiem, wiem, do czego zmierzasz. Zaraz mnie zapytasz, czy mi jednak nie brakuje męskiego szlafroka w łazience.

– Brakuje?
Agata Młynarska:
Pewnie, że czasem myślę o tym, jak to by było fajnie mieć supernarzeczonego i planować sobie z nim wakacje. Mam jednak poczucie, że czas, który mam teraz, został mi podarowany nie bez przyczyny. Pamiętaj, że mam za sobą dwa małżeństwa i tworzenie rodziny, macierzyństwo, budowanie rodzinnego domu. To już jest za mną. Teraz marzy mi się czasem facet z prawdziwego zdarzenia, partner, którego nie będę musiała niańczyć, tylko taki, który dotrzyma mi kroku, dla którego moja osoba będzie przynajmniej tak samo ważna jak jego (śmiech).

– Podobno po dwóch latach odezwał się do Ciebie Jarek. Nie kusi Cię, żeby spróbować jeszcze raz?
Agata Młynarska:
Spotkaliśmy się i pogadaliśmy.  Co mieliśmy razem przeżyć, już przeżyliśmy. Teraz możemy zjeść razem kolację i powspominać dawne czasy. A życie nieustannie pisze nowe scenariusze, być może jako szefowa nowych projektów znajdę taki, który będzie  dla mnie…

Iza Bartosz / Viva

Redakcja poleca

REKLAMA