Po wygranej w „Tańcu z Gwiazdami” Agata Kulesza powoli wraca do normalnego trybu życia. Po trzech miesiącach intensywnych treningów aktorka wreszcie miała okazję pobyć z najbliższymi. Boże Narodzenie spędziła w rodzinnym domu w Szczecinie, gdzie z mężem Marcinem Figurskim, córką Marianną i rodzicami śpiewali kolędy i cieszyli się świąteczną atmosferą. Teraz pełna sił wróciła do Warszawy, by przygotować się na nadchodzący rok.
– „Taniec z Gwiazdami” się skończył. Jak teraz wygląda Pani grafik?
Agata Kulesza: Kompletnie zmienił się mój tydzień. Ostatnio złapałam się na tym, że jeszcze myślę: o, jest już środa – dziś umiałabym kroki. Czwartek – tańczyłabym z muzyką. Niedziela – powinnam być na nagraniu, a leżę w łóżku. Jak to?
– Podobno Pani i Stefano Terrazzino będziecie reprezentować Polskę na Tanecznej Eurowizji w 2009 roku?
Agata Kulesza: Taka informacja pojawiła się na portalach, ale ze mną nikt na ten temat absolutnie nie rozmawiał. Gdyby jednak tak było, nie sądzę, że jestem odpowiednią osobą na taki konkurs. Powinni się tym zająć młodzi ludzie.
– „Ognista babka”, „klasa i wdzięk”, „osiągnęła sukces, wcale się nie mizdrząc”, „charyzmatyczna” – tak postrzegają Panią internauci.
Agata Kulesza: To miłe, że tak piszą... Skończył się „Taniec z Gwiazdami” i ludziom więcej niż dotychczas mówi nazwisko Kulesza. Ale w związku z tym nie odczuwam żadnej euforii. Za długo pracuję w tym zawodzie i nie zostałam aktorką tylko dlatego, że chciałam być na okładkach gazet.
– Kiedy po raz pierwszy poczuła Pani, że chce być aktorką?
Agata Kulesza: W drugiej klasie liceum wymyśliłam sobie, że pójdę do szkoły aktorskiej. Nigdy nie brałam udziału w konkursach recytatorskich, nie grałam w amatorskim teatrze, ale zawsze miałam zacięcie artystyczne. Jako dziecko tańczyłam w domu kultury, chodziłam na balet, trochę śpiewałam, więc występowanie było mi bliskie.
– Podobno była Pani kujonem…
Agata Kulesza: W tej szkole nie można być kujonem (śmiech). Miałam stypendium od ministra i dyplom z wyróżnieniem, ale to nic nie znaczy. Na sukces w tym zawodzie składa się wiele składników: odporność, umiejętność walki o samego siebie i pewna niezależność. Moja droga potoczyła się spokojnie i bez fajerwerków, ale to, co zrobiłam do tej pory zawodowo, ma jakość. A to jest dla mnie najważniejsze. Nigdy nie chciałabym być pustym pudełeczkiem przewiązanym wstążeczką. To zawód, który kocham i muszę odczuwać satysfakcję. Nie mogę mieć na swoim koncie rzeczy, których potem będę się wstydzić.
– Czyli np. rozbieranych scen i zdjęć?
Agata Kulesza: Nie, działania wbrew sobie. Mam swoje zasady i nie pozwolę, by kiedykolwiek ktoś dyktował mi, co mówić, jak mam wyglądać i funkcjonować w tym świecie.
– Nie boi się Pani, że po wygranej w „Tańcu z Gwiazdami” ludzie będą wchodzić w Pani życie z butami?
Agata Kulesza: Wiem, że ludzie są teraz ciekawi, kim jestem, więc udzielam wywiadów. Ale w pewnym momencie powiem „stop”. Ile można mówić o tym, jak mi się tańczyło ze Stefanem i dlaczego oddałam porsche.
– A tak właściwie to dlaczego je Pani oddała?
Agata Kulesza: Czułam taką potrzebę.
– Kobiety lubią gadżety...
Agata Kulesza: Ale ja nie jestem gadżeciarą. Lubię fajne torby, dodatki. Mam też słabość do butów. W nagrodę za te tygodnie spędzone na parkiecie kupiłam sobie płaszcz. Mam nadzieję, że wybiorę sobie jeszcze coś z biżuterii. Poza tym mam również swoją Kryształową Kulę!
– Czy udało się już zlicytować auto?
Agata Kulesza: Niestety, nie. Razem z moim agentem musimy przejść przez wiele sytuacji prawnych, zanim uda się przekazać pieniądze na hospicjum dla ludzi starszych. Podjęcie tej decyzji nie było trudne, nie musiałam ze sobą walczyć i to uważam za moją największą wygraną. To był także dobry moment, żebym wszystko, co zostało mi dane, mogła pchnąć dalej. Na razie zapłaciłam za porsche podatek, teraz muszę je ubezpieczyć i zarejestrować, a dopiero potem zostanie mi wydane.
– Oprócz talentu tanecznego ma Pani także świetny głos. Nie myślała Pani o jakimś muzycznym show?
Agata Kulesza: Owszem, śpiewam i jeśli przytrafiłaby mi się śpiewana rola w teatrze, to chętnie podejmę to wyzwanie. A udział w show? Na razie jeden mi w zupełności wystarczy!
– Podobno taniec bardzo poprawia kondycję...
Agata Kulesza: Teraz mam zwarte mięśnie i wchodzę na trzecie piętro bez zadyszki. Czuję się mniejsza, lżejsza i bardziej krucha. I bardzo lubię tę kruchość. Mam młodsze ciało i psychiczny komfort. Boję się tylko, co będzie dalej. Może powinnam biegać, ale nienawidzę tego robić. Jeździć na rowerze? Też nie przepadam. A siłownia? Nudy!
– A treningi ze Stefanem? Podobno wciąż tańczycie razem!
Agata Kulesza: To nieprawda! Raz po nagraniu Stefek odwiózł mnie na sesję zdjęciową do szkoły baletowej. Potem ukazały się w gazetach nasze zdjęcia, tyle że zamiast Stefana był na nich mój stylista, z którym wybierałam sukienki.
– Nudziara!
Agata Kulesza: Szalone jest to, że zgodziłam się zatańczyć w show! Czasem bywam nieprzewidywalna, ale prowadzę normalne życie. Lubię się bawić, pójść na imprezę lub ze znajomymi z teatru na piwo.
– Czy króluje Pani na parkiecie?
Agata Kulesza: Jeśli mam dobry dzień, to tak. Ale koledzy powiedzieli, że już nie będą ze mną tańczyć! Śmiejemy się, bo na próbach podchodzą do mnie np. krokiem rumby i mówią, że dobrze zagrałam, więc dostanę cztery dziesiątki.
– Zdarza się Pani być gwiazdą również w domu?
Agata Kulesza: W domu jestem normalną Agatą i matką, na którą krzyczą, że znów nabałaganiła albo czegoś nie zrobiła, bo znów poszła czytać. Mogę mieć bałagan w kuchni i zatapiać się w lekturze, bo nauczyłam się celebrować małe przyjemności.
– Słyszałam, że bywa Pani straszną bałaganiarą.
Agata Kulesza: Przez te trzy miesiące treningów mój mąż z córką doskonale sobie radzili i jedyną osobą, która bałaganiła w domu, byłam ja. Miałam na fotelu ogromną stertę ciuchów, ale już to ogarnęłam!
– Jaką jest Pani mamą?
Agata Kulesza: Przede wszystkim staram się rozmawiać z moim dzieckiem o wszystkim. Córka wie, że może przyjść do mnie z każdym problemem i wspólnie spróbujemy go rozwiązać. Czasem bywam niecierpliwa, nadopiekuńcza i mało uważna, ale wtedy Marianka natychmiast przywołuje mnie do porządku!
– Córce nigdy nie dokuczano, że jej mama wywija na parkiecie?
Agata Kulesza: Wprost przeciwnie! Czasem Marianka przychodziła ze szkoły i mówiła: „Wiesz, mamo, dzisiaj chłopcy powiedzieli, że ładnie zatańczyłaś”. To było bardzo miłe. Moja córka jest zrównoważoną osobą i fakt, że jej mama tańczyła w show, niczego nie zmienił.
– Czy jak „zwykły” rodzic chodzi Pani na zebrania do szkoły?
Agata Kulesza: Oczywiście i jestem bardzo zakolegowana z innymi mamami. Odwiedzamy się prywatnie i wszyscy rodzice koleżanek i kolegów mojej córki traktują mnie zupełnie normalnie.
– Mąż Panią rozpieszcza?
Agata Kulesza: Czasem dostaję od niego kwiaty albo drobne upominki. Śmieję się, że gdyby kupił mi futro, zaczęłabym go o coś podejrzewać.
Magda Jabłońska / Party